Wieści już do niego dotarły. Jego mentorka, ta zapchlona, zapatrzona w siebie kotka, na którą dalej wołał Szpetny Pysk, uciekła z klanu. Przecież to było takie komiczne! Już sam fakt, że zaciążyła był dla niego z jednej strony zabawny, bo nie sądził, że była taka puszczalska, a z drugiej wiadomość, że urodzą się potomkowie z krwi Mrocznej Gwiazdy, była oburzająca.
Obserwował ten szał, ten chaos, czując w powietrzu jak lider traci nad sobą panowanie. Nie przewidzieli tego z matką, ale dobrze się stało. Widok czarnego w takim stanie, napawał go satysfakcją.
— Co się tak szczerzysz? — Głos znienawidzonej przez niego istoty, dotarł do jego ucha.
Od razu zrzedła mu mina, a wzrok uniósł na Sosnową Igłę, która wbijała w niego wzrok w taki sposób, jak obserwuje się mysz próbującą uciec z pułapki.
— Miałeś może coś z tym wspólnego? — dopytywała, a on już wiedział, że znalazła idealny pretekst na udupienie go przed liderem.
— Po co miałbym jej w czymś pomagać? — prychnął. — To że była moją mentorką nie znaczy, że mi się zwierzała. To twoja prędzej wina, ty ją w końcu szkoliłaś. Teraz wypij to co nawarzyłaś — Uderzenie było zaskoczeniem, ale nie tak wielkim. Zasyczał na nią wrogo, widząc jej wściekłe iskry w oczach. Wronia strawa! Jak on jej nienawidził. Taka stara, a intelektem nie przewyższała nawet myszy!
— W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru. — Chwyciła go za kark i zaczęła ciągnąć w stronę wściekłego vana.
Zaparł się łapami, ale kocica nie siliła się na delikatność. Krew spływająca mu z karku jasno na to wskazywała. Zacisnął jednak zęby, nie dając się jej stłamsić. Nic nie zrobił. Jeżeli lider go ukarze za to, że nie potrafił zapanować nad własnym dzieckiem, to był naprawdę żałosny.
— Mroczna Gwiazdo, ten tu na pewno ma jakieś informację na ten temat. Szczerzył się niczym szczupak, widząc ogólne zamieszanie. Pozwól mi go przesłuchać. — Wbiła w niego oczekujące spojrzenie. Przywodziło mu to na myśl psa, który błagał swego pana spuszczenie, by zagryźć zająca. Wiedząc co spotkało jego matkę, wolał nie ryzykować, by znaleźć się sam na sam z kotką, której całe ciało krzyczało, że czekał go ból. A za co? Bo zostanie oczywiście kozłem ofiarnym!
— Ja nic nie wiem! — Położył po sobie uszy, patrząc na burą z zawiścią. — Nie rozmawiałem z nią odkąd skończyłem trening.
— Kłamie. Na pewno. W końcu ma to po mamusi — zaszydziła Sosnowa Igła, mierząc go spojrzeniem.
Mroczna Gwiazda wysunął brodę, spoglądając z wyższością w jego stronę, by po chwili zwrócić na moment wzrok w kierunku kocicy.
— Nie powinnaś wysuwać wniosków pochopnie, Sosnowa Igło. A zwłaszcza przyprowadzać koty pod moje łapy bez wcześniejszego zweryfikowania, czy się nie mylisz — miauknął w końcu, po czym spojrzał znów na niego ze swoim nonszalanckim spojrzeniem. — Ale możesz dać mu nauczkę, jeśli tak go bawi ta sytuacja. Czyż nie? — Uśmiechnął się zawistnie i obrzydliwie w stronę syna Ości. — Trzymam cię w tym klanie tylko z litości, zakało, więc patrz pod swoje łapy, jeśli nie chcesz stracić swojej głowy.
Jego słowa wywołały w nim wściekłość. Paliła go wewnętrznie i tylko cud sprawił, że nie rzucił mu się do gardła. Nie doceniał go, nie wiedział do czego był zdolny. To będzie jego błąd! Akurat dobrze sobie radził z walką czy też polowaniem. Na pewno pokonałby z łatwością Sosnową Igłę. Sam fakt, że obił jego córkę wskazywał na to, że zasługiwał na swoje miano wojownika. Ale on i tak drwił sobie z niego, najpierw nadając imię jak dla tchórza, a teraz nazywając go zakałą. Na dodatek nie potrzebował jego litości. To było obrzydliwe. Cała sylwetka kocura odpychała go do takiego stopnia, że musiało to odbijać się w jego oczach.
Nie odpowiedział mu na to, po prostu odchodząc. Nie zamierzał strzępić sobie języka. Wiedział, że van był teraz górą, a matka kazała mu ostrożnie dobierać kroki. Sosnowa Igła jednak z nim nie skończyła. Zaszła mu drogę, szczerząc się szeroko, jak gdyby dostała długo wyczekiwany prezent.
— Dokąd to? Nieładnie tak ignorować lidera. Sądziłam, że skoro tak długo się na niego gapiłeś i to od kilku dni, to powinieneś czuć radość, że w końcu dostałeś możliwość wymienienia z nim kilku słów.
Posłał jej wrogie spojrzenie. Co za... Nie wierzył... Po prostu to było śmieszne. Nie miała nic innego do roboty niż obserwowanie co robił? Na dodatek wygadała się przed czarnym, który nie wyglądał z tego powodu na zadowolonego. Van zgromił go spojrzeniem, po czym skinął Sośnie głową.
— Bij go tak długo, aż skończą ci się siły w łapach.
Co?! Jego pysk od razu przybrał zaskoczony wyraz, a w oczach odbił się strach. Nie zdążył uciec, bo kocica niczym bojowy ogar, rzuciła się na niego, zbijając z łap. Poczuł ból, który zaczął rozchodzić się po jego ciele, gdy ta z całych sił uderzała łapami o jego ciało. Nie krzyczał, nie dał im tej satysfakcji. Zaciskał mocno pysk, wbijając pazury w zmrożoną ziemię. Zakaszlał, gdy kopnęła go w brzuch. Siły go opuszczały, a ciało paliło ogniem. Bura zasapała się, wyżywając na nim za dwóch. Musiała to trzymać długo w sobie skoro pękła.
— Pamiętaj gdzie twoje miejsce — Trzasnęła go jeszcze łapą w łeb, a go zalała ciemność.
***
Ocknął się w legowisku medyków. Nie pamiętał co dokładnie się stało. Skrzywił się, czując ból rozchodzący się po jego ciele. Kunia Norka od razu do niego podeszła widząc, że się obudził.
— Nie podnoś się. Miałeś wybity bark. Zrobiłam co w mojej mocy, by go nastawić, dlatego też się nie przemęczaj. — powiedziała, a on opuścił łeb na mech.
Czuł się taki wypruty z sił. Na dodatek pysk go piekł, tak samo miejsce pod prawym okiem. Dopiero mignięcie w wejściu burego futra sprawiło, że przypomniał sobie o wszystkim co się stało. Sosnowa Igła. Ta... Ta wronia strawa... Zacisnął zęby. Znokautowała go! Nie pamiętał jednak, by używała na nim pazurów. Dlaczego więc czuł na pysku coś lepkiego? Dotknął to miejsce językiem, wyczuwając krew. Czyżby go zraniła, gdy był nieprzytomny?
— Co się stało? — zwrócił się do medyczki mając nadzieję, że to ona odpowie na to pytanie.
Kuna zrobiła zmieszaną minę, przez co zerknął na Deszczową Chmurę, który otworzył pysk, zaraz go zamykając. Co ukrywali? Nie odpuścił im, dalej się w nich wpatrując.
— Sosnowa Igła cię pobiła... A Mroczna Gwiazda oszpecił ci pysk — mruknął starszy, zwieszając smętnie uszy. — Widziałem jak to robił... Ja cię zabrałem do nas, bo inaczej... — nie chciał nawet tego kończyć.
Gniew zalał mu wnętrze. Ten... Ten sukinkot... Chciał wstać, ale sapnął, upadając z powrotem na posłanie. Rudy od razu do niego dopadł, każąc mu odpocząć.
— Zaraz przyniosę ci coś na ból, ale odpoczywaj — poprosił jeszcze.
Nie miał wyjścia. Został uziemiony. Czuł to w każdej swojej kończynie. Nie był w stanie się teraz zemścić na tym draniu. Wziął głębszy oddech, krzywiąc się z bólu. Tym razem wygrali... Jednak wierzył, że plan matki wypali. Musiał trochę pocierpieć, by później móc świętować. Wierzył w to. Miał jeszcze nadzieję, że los się do niego uśmiechnie.
Wyleczony: Tchórzliwy Upadek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz