— Myślisz, że nie żyje? — zapytała się zadowolona liliowa, która nie do końca pojmowała ideę śmierci. — Wygląda głupiej niż zazwyczaj! — dodała wrednym tonem, przypominając sobie, że mamusia strasznie go nie lubiła. A skoro Bazylia tak uważa, oczywistym jest, że i jej córka ma do tej sprawy podobne podejście!
— Chyba faktycznie go zabiłyśmy — odparła calico z zadowoleniem, a następnie wraz z siostrą skierowała się bliżej leżącego kocura. Ciemna prędko zmarszczyła nosek i z niesmakiem parsknęła. — O fuj, jak on śmierdzi! Trzeba uważać, żeby ten odór i nas nie zabił — zaśmiała się tajemniczo, a po chwili ciszy rzuciła na cętkowaną, próbując zakryć jej nosek łapą. — No dalej, bo jeszcze złapiesz jakieś śmiertelne choróbsko! Musisz zakryć czymś ten nochal!
— W takim razie ty też, Konopio! — wysapała śmiesznie zduszonym tonem, usiłując zrzucić z siebie atakującą szylkretkę, co nie było proste. Siostra wczepiła się w jej liliowe futerko, a w dodatku objęła pyszczek, przez co pręgowanej powoli zaczęło brakować powietrza. Ostatnimi siłami odepchnęła trójkolorową i z obrażonym prychnięciem odskoczyła na bok. Jednak już moment później obie koteczki obchodziły dookoła zabitego przez szyszki kocura, który wytrwale trwał w swej pozycji, w poszukiwaniu czegoś na zakrycie pyszczków.
— Ostróżko, znalazłam — oznajmiła radośnie zielonooka, podbiegając do zaintrygowanej kotki z mordką pełnym liści. Wypluła zieloną wiązankę na łapy jasnej i kontynuowała. — Możemy z nich zrobić osłonki na pyszczki, przez co będziemy bezpieczne i niczym się nie zarazimy.
— No dobra, ale jak chcesz to zrobić? — miauknęła z nieco mniejszym zapałem niż siostra, próbując nadziać na pazurek znalezisko calico. Przez chwilowe zafascynowanie pomysłem Konopii, która razem z nią nachylała się nad niewielką stertą starając się opracować nowy wynalazek, nie zauważyły zbliżającego się zagrożenia.
— Bu! — krzyknął donośnie rudy wojownik, co skutkowało podwójnym piskiem ze strony przestraszonych kociaków. Skulone w niemal jedną całość, przywarły do siebie bokami i niepewnie spojrzały zza siebie.
— Ej, ty miałeś nie żyć! — oburzyła się cętkowana kotka, wyskakując do przodu oraz mierząc starszego kocura surowym spojrzeniem. — Nie wiesz, że nie można powracać do życia bez uprzedzenia, łachudro? — skrytykowała go zjadliwie, jednak nawet to nie poruszyło brata Księżyca, który posłał córkom zawadiacki uśmiech.
— Dobrze, zapamiętam na przyszłość — obiecał, kiwając głową, by nadać własnym słowom większą wagę. Ostróżka uniosła powątpiewająco brwi, ale postanowiła zignorować wkurzającego mamę samca i wsłuchała się w jego dalszą wypowiedź. — Co powiecie na małą wycieczkę poza obóz? Wiem, że być może jesteście nieco za małe, ale na pewno nie powiecie o tym nikomu, prawda? — zaproponował, puszczając koteczkom oczko i zaczynając kierować się w stronę wyjścia z polanki.
— Co o tym sądzisz? — mruknęła do calico zielonooka, starając się ukryć podekscytowanie świerzbiące ją w łapy. Gdyby to od niej zależało, to odstawiłaby całą niechęć skierowaną do kocura i od razu pobiegła odkrywać nowe tereny; nie mogła jednak zostawić siostry.
<Konopio? Nikt nie broni nam zabić taty po raz drugi>
To było słodkie
OdpowiedzUsuń<3
Usuń