Rudzikowy Śpiew był znacznie lepszym mentorem. Doszkolił go tak jak od zawsze pragnął. No i to była klasa, a nie. Był szczęśliwy. Echo dostała to na co zasługiwała, a on odżył. Pozbył się jednego problemu, jeszcze tylko wkopać w coś Zajęczą Troskę i będzie czuł się jak w niebie. Widząc Tulipanowy Płatek, która rozmawiała na jakiś temat z Popielatym Świtem, podszedł do niej, uśmiechając się szeroko.
— Mamo, mamo! Wiesz co mi Rudzikowy Śpiew powiedział? Że nieźle sobie radzę! Niedługo zostanę wojownikiem! — pochwalił się kocicy, podskakując z radości. — Pokonałem go trzy razy w walce! Widzisz? Jestem lepszy od Mglistej Łapy! — rozpierała go duma, że być może okazał się lepszy od swojej siostry.
Kocica widząc radość syna, aż uśmiechnęła się pod nosem.
— Cieszę się, że zmiana mentora ci służy — wymruczała, przerywając pogaduszki ze swoją przyjaciółką. — Na pewno teraz szybko zostaniesz wojownikiem. Tylko pamiętaj, żeby się zachowywać porządnie.
— Wiem. Nie będę robił sobie wstydu przed liderem — mruknął zadowolony. — Nawet rozmawialiśmy o Lepkich Łapkach. Wiesz, że myśli o wygnaniu jej z klanu? — Uśmiechnął się szeroko.
Miał nadzieję, że rudy przemyśli sprawę i naprawdę dojdzie do przepędzenia tej staruchy. Zginie wtedy samotna i zapomniana gdzieś w lesie. Czyli tak jak na to zasługiwała. Wiedział, że mama również podzielała jego entuzjazm. Nie darzyła w końcu kocicy sympatią.
— Mam nadzieję, że się na to zdecyduje. Ta wariatka nie zasługuje na miejsce w Klanie Nocy. — odparła.
— Klan Gwiazdy ją opuścił — Popiołka pokręciła smutno łbem.
Spojrzał na Popielice, krzywiąc pysk. Ugh. Znajoma matki też odklejona od rzeczywistości. Czemu musiała wspomnieć o tych zasranych gwiazdkach? Aż coś go skręciło w brzuchu. Przez te codzienne modlitwy zwracał kolację i miał dość tego marnowania czasu. Przychodził, bo przychodził. Odbębniał sprawę i leciał spać, bo zimno było jak cholera.
— Ta... Jasne — prychnął z drwiną na ten jej komentarz odnośnie duchów — Mogłem się spodziewać, że masz takich... znajomych... Ugh... — Otrząsnął się zdegustowany.
Nie robił nic złego. Przecież matka również miała problem do jego znajomych. Nie chciała by przyjaźnił się z Turkuciem, bo był małym kocięciem. Czemu więc on nie mógł podzielić się swoją opinią w tym temacie?
Obie kotki zmierzyły go chłodnym spojrzeniem.
— Ktoś się chyba zapomniał — syknęła Tulipan, kładąc po sobie uszy. — I chyba, mimo wieczornych modlitw, jeszcze mu mało.
— Że co proszę? Przecież nie obraziłem tej cnotki! Skomentowałem tylko twój gust. Mam prawo wypowiadać swoje własne zdanie. — Skrzywił nos.
Naprawdę zrobi o to aferę? Sądził, że miała więcej rozumu. A zresztą... Nie zamierzał jej ulec. Nie przy jej znajomej. Już dość nasłuchał się tego, że był maminsynkiem, który kulił się na krzyk niebieskiej. Musiał sobie udowodnić, że to nie była prawda.
— Być może masz, ale na pewno nie w ten sposób — Zmarszczyła brwi. — Mówiłam, że nie masz pyskować do matki — wypomniała mu, wwiercając w niego zimne spojrzenie.
— Nie pyskuje! — prychnął. — Po prostu... Klan Gwiazdy mnie opuścił — zaśmiał się, bo to tak niedorzecznie brzmiało. — No i co? Modlicie się do tych duszków i nic z tego nie macie. To dopiero wstyd. Lepiej ten czas modlitw spożytkować na polowanie, a nie w coś co nie istnieję.
Popielata wydała z siebie oburzone prychnięcie, odwracając łeb z głęboką urazą, podczas gdy Tulipanowy Płatek wstała i podeszła do syna, unosząc wywyższająco łeb.
— Wieczorem masz się zjawić jak zwykle na modlitwie. Tym razem pójdziemy poza obóz. Do tego czasu masz szansę przemyśleć swoje zachowanie i przeprosić. Zrozumiałeś?
— Ta... Bo już nic nie można powiedzieć — fuknął pod nosem. — Nie spinaj się tak. Przecież to nic wielkiego. Robisz jakiś problem tam gdzie go nie ma. — stwierdził, nie widząc nic złego w tym co powiedział. Przecież to były tylko bajki! To tak jakby kociak się obraził, bo w zabawie nie mógł zostać liderem klanu! — No dobra to idę. Dalej sobie śnijcie na jawie. Może kiedyś się z tego obudzicie i przyznacie mi rację — Uniósł dumnie łeb, tak jak matka, by pokazać swoją wyższość, chociaż nadal jej nie przerósł, co go irytowało, po czym odszedł.
***
No i przyszedł wieczorem, chociaż się spóźnił. Zrobił być może to specjalnie, by podroczyć się z kocicą, bo go wkurzyła. Zasługiwała na pomarznięcie na zewnątrz przez chwilę.
— Jestem...
Gdy tylko się zbliżył, zdzieliła go łapą po łbie.
— To za spóźnianie się — mruknęła, po czym powtórzyła wcześniejszy gest. — A to za twoje zachowanie wobec mnie i Popielatej.
Skrzywił się, bo nie spodziewał się takiego powitania. Machnął niezadowolony ogonem, kuląc uszy.
— Ał! — Pomasował się łapa po łbie. — Już? Wyżyłaś się? Zadowolona?
— Nie. — syknęła. — Co sobie myślałeś, mówiąc takie rzeczy? Zachowałeś się jak rozpuszczony bachor! Co ci mówiłam o zastanowieniu się dwa razy, zanim cię ci się wysypie z pyska?
— Nie umiem się zastanawiać. Powiedziałem po prostu co myślę o tej waszej szopce. To żałosne. Niedobrze mi się zrobiło na tą waszą pobożność, to co? Miałem to zignorować? Popielata ma jeszcze szansę wyjść na koty, ty to już dawno jesteś stracona. Nie wierzę, by ci się odmieniło.
Jeszcze raz go zdzieliła po pysku, słysząc jego słowa.
— Niewdzięczny bachorze. — Wycedziła ze złością. — Tyle robię dla tej rodziny, a ty nawet nie potrafisz się porządnie zachować. I tak, jak cieszyłam się, ze zostaniesz niedługo wojownikiem, tak coraz bardziej się zastanawiam, czy parę dodatkowych księżyców jako uczeń i to pod moim okiem nie wyjdzie ci na dobre.
Wlepił w nią zaskoczony wzrok. Co. Co?! Aż zapomniał o tym bólu, który promieniował mu z pyska. Zaczął kręcić głową. Nie! Nie mogła mu tego zrobić! Jak on nienawidził tego, że potrafiła kilkoma słowami sprowadzić go do parteru! Ale... Ale ona jako jego mentorka?! Przecież to byłoby piekło gorsze niż to co przeżył z Echo!
— Nie! Matki nie powinny szkolić swoich dzieci, bo są niesprawiedliwe. A ja mam już mentora. Nie potrzebuje żadnej zmiany — Tupnął łapą, chociaż niepewność powoli wkradała mu się pod grzbiet. Ona chyba żartowała, prawda?
— Zabrakło ci najwidoczniej czasu ze mną w żłobku. Rudzik na pewno się zgodzi, skoro już raz przystał na moją propozycję — mruknęła, prostując się.
Zacisnął pysk, wbijając pazury w śnieg. Gniew w nim narastał. Nie potrafił nad tym zapanować. Nie zamierzał, by kocica odebrała mu coś tak dla niego ważnego! Posłał jej zbulwersowane spojrzenie.
— Nie! Nie zabieraj mi go! Zazdroszczą mi! Zasłużyłem! Mamo! Nie bądź taką jędzą!
— Może zasłużyłeś, może nie, ale nie zapominaj, dzięki komu nastąpiła ta zmiana — wypomniała mu. — I będę jędzą, nawet nie wyobrażasz sobie jaką, dopóki nie nauczysz się szacunku do mnie i nie przestaniesz się zachowywać jak rozwydrzony gówniarz — Spojrzała na niego ostro.
On był rozwydrzony?! Chyba ona! Wciąż i wciąż próbowała go pouczać, wytykając mu masę błędów. Nie umiał być tak "idealny", jak Mglista Łapa. Była pod tym względem niesprawiedliwa!
— Nie jestem rozwydrzony! Ja tylko... Nie lubię jak się rządzisz — wyznał, kładąc po sobie uszy. — Już się ze mnie śmiali, że jestem maminsynkiem i się z tobą codziennie modle. To wstyd! T-to dlatego byłem taki niemiły. By zobaczyli, że to nieprawda.
— To żaden wstyd, dziecko — mruknęła, a jej pysk nieco wyłagodniał. — Nie jesteś maminsynkiem, bo się ze mną modlisz. Zazdroszczą ci. Widziałeś, żeby któreś nich spędzał czas z rodziną? Nikt ich nie chce. Brakuje im tego kontaktu, dlatego cię wyśmiewają — wytłumaczyła spokojnie. — Gdybyś od początku zachowywał się tak, jak ci przystoi, nie miałbyś nawet takiego problemu. Wiesz o tym, prawda? A im dłużej będziesz próbował udawać i mi się stawiać, mówiąc czy zachowując się tak jak wcześniej, będzie tylko gorzej.
— Ygh... — sapnął, wciągając nosem mroźne powietrze. — Ale... To okropne, gdy się z ciebie śmieją. Nawet jeśli zazdroszczą to... To nie jest żadna wielkość. Nie potrafię tego zignorować. A jak będę idealnym synem, to będą ze mnie drwić, bo maminsynek, taki zły, dręczy kotki, a matce się nie postawi — syknął, machając ogonem rozeźlony. — I się dziwisz, że nie mam znajomych — dodał jeszcze burkliwie.
— W zasadzie to właśnie przestałam się dziwić — mruknęła pod nosem. — Jak to męczysz kotki? Więc Paskuda to nie był jedyny przypadek? — wbiła w niego ostre spojrzenie.
Ups. No to się wkopał. Ah ten jego niewyparzony język! Czemu nie potrafił przez chwilę pomyśleć nim coś powiedział?! Teraz musiał jakoś się z tego wytłumaczyć, bo już czuł, jak wojowniczka przewierca mu wzrokiem czaszkę.
— N-nie w takim sensie! — starał się to wytłumaczyć, przełykając ślinę. — Po prostu staram się być męski i silny, i nie dawać sobie im wejść na głowę. Tylko to. Nie znęcam się nad nikim. To one prędzej nade mną — fuknął machając ogonem. — Sama kazałaś mi być ponad innych, więc czemu teraz się tego czepiasz?
Zmarszczyła brwi, słysząc, jak się plącze w słowach.
— Bo pomyliły ci się pojęcia, mój drogi — wycedziła. — Bycie lepszym od innych nie oznacza znęcania się nad nimi czy bicie, pokazywanie swojej durnoty poprzez bezsensowne pokazy brutalności — wytłumaczyła. — Nie wiem, jak mogłeś to aż tak poplątać. Zachowywanie się z wyższością, to nie zachowywanie się jak rozpieszczony smarkacz.
Nie był rozpieszczony! Przecież wychowywała go to powinna wiedzieć, że musiał udawać "idealne" dziecko, bo wciąż i wciąż ją zawodził tym, że chciał być po prostu sobą. A zresztą... Mówiła to osoba, która wmawiała kociętom, że są lepsze od innych, bo zrodziła je z gwiazdkami. Ugh...
— No to niby jak? Ty mnie biłaś, Zajęcza Łapa też mnie biła, Lepkie Łapki również... Wszystkie chciałyście mnie zdominować i pokazać, że jesteście ponad mnie. Miałem to zignorować i wam ulec? Przecież to dopiero wstyd i hańba — zafuczał.
Nie zamierzał dawać im się stłamsić! Żadne głupie kotki nie wejdą mu na głowę, a tym bardziej nie sprawią, by był dla nich miły czy też posłuszny ich woli! Nigdy, przenigdy nie dopuści do takiego scenariusza! To dopiero byłoby okropne! Nie był żadnym pantoflarzem!
— Ode mnie dostałeś parę razy wychowawczo, to nie było bicie — prychnęła, kładąc po sobie uszy. — A Zajęcza Łapa i Lepkie Łapki nie miały prawa cię tknąć, więc tu potrafię zrozumieć, dlaczego tak reagujesz. Ale Paskuda? — przypomniała mu incydent, którego była świadkiem. — Ledwo mi to przechodzi przez gardło, ale zachowałeś się gorzej niż Rybka.
Nastroszył się na jej słowa. Co takiego? Że był gorszy od tego zdrajcy? Przecież... Kocica go nienawidziła! Był gorszym sortem! I co? I teraz go do niego porównywała?! Naprawdę tracił wiarę w matkę i ten cały cyrk. Czyli naprawdę był pozostawiony sam sobie, skoro tak się sprawy miały.
— Paskudna Łapa to co innego. Nie interesuj się tym. — burknął pod nosem. — Nie jestem gorszy niż on! Nie zdradziłem klanu i przeze mnie nikt nie był zagrożony utratą życia.
— A jednak zachowujesz się równie plugawo, krzywdząc współklanowiczów — skrzywiła się. — Masz szansę wykazać się wyższością i dobrymi manierami, które powinieneś mieć jako jeden z lepszych. Przeproś za to, co dzisiaj powiedziałeś i za sposób, w jaki to powiedziałeś.
Zrobił niezadowoloną, naburmuszoną minę, tuptając łapami to w prawo to w lewo. Nie chciał jej ulegać. To się kłóciło z tym co wyznawał, ale matka miała większą władzę od niego. Mogła z łatwością sprawić, by lider cofnął go do żłobka, skazując na upokorzenie. Co wybrać? To chwilowe, czy tamto dłuższe? Wydał z siebie warkot bezsilności. Ten jeden raz... Jeden... I już nie. Nikt zresztą ich nie widział, bo byli poza obozem.
— Przepraszam za to co powiedziałem i za swoją tonację — wymamrotał niechętnie.
Kocica po otrzymaniu tego, co chciała, mimo łagodniejącego pyska jej spojrzenie wciąż było ostro wbite w syna.
— Przeprosiny przyjęte. O czymś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
Skrzywił nos, po czym pokręcił głową. Raczej nic więcej ciekawego nie działo się w jego życiu, by niebieska musiała o tym wiedzieć.
— Nie. Nic. — zaburczał pod nosem, po czym skierował kroki w stronę obozu.
Jakoś mu przeszła ochota na wspólne modły do gwiazdek. Na szczęście kocica nie zawróciła go z czego się cieszył.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz