Odkąd zakończyła trening u Szkarłatu i zabiła Melodyjkę, jej życie nabrało spokojniejszego tempa. Zwolniła. Zamiast częstych wędrówek na terytoria klanowe, Siedlisko Dwunożnych, lub może dalej niż zapuścił się inny kot, Ryjówka spędzała całe dnie na odpoczywaniu w Norze. To była jej Nora. Zdobyta przelewem krwi matki. Nora nie była już własnością jej okropnych opiekunów, czy głupiego rodzeństwa. To ona, Ryjówka, mogła uznać to miejsce za swój dom. Z Norą wiązały się przykre wspomnienia jej dzieciństwa, spędzonego w strachu i nauce samodzielności, żeby jakoś przetrwać w tym niebezpiecznym świecie. Szybko musiała dorosnąć. Teraz Nora nie kojarzyła jej się z przeszłością, z miejscem które musiała opuścić. Traktowała je jako swój początek i nagrodę. Zemściła się na Melodyjce, zdobyła odpowiednie miejsce na założenie legowiska. Była coraz starsza i chociaż wciąż miała energię potrzebną do polowania i obrony własnej, wolała znaleźć stabilizację w jakimś przytulnym miejscu, najlepiej oddalonym od klanów. Nora była idealna. Jako, że teraz należała do niej, Ryjówka urządziła legowisko po swojemu. Przygotowała świeże posłanie z trawy oraz piór, oczyściła wnętrze Nory z pozostałości posiłków i oznaczyła teren swoim zapachem. Miała okazję ponownie zawędrować nad strumień, napić się jego chłodnej wody, nacieszyć uszy łagodnym szumem. Miejsce wciąż było pełne zwierzyny i nikt nie zapuszczał się w te okolice. Nora pozostała tajną kryjówką. Ryjówka cieszyła się śmiercią Melodyjki i zdobyciem własnego miejsca w tym ogromnym lesie. Nie będzie już zmuszona do krótkiego snu i ucieczki przed samotnikami czy lisami. Wreszcie odpocznie, przynajmniej tak długo, jak jej dusza podróżnika na to pozwoli. Jednak wciąż była wolna i na własnych zasadach.
Dotrzymała umowy, którą zawarła ze Szkarłatem. Teraz, kiedy umiała walczyć, kocur nie był jej dłużej potrzebny, jednak rudzielec w zamian za drobną pomoc przy zemście na Melodyjce, miał zostać ojcem jej kociąt. Umiejętność walki zapamiętała i często ćwiczyła w wolnych chwilach. Zamierzała przekazać ją w przyszłości własnym młodym. Ryjówka nigdy nie pragnęła być matką, czując, że nie będzie potrafiła okazać im dość uwagi i ciepła. Nie chciała być jak jej opiekunowie i wywołać w swoich kociakach złych cech osobowości albo żeby ją znienawidziły i w przyszłości gotowe były zabić. Niestety las rządził się swoimi prawami. Może nie będzie dobrą i kochającą matką, ale zapewni im odpowiednie szkolenie i wolność. Dzięki takiej swobodzie będą niezależnymi samotnikami. Poradzą sobie. Obiecała sobie, że nie będzie ich biła, wyzywała ani głodziła. Zamierzała wychować je na silne, waleczne koty, ale równocześnie wierne. Koło więcej nie mogło zatoczyć błędów. Ryjówka będzie je uważnie obserwować i może czasami karcić za niewłaściwe zachowanie, takie niegodne samotnika, ale powinni się dogadać. To ona będzie ich matką, wzorem, mentorem. Gdy już ułożyła sobie w głowie wszystkie myśli i doszło do zapłodnienia, Ryjówka obserwowała swój stopniowo rosnący brzuch. Polowania stawały się coraz rzadsze, gdyż czuła się okropnie i większość czasu spała.
Szkarłat cieszył się z perspektywy zostania rodzicem. Oboje pragnęli silnych, zdrowych kociąt, które będą przedłużeniem ich krwi i przyszłością kotów bez klanu. Była to ogromna szansa i niezależność. Równocześnie z miotem wiązała się odpowiedzialność. Nie wiedzieli ile urodzi się kociąt, a przecież wszystkie trzeba wyżywić. Szkarłat przyjął rolę ojca bardzo dobrze, ku zaskoczeniu Ryjówki. Rudzielec polował dla niej, przynosząc świeże pożywienie, może nie zawsze tłuste, ale na pewno smaczne. Zawsze upewniał się, czy ma dobre samopoczucie, ale to kończyło się jej zirytowaniem. W końcu nie był jej partnerem. Szkarłat spał poza Norą lub w środku, pilnując bezpieczeństwa ciężarnej Ryjówki. Kotka sama nie byłaby w stanie skutecznie się obronić, także nie narzekała na jego towarzystwo. Dopóki nie urodzi mogła mu na to pozwolić. Później sama obroni, wyżywi siebie i kociaki. Czas mijał i poród zbliżał się ogromnymi krokami.
Szkarłat cieszył się z perspektywy zostania rodzicem. Oboje pragnęli silnych, zdrowych kociąt, które będą przedłużeniem ich krwi i przyszłością kotów bez klanu. Była to ogromna szansa i niezależność. Równocześnie z miotem wiązała się odpowiedzialność. Nie wiedzieli ile urodzi się kociąt, a przecież wszystkie trzeba wyżywić. Szkarłat przyjął rolę ojca bardzo dobrze, ku zaskoczeniu Ryjówki. Rudzielec polował dla niej, przynosząc świeże pożywienie, może nie zawsze tłuste, ale na pewno smaczne. Zawsze upewniał się, czy ma dobre samopoczucie, ale to kończyło się jej zirytowaniem. W końcu nie był jej partnerem. Szkarłat spał poza Norą lub w środku, pilnując bezpieczeństwa ciężarnej Ryjówki. Kotka sama nie byłaby w stanie skutecznie się obronić, także nie narzekała na jego towarzystwo. Dopóki nie urodzi mogła mu na to pozwolić. Później sama obroni, wyżywi siebie i kociaki. Czas mijał i poród zbliżał się ogromnymi krokami.
❤ ❤
— Przestań się drzeć!
— Zamknij pysk!
— Zamknij pysk!
Ryjówka trzepnęła ogonem z rosnącym zdenerwowaniem. Była coraz bardziej wściekła na Szkarłata, że zamiast opuścić Norę, siadał w środku jak nieznośny kleszcz na futrze. Ryjówka zacisnęła mocniej brązowe ślepia. Oh, ciekawe, czy będą do niej podobne wyglądem i charakterem.
— To nie może boleć bardziej niż zadrapanie. — wywrócił oczami rudzielec.
Spiorunowała go wzrokiem.
— Chcesz się zamienić, lisie łajno?! Najmądrzejszy się znalazł, mysi móżdżek z wroniej strawy! Niech ci ptak na łeb nasra, ty egoisto!
Kocur cofnął się o krok, gdy wysunęła pazury, gotowa go podrapać. Zamiast tego wbiła je głęboko w legowisko. Napięła mięśnie. Kolejny krzyk wydobył się z jej pyska. Gdy zaraz po obudzeniu poczuła mocny skurcz wiedziała, że narodziny kociąt odbędą się dziś. Była przygotowana. Nigdy wcześniej nie rodziła kociąt, nie miała również kogo zapytać o radę ani o pomoc przy porodzie. Była zdana na siebie, jak zawsze.
Kocur cofnął się o krok, gdy wysunęła pazury, gotowa go podrapać. Zamiast tego wbiła je głęboko w legowisko. Napięła mięśnie. Kolejny krzyk wydobył się z jej pyska. Gdy zaraz po obudzeniu poczuła mocny skurcz wiedziała, że narodziny kociąt odbędą się dziś. Była przygotowana. Nigdy wcześniej nie rodziła kociąt, nie miała również kogo zapytać o radę ani o pomoc przy porodzie. Była zdana na siebie, jak zawsze.
Szkarłat wreszcie opuścił Norę. Ryjówka zacisnęła zęby na patyku. Mówiła sobie, że musi przeć i że będzie dobrze, byle urodzić kociaki. Jeśli nie spełnią jej wymagań i coś z nimi będzie nie tak, pozbędzie się ich od razu, żeby nie marnować mleka. Ale zakładała, że skoro mają silnych rodziców, to one będą idealne. Będą ją godnie reprezentować. Samotniczka cierpiała, czując napływające fale bólu, ucisk, ogromny stres i gorycz. Po długim czasie na świecie pojawił się pierwszy kociak, za nim drugi. Ryjówka umyła maluchy i pozwoliła im zbliżyć się do jej ciepłego brzucha. Obserwowała czujnie jak zaczynają pić mleko. Wyglądały na zdrowe.... i silne.... były doskonałe. Takie jakie sobie wymarzyła. Oczywiście to dopiero początek i zacznie je uczyć dopiero, jak będą widzieć, chodzić i mówić. Przyglądała się w ciszy, jak jej córki najpierw piją mleko, a potem wtulają się w jej brzuch, ciepłe futro, zasypiając.
Ryjówka nie spuszczała wzroku z kociąt. Brązowe ślepia dostrzegały coraz więcej szczegółów. Dwie kotki. Dwójka kociąt to ładna liczba, idealna dla samotników. Jedno z jej kociąt było biało-rude, puchate, o małym ceglastoczerwonym nosku, z odziedziczonymi po matce wywiniętymi w tył uszami. Ryjówka poruszyła uszami i odwróciła pyszczek na wyjście z Nory. Rzuciła niechętne spojrzenie Szkarłatowi. Rudy kocur pewnym krokiem podszedł bliżej i usiadł naprzeciwko, wpatrzony z dumą w dwie małe kuleczki zwinięte przy brzuchu Ryjówki. Jedna z ich córek miała krótką, kremowo pręgowaną sierść. Jej futerko było roztrzepane i samotniczka instynktownie polizała ją, żeby je chociaż trochę ułożyć. Zależało jej, żeby jej córki już od początki dumnie się prezentowały, jak przystało na kociaki z jej krwi. Żałowała, że nie może dowiedzieć się, jakie będzie kolor ich oczu.
— Udały nam się te kocięta. Wyglądają na silne i zdrowe.
— Uroda nie jest najważniejsza dla samotnika, ale nie mogę zaprzeczyć, że są śliczne. Będą się dobrze rozwijać. Już teraz apetyt im dopisuje. — miauknęła, nie spuszczając wzroku z kocura. Szkarłat wyraźnie to wyczuł, to nie spojrzał w jej kierunku, ale wciąż wpatrywał się w kocięta. Żeby zrobił mu na złość, Ryjówka okryła ogonem ich kociaki, przy okazji dając im dodatkowe ciepło. W okresie po narodzinach zwłaszcza musiała je chronić.
— Nasza umowa została spełniona. Nie jesteś tutaj mile widziany. — w jej głosie nie było wahania. Pozostała twarda i nieugięta. Dostali to, czego chcieli - kociaki mające być przedłużeniem ich krwi.
Szkarłat westchnął posępnie. Dopiero teraz ich spojrzenia się spotkały. Kocur poruszył koniuszkiem ogona. Czekała cierpliwie aż przemówi.
— Wiem, że mieliśmy umowę, ale pomyślałem, że zostanę z wami dopóki nie będą jeść stałego pokarmu. — uśmiechnął się złośliwie. — W tym stanie nic nie upolujesz.
Samotniczka syknęła ostrzegawczo.
— Posłuchaj, mysi móżdżku, od zawsze byłam niezależna i nie potrzebuje pomocy kogoś tak żałosnego jak ty, Szkarłacie. Wykorzystałam cię do nauczenia walki i przy dokonaniu mojej zemsty, oraz żeby one pojawiły się na świecie. Umowa była jasna - ja urodzę kocięta, ty odejdziesz i nigdy więcej nie wrócisz. — gromiła go wzrokiem. W jej oczach widoczna była niechęć.
— A jeśli cię nie posłucham? — syknął zaczepnie.
— Posłuchaj, bo nie będę wiecznie osłabiona po porodzie. Poradzę sobie z wykarmieniem i nauczaniem kociąt. Będą niezależne, wolne i silne. Wychowam je na godnych mojej krwi samotników. — urwała na chwilę, żeby podnieść się z miejsca. Obudziła kociaki, wyraźnie słyszała ich niezadowolone, smutne popiskiwania. Nadal czuła się osłabiona, ale nie zamierzała przed nim leżeć. Wyprostowała się i nie spuszczała piorunującego spojrzenia z kocura. — Powtórzę ostatni raz: wynoś się z mojego terenu. To moja Nora. Jeśli kiedykolwiek zobaczę cię w pobliżu lub że z nimi rozmawiasz, zabiję cię. Jeśli chociaż wyczuje twój zapach bądź spróbujesz nas zaczepić, zabije cię. Opowiem im, że miały za ojca silnego samotnika, ale nigdy cię nie poznają, z wzajemnością.
Wierzyła, że tak będzie lepiej dla nich wszystkich. Szkarłat długo wpatrywał się w jej ślepia. Czasami otwierał pysk, ale równie szybko go zamykał, jakby słowa nie mogły mu przejść przez pysk, wahał się lub szukał nowego rozwiązania. Była gotowa bronić kociąt, zdziwiła się, że nawet za cenę własnego życia. Dopóki nie osiągną odpowiedniego wieku, znajdowały się pod jej opieką i Szkarłat nie miał prawa o nich decydować. Należały do niej.
— Popełniasz błąd, Ryjówko.
— Ja się nigdy nie mylę, mysi móżdżku. — ponownie się ułożyła i przyciągnęła kociaki do siebie.
Między rodzicami dwóch koteczek zapanowała długa, ciężka cisza. Ryjówka uspokoiła kociaki, które ponownie mogły zapaść w sen. Szkarłat mruknął coś pod nosem, spojrzał ostatni raz na kocięta, a potem skierował się do wyjścia. Ryjówka zamierzała obserwować, czy nie szuka kontaktu z kociętami. Córki nie potrzebowały ojca, wystarczyło, że miały waleczną matkę. Będzie musiała wkrótce wybrać się na polowanie, ale to może poczekać, miała jeszcze resztki ptaka z rana.
— Chce jeszcze wiedzieć jedną rzecz. — Szkarłat zatrzymał się u wyjścia z Nory. Odwrócił pysk w jej stronę. Ryjówka spojrzała na niego spode łba. — Jak je nazwiesz?
Szylkretowa kotka zamyśliła się, ale trwało to krótko. Przy jednym kocięciu nie wahała się, wiedziała, jakie chciała imię dla swojej córki. Do tego jej kremowe futerko przypominało jego.
— Ona będzie miała na imię Mysz. — później spojrzała na rudą pointkę. — Rosa. Będzie się nazywać Rosa. Witajcie, kociaki. Wszystko jeszcze przed wami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz