Tamtego ranka Bylica pokłóciła się z synem, a ten podobno uciekł. Dlatego wszystkie kocie i błękitna wyruszyły za nim na poszukiwania, zostawiając zaniepokojoną resztę w Drewnianym Gnieździe. Jeżyk czuła się przez to nieco niepewnie, znów ugniatając słomę ze stresu łapkami. Zostali sami, a żadne z nich, ani liliowa, ani biała, ani szylkretka nie umiało walczyć. Bez reszty grupy byliby łatwi do załatwienia przez innych samotników. Albo przez tego całego Mroczną Gwiazdę, o którym Jeżyk słyszała kilka szeptów wśród wujostwa. Najeżyła się, gdy usłyszała skrzypienie. Odwróciła głowę, była to jednak tylko mysz. Ta sama, którą kiedyś próbowała upolować, ale babcia kazała ją puścić, bo gryzoń miał młode. Jeżyk dalej nieco zaniepokojona, położyła głowę na łapach.
Tak mijały kolejne minuty, które potem przerodziły się w godziny. Kolejne skrzypy w Drewnianym Gnieździe tym razem nie cieszyły kotów, a bardziej stresowały je. Dlatego pobudzona Jeż nie spała całą noc. Dopiero nad ranem, gdy jej przekrwione oczy dostrzegły pierwsze promienie słońca wpadające przez zabrudzoną szybę do wnętrza szopy, usłyszeli coś. A konkretniej lament.
Dźwięki smutku i bólu.
Natychmiast się podnieśli. Błotniste Ziele jako pierwsza ruszyła do wejścia, mimo swej nieco strachliwej i nieśmiałej natury. Za nią podążyły córki Krokus.
To, co ujrzeli za wejściem do ich domu, sprawiło, że cała trójka zamarła.
Ciało wujka, całe poharatane. Jego bursztynowe oczy bez iskry życia. Pysk zmarszczony we wściekłości i strachu. Rozerwane…rozerwane gardło.
Włos stanął jej dęba. Sroce również.
Babcia płakała obok ciała.
Straciła własne dziecko.
Błoto podeszła do srebrnej, przytulając ją.
Ta nie była w stanie nawet nic powiedzieć, ale zapach, który ze sobą przyniosły, coś Jeżyk mówił.
Ryby.
A podobno zapach ryb należał do tych całych nocniaków, o których słyszała.
Porywaczy i potworów.
A teraz, jak się okazało, bestialskich morderców.
Dopiero późnym popołudniem, wstrząśnięte koty zabrały się do urządzenia pogrzebu.
Stara Bylica jednak nie za bardzo brała w tym udział. Widać było, iż kocica była przybita i ledwo co kontaktowała. Na pytania nie odpowiadała, jedyne co, to ciche pomruki wydobywały się z jej pyska. Jeżyk nigdy nie widziała tak pustego spojrzenia u błękitnej kotki.
Dopiero, gdy wszystkie stosy potrzebne do rozpoczęcia pogrzebu były gotowe, a Skowronek podeszła do matki, ta cicho miauknęła jej coś na ucho. Szylkretka natomiast przekazała to reszcie.
- Teraz odbędzie się Nocne czuwanie – miauknęła córka Ćwikły.
Wszystkie koty zebrały się wokół ciała Fiołka.
W oczach Bylicy tańczyły łzy. Obok starej samotniczki siedziała Błotniste Ziele, dotrzymując jej towarzystwa. Jeżyk najpierw wbiła spojrzenie we własne łapy.
A gdy uniosła wzrok i zobaczyła te biedne ślipia, zacisnęła powieki, z których popłynęły łzy.
Fakt, trochę bała się wujka Fiołka, w pewien sposób ją niepokoił są wybuchowością i narcyzmem, ale był jej wujkiem. Mimo wszystko się nawet, można powiedzieć, lubili. Raz poszli na polowanie, bawili się razem słomą i zbudowali w Drewnianym Gnieździe kopczyk z kamieni. Teraz kolekcja wujka została im wszystkim w spadku.
Córa Krokus przysunęła się bliżej babci, również wtulając nos w srebrne futro kocura.
W odpowiedzi poczuła ogon, położony delikatnie na jej barku. Mimo, iż jej futro automatycznie się zjeżyło na ten niespodziewany dotyk, nie strąciła go. Babcia nawet teraz starała się jakoś przekazać jej, mimo swego stanu, że „jestem tutaj. Jestem i mi źle, ale o tobie pamiętam i cieszy mnie, że jesteś tu razem ze mną”.
W taki sposób upłynęła noc. Na rano pogrzebali Fiołka.
Żałobna przemowa Bylicy, której chrapliwy, zmęczony głos załamywał się raz po raz, była przepełniona żalem. Potem ułożyli stos z pięknych szarych kamieni. Wpierw jednak nad ciałem wujka zakopali również jego kolekcje kamieni, by mógł zabrać je ze sobą w zaświaty.
Cały kolejny dzień wydawał się przepełniony smutkiem, który odczuwał każdy kot.
Mogli mieć jedynie nadzieję, iż Fiołek obserwował ich z góry.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz