- Idziemy poza Złote Trawy? – spytała Jeż.
- Tak. – odparła cicho i krótko Deszcz. Obok szylkretki szła jej biała siostra.
- A czemu? – dopytała jeszcze czekoladowa, podbiegając nieco bliżej, przez co zrównała krok z jednolitą.
- Bo tam też można polować i jest tam mniej myszy, więc będzie to jakieś wyzwanie… - odparła córka Bylicy. - jeśli uważasz, że to za wcześnie, to możemy zawró-
- Nie! Coś ty, poradzę sobie przecież! – odparła Jeżyk, niezadowolona z tego, co insynuowała jej ciotka.
Ta zamilkła. Poszły jeszcze jakiś kawałek dalej. Mróz szczypał dziko pręgowaną w poduszki łap, ale ta nie narzekała. Matka dostatecznie uświadomiła jej, że to był mały problem w porównaniu do takiego nie wiem, potężnego ciosu w pysk za zły sposób siedzenia. Na wspomnienie matki młoda prychnęła. Jak ona jej nienawidziła…
Trzy kotki rozdzieliły się w pobliżu Drogi Grzmotu. Nie lubiła jej hałasu, zwierzyna także nie, więc postanowiła, że oddali się od niej jeszcze bardziej.
Już niedługo potem zgiełk drogi był praktycznie nie słyszalny. Wtedy to właśnie kotka podjęła trop, zaczynając iść w stronę zapachu myszy.
Niespodziewanie gdzieś w okolicy rozległ się dźwięk poruszanego śniegu. Córka Kubka zjeżyła się, zatrzymując. Ciężkie kroki zdawały się jednak niknąć na wietrze, a nim Jeżyk zdołała wyłapać, z której strony dochodzi dźwięk ten zanikł, zostawiając po sobie jedynie mierne, odległe zawodzenie dzwoneczków, które też po krótkiej chwili ucichły.
Zaskoczona mimo to zaczęła się rozglądać po otoczeniu, zaniepokojona.
Co to było? Dzwonki były przecież w mieście, nie od tak w dziczy!
Uznała, że nie warto było ryzykować. Nie był to raczej dwunożny, ale to nie oznaczało, iż była bezpieczna. Cicho ruszyła więc w drogę powrotną, wzdrygając się na każdy szelest lub trzask łamanej gałązki.
Gdy dotarła do miejsca, gdzie rozdzieliła się od Sroki i Deszcz, dostrzegła je obje z zwierzynami pod łapami.
- Stało się coś dziwnego. – miauknęła wciąż zdenerwowana i ze zjeżonym futrem.
- Co takiego? – Deszcz natychmiast również zaniepokoiła się, jeżąc ogon.
- Tropiłam mysz i wtedy nagle usłyszałam ciężkie kroki. – zaczęła Jeż – ale co dziwniejsze, nim zdążyłam je zlokalizować, usłyszałam…dzwonki – miauknęła – ciche, ale dzwonki. Ja nie wiem, co to było, ale na pewno nie dwunóg. – miauknęła.
- Musimy o tym powiedzieć Bylicy. Skoro to były kroki i dzwonki, to najpewniej coś tam jest. – miauknęła Deszcz – wracajmy. – dodała, chwytając piszczkę w pysk.
Mimo tego, iż Jeżyk wiedziała, że dobrze zrobiła, oddalając się od miejsca, w którym ta dziwna sytuacja miała miejsce, to i tak miała sobie za złe, że nic nie upolowała.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz