Chciała znów widzieć ten barwny świat za panowania prababci. Chciała znów te piękne kocięce czasy, gdy mogła bezkarnie głosić prawdę. A teraz? Teraz odebrali im wolność słowa. Kamień nie rozumiała, jak działa świat. Nie rozumiała, że tak powinno być. Że rudzi zawsze byli przeznaczeni do czegoś "więcej". Codzienność była szara i powtarzalna, czyli jak zwykle. Nic się nie zmieniło. Gdy skończyła jeść, niedbale wyrzuciła kość gdzieś w krzaki. Kierując się w stronę legowiska medyka, zetknęła się z Narcyz, która także tam zmierzała. Płomień wygładziła lekko futro na piersi. I z rudą czuła tą dziwną niezręczną barierę. Dawno z nią nie rozmawiała dłużej, niż wymiana kilkoma krótkimi słowami. Płomień utrzymywała relacje z rówieśnikami, ale nie czuła tak naprawdę, by ktoś był godzien czegoś więcej. Byli trochę jak pionki, przy których dobrze się prezentowała, ale nie mogła żadnego z nich nazwać ,,przyjacielem".
— A tobie co jest? — zagadała nieznacznie, z udawanym uśmiechem na pysku.
— Nic tragicznego, ogon sobie połamałam — wzruszyła barkami, jakby nie było to nic, nad czym warto się rozwodzić. Klasycznie pręgowana skinęła głową.
— No to sobie razem potowarzyszymy — skwitowała jedynie córka Rozżarzonego Płomienia i weszła do środka wieży. Nie była wciąż do końca przekonana co do tej wielkiej... struktury, przypominającej bardzo duże drzewo. Miała w sobie coś dziwnego; może po prostu przyzwyczaiła się do starego obozu, ale tak czy siak, momentami budziła w niej dyskomfort.
Krótko wytłumaczyła medykom, co jej dolega, podobnie jak Narcyz. Specjalnie podeszła do Wiśniowej Iskry, żeby Gepard nie dotykała jej swoimi obślizgłymi, nierudymi łapskami. Medyczka z zimnym opanowaniem opatrzyła jej rany, podczas gdy Gepard zajęła się Narcyzowym Splotem.
Płomień za to musiała przyznać, że z opatrunkiem trochę jej ulżyło. Miała nadzieję, że rana szybko się zagoi.
wyleczone: Płonąca Pożoga, Narcyzowy Splot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz