Wpadł na wyjątkowo jąkającego się kocura, który obiecał pomóc mu znaleźć motylka. Uradowany Świt skoczył kilka razy, wysoko ku górze, prawie zrównując się z pyskiem rudego.
- Przekonam ją! Zobaczysz. Jak się nie zgodzi, to będę ją strasznie długo prosił o pozwolenie - miauknął pewny siebie point. Okrążył dwa razy ucznia, nim udał się do rodzicielki.
Trzcinowy Brzeg wraz z Ciężkim stali obok siebie i spoglądali na truchtającego ku nim Świt.
- Mamo, mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Dosłownie! Goniłem motylka, takiego dużego i wspanialego! O ogromnych skrzydłach. Bawiliśmy się w berka, lecz mi przebrzydły uciekł, a skoczyłem ku niemu, żeby dorwać skubanego. - snuł opowieść ze swojego krótkiego życia najmłodszy.
- Przejdź do sedna sprawy, bo będziemy tu stać tak długo, aż oblezą nas robale. - przerwała porywającą historię Trzcinowy Brzeg. Zadrżała na wspomnienie o owadach, chodzących po ciele nieruszającego się kota.
- Czyli... Jak będziemy stać, to motylek do mnie przyleci, usiądzie na mojej sierści i.... DORWĘ GO! Jesteś genialna! Kocham cię, mamusiu - powiedział szybko kociak, ocierając się o matkę. W tej chwili poczuł kaskady wdzięczności skierowane ku tej, która wydała go na świat. Tyle ganiał, a ta podsunęła pointowi pod pysk gotowe rozwiązanie.
Ciężki zaśmiał się.
- Ale głupol - skomentował krótko. Świt bez zawachania wysunął pazury i ciachnął nimi brata. - Mamo, on mnie bije za szczere słowa! - oburzył się puchaty kocurek, skrywając się za drobniejszą od niego matką. Żółte oczy, pełne gniewu, skierował na młodszego. Gdyby miał w nich śmiercionośne pioruny Klanu Gwiazd, Świt już dawno leżałby martwy i przypieczony na ziemi.
- Kochanie, doceniam twój entuzjazm, ale żadne z nas nie wytrzyma całego dnia, stojąc bez ruchu. Motylek nie wróci, bo leci w inną stronę. One nie lubią wracać w to samo miejsce - wytłumaczyła cierpliwie Trzcinowy Brzeg.
Świt położył uszy po sobie. Chłodne słowa karmicielki ostudziły entuzjazm pointa, lecz nie pozbawiły go całkowicie. Cały czas w środku buzowała w nim nadzieja na schwytanie w swoje łapy i.... krótką zabawę z małym stworzonkiem. Byle mama nie odbierze mu marzeń czy chęci do wykorzystania ostatnich księżyców dzieciństwa.
- A mogę chociaż z nowo poznanym kotem pościgać motyla? - zapytał się, patrząc w oczy matki proszącym spojrzeniem. Morska toń tęczówek pointa rozjaśniała przez promienie wiosennego słońca, oświetlającego obóz Klanu Wilka. - Z kim idziesz na łowy?
Świt wskazał ciemną końcówką ogona na Leszczynową Łapę. Trzcinowy Brzeg wraz z Ciężkim spojrzeli w tej samej chwili ma rudego ucznia. Młody kocur skulił się i bez żadnego powodu popłakał się.
- Z nim? Jesteś pewien? - zapytał się z nutą pogardy brat.
- Nie wierzysz w niego? On będzie przynosił ci mięso, jak już sam będziesz trenował! Pokażę wam, że ten kocur jest zdolny do wielu czynów! - miauknął buntowniczo Świt. Podreptał do przyszłego wojownika. - Ej, co się stało? - zapytał się ostrożnie, widząc pogrążonego w ogromnym cierpieniu członka klanu.
- B-bo o-oni n-na m-mnie s-sp-spojrzeli b-bez p-powodu - ledwo co zdołał powiedzieć cokolwiek Leszczynowa Łapa.
Świt pochylił się nad pyskiem rudego i zaczął zlizywać jego łzy. Z tyłu głowy nadal chodziła mu natrętna myśl: Złap motyla, złap motyla. Potrzebował kogoś do asystowania podczas polowania, więc musiał w miarę szybko, chociaż częściowo, uspokoić rudego.
- Nie masz się czym przejmować. Przedstawiłem im ciebie. Polubili cię. Pozwolili nam na szukanie motyla. Wstawaj! Jak będziesz mi tu płakał, to zdobycz nam ucieknie. Pomogę ci wstać! - Świt tracał pyskiem ciało ucznia, chcąc, by wstał na własne cztery kończyny.
<Leszczynowa Łapo?>
- Przekonam ją! Zobaczysz. Jak się nie zgodzi, to będę ją strasznie długo prosił o pozwolenie - miauknął pewny siebie point. Okrążył dwa razy ucznia, nim udał się do rodzicielki.
Trzcinowy Brzeg wraz z Ciężkim stali obok siebie i spoglądali na truchtającego ku nim Świt.
- Mamo, mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Dosłownie! Goniłem motylka, takiego dużego i wspanialego! O ogromnych skrzydłach. Bawiliśmy się w berka, lecz mi przebrzydły uciekł, a skoczyłem ku niemu, żeby dorwać skubanego. - snuł opowieść ze swojego krótkiego życia najmłodszy.
- Przejdź do sedna sprawy, bo będziemy tu stać tak długo, aż oblezą nas robale. - przerwała porywającą historię Trzcinowy Brzeg. Zadrżała na wspomnienie o owadach, chodzących po ciele nieruszającego się kota.
- Czyli... Jak będziemy stać, to motylek do mnie przyleci, usiądzie na mojej sierści i.... DORWĘ GO! Jesteś genialna! Kocham cię, mamusiu - powiedział szybko kociak, ocierając się o matkę. W tej chwili poczuł kaskady wdzięczności skierowane ku tej, która wydała go na świat. Tyle ganiał, a ta podsunęła pointowi pod pysk gotowe rozwiązanie.
Ciężki zaśmiał się.
- Ale głupol - skomentował krótko. Świt bez zawachania wysunął pazury i ciachnął nimi brata. - Mamo, on mnie bije za szczere słowa! - oburzył się puchaty kocurek, skrywając się za drobniejszą od niego matką. Żółte oczy, pełne gniewu, skierował na młodszego. Gdyby miał w nich śmiercionośne pioruny Klanu Gwiazd, Świt już dawno leżałby martwy i przypieczony na ziemi.
- Kochanie, doceniam twój entuzjazm, ale żadne z nas nie wytrzyma całego dnia, stojąc bez ruchu. Motylek nie wróci, bo leci w inną stronę. One nie lubią wracać w to samo miejsce - wytłumaczyła cierpliwie Trzcinowy Brzeg.
Świt położył uszy po sobie. Chłodne słowa karmicielki ostudziły entuzjazm pointa, lecz nie pozbawiły go całkowicie. Cały czas w środku buzowała w nim nadzieja na schwytanie w swoje łapy i.... krótką zabawę z małym stworzonkiem. Byle mama nie odbierze mu marzeń czy chęci do wykorzystania ostatnich księżyców dzieciństwa.
- A mogę chociaż z nowo poznanym kotem pościgać motyla? - zapytał się, patrząc w oczy matki proszącym spojrzeniem. Morska toń tęczówek pointa rozjaśniała przez promienie wiosennego słońca, oświetlającego obóz Klanu Wilka. - Z kim idziesz na łowy?
Świt wskazał ciemną końcówką ogona na Leszczynową Łapę. Trzcinowy Brzeg wraz z Ciężkim spojrzeli w tej samej chwili ma rudego ucznia. Młody kocur skulił się i bez żadnego powodu popłakał się.
- Z nim? Jesteś pewien? - zapytał się z nutą pogardy brat.
- Nie wierzysz w niego? On będzie przynosił ci mięso, jak już sam będziesz trenował! Pokażę wam, że ten kocur jest zdolny do wielu czynów! - miauknął buntowniczo Świt. Podreptał do przyszłego wojownika. - Ej, co się stało? - zapytał się ostrożnie, widząc pogrążonego w ogromnym cierpieniu członka klanu.
- B-bo o-oni n-na m-mnie s-sp-spojrzeli b-bez p-powodu - ledwo co zdołał powiedzieć cokolwiek Leszczynowa Łapa.
Świt pochylił się nad pyskiem rudego i zaczął zlizywać jego łzy. Z tyłu głowy nadal chodziła mu natrętna myśl: Złap motyla, złap motyla. Potrzebował kogoś do asystowania podczas polowania, więc musiał w miarę szybko, chociaż częściowo, uspokoić rudego.
- Nie masz się czym przejmować. Przedstawiłem im ciebie. Polubili cię. Pozwolili nam na szukanie motyla. Wstawaj! Jak będziesz mi tu płakał, to zdobycz nam ucieknie. Pomogę ci wstać! - Świt tracał pyskiem ciało ucznia, chcąc, by wstał na własne cztery kończyny.
<Leszczynowa Łapo?>
Dont cry Leszczynku
OdpowiedzUsuń