Wtulał się w mięciutkie futerko należące do rodzeństwa. Gdy otworzył oczka, dostrzegł tak dobrze mu znany bok Dalii, przy którym usnął, podczas ssania mleczka. Ziewnął uroczo, memlając uszko Padliny, którego łepek był niedaleko. Brat na to nim strzepnął, wtulając się głębiej w sierść innych, wciśniętych w siebie kuleczek, chowając nosek przed zimnem wpadającym do żłobka.
— Nie ce wsawać... — zamruczał, niezadowolony z powodu pobudki.
Słysząc głosik braciszka, w jego oczkach pojawił się zadziorny błysk. Położył mu łapkę na pyszczku, ciągnąc za uszko, by ostatecznie się sturlać ze śpiących kulek wraz z nim.
— Wstawaj. — miauknął do niego, chcąc nieco się rozerwać. Już za długo spali. Czas było nieco się pobawić!
Z gardła czarnego wyleciał niezadowolony jęk. Widział jak zacisnął powieki, przybierając skwaszoną mordkę, aby zaraz po tym łypnąć na niego nieszczęśliwym, zaspanym wzrokiem, burcząc coś pod nosem.
— Lesta jesce śpi — zauważył, niezdarnie rozciągając się, w zemście kładąc swoje łapki na mordce Larwy, odpychając go od siebie i wyrywając mu z pyszczka swoje ucho.
— Ale ja nie śpię — jęknął, kiedy został odepchnięty, upadając na boczek. — Pobawmy się w coś. — zaproponował, obserwując go z niezadowolonym wyrazem pyszczka, wstając na swoje małe, serdelkowate łapki.
Kocurek podniósł się z miejsca by usiąść. Zaczął drapać się pod bródką tylną łapą, tak jakby go coś swędziało. Miał pchły? Oby nie! Przecież razem przed chwilą się tulili!
— Możemy się pobawić skolo chces — rzucił w końcu od niechcenia, by zaraz po tym nastroszyć się, otrzepać z osiadłego na jego futerku piasku i ziewając zamlaskać. — Albo w... pseciąganie patyka. Wybielaj.
To był cudowny pomysł! Padlina miał łeb!
— Tak, patycek! — Podbiegł, potykając się o swoje łapki do leżącej nieopodal zabawki. Chwycił gałązkę w ząbki, po czym ciągnąc ją z determinacją, zbliżył się do braciszka. — Pffaffyk — zamiauczał, dalej trzymając przedmiot w pysku.
Brwi Padliny rozchmurzyły się, widząc jego zdeterminowany wyraz pyszczka. Mordkę kocurka rozjaśnił zaciekły uśmieszek, gdy z zapałem chwycił badylek w ząbki.
— Kho piehwszy wyffie dlughiemu pffaffyk zohanie lidelem pffyffków — oznajmił, opierając się na łapkach, by nie dać się tak łatwo pociągnąć i oddać mu wygranej.
Nie zamierzał przegrać! Chciał zostać liderem i pokazać braciszkowi, a także pochwalić się przy tym tacie, jaki był silny! Od razu zaczął siłować się z Padliną, marszcząc z zaciętością nosek. Nie zamierzał puścić patyczka. Wgryzł się w niego bardzo mocno, szarpiąc i wydając ze swojego pyszczka warkotliwe pomruki.
Uśmiech na pyszczku brata na to się poszerzył, aż po chwili siłowania się z nim, zobaczył jak ten zacisnął powieki i z całej siły pociągnął, próbując jako pierwszy wyrwać patyk z jego ust. No i się udało. Pisnął, czując ból w pyszczku, puszczając zabawkę i zdumiony dotknął językiem pustej przestrzeni, w której powinien być jego ząbek. Rozejrzał się po ziemi, a widząc mleczny kiełek leżący niedaleko, szybko do niego podszedł, trącając łapką.
— Pats! Zombek mi wypadł.
Czarny arlekin na jego obwieszczenie otworzył ślepia i zamiast cieszyć się zwycięstwem, podszedł tam, gdzie stał, by sprawdzić, co się stało. Trącił łapą kiełek, by pokazać go kocurkowi. Nie wiedział nawet, że one mogą wypaść! To było takie fascynujące! Braciszek spojrzał na biały obiekt, by zwrócić wzrok na jego pysk, z którego kącika zaczęła ściekać cienka strużka krwi. Padlina od razu zawył, odsuwając się od niego ze łzami w oczach, co go zaskoczyło.
— To zomb! — zapiszczał obrzydzony, z przerażeniem w ślepiach.
— Tak! Zomb! — potwierdził, uśmiechając się szczerbato. Widząc jednak łzy w jego oczach, przekrzywił łeb. — A co ty tak kapiesz? Nie uglyzie cię psecies. Ne syje — Na potwierdzenie swoich słów, pacnął zęba łapą, który podleciał pod łapy dymnego, na co ten wybuchł płaczem.
Nie wiedział co się działo. Pierwszy raz widział u niego taką... reakcję.
Zdziwiony, podszedł do braciszka, przełykając metaliczną krew, która nagromadziła mu się w pyszczku.
— Cio płaces? — Przekrzywił główkę, siadając blisko kocurka, na co ten rzucił mu się na szyję, obejmując mocno łapkami. Zachwiał się przy tym, upadając na boczek, słysząc jak ten zaczyna smarkać w jego jasne futro, dławiąc się śliną i łezkami.
— Psepraszaaam! — jęknął żałośnie, przełykając łzy między łapczywymi oddechami.
Ugh! Ble! Wsadził łapkę pomiędzy niego, a jego pyszczek i odsunął. Nie chciał być ośluzowacony przez jego wydzieliny!
— Ne we mne smarkaj. Cemu pseplasas? Mam jesce duso sombków — przypomniał mu, widząc że brał chyba do siebie to, że coś mu wypadło z pyska.
— Bo... bo- jak se bedziemy bawic to wylwe ci leste! I nie bedzies mial! Nie ce sie bawic!— załkał, podciągając zaglutowanym noskiem i niezdarnie próbował wytrzeć mokry pysk we własne łapki.
Jak to nie chciał się bawić? Zrobił niezadowolony wyraz pyszczka, patrząc z upartością na kocura.
— Ne wylwies! On mi się jus lusał wceśniej. No weeeź. Ne płac, bo bęsies baba! — burknął na niego rozeźlony. Chciał się bawić! Brat nie mógł przez coś tak nieznaczącego stchórzyć i schować łeb w piasek! To był tylko ząb! Nie oderwał mu przecież łapy!
— Naplawdę? — Czarny zaczął się uspokajać. Pokręcił łebkiem i zamrugał parę razy, by pozbyć się łezek ze ślepi. — I nic ci nie zlobilem?
— Ne. Nic a nic — zapewnił. — No ne smalkaj se, bo wyglądas jak zdechła mysz!
Na te słowa zaraz się ogarnął, wycierając cały pyszczek w łapę, zostawiając na biało-czarnym futrze parę smarków. Ugh... Nie mógł na to patrzeć. Ważne jednak, że doszedł do siebie i już go nie ściskał.
— A boli? — mruknął Padlina, przyglądając się jego pyszczkowi, jakby próbując wzrokiem prześwietlić mu mordkę, by zobaczyć szparę między jego zębami.
— Ne. Ne boli jus — zapewnił, pokazując mu dziurę w uzębieniu, skoro już tak go to ciekawiło. Wystawił aż szeroko języczek, by ten miał idealny podgląd na jego pyszczek. — Wisis? Syje.
Nie spodziewał się jednak tego, że braciszek przybierze taką minę, jakby zaraz miał zemdleć.
— Baldzo... fajnie — mruknął, po czym zamknął delikatnie mu pyszczek, tak, że tylko języczek mu wystawał na zewnątrz. — To skolo nie mas zomba, mozes zostać lidelem patyków.
Schował języczek z powrotem do pyszczka, bo czuł się z tym dziwnie. Co on taki był tchórzliwy? Przecież byli dziećmi super odważnego wojownika! Z takim nastawieniem wątpił by Padlina w przyszłości zaszedł daleko! Na jego pytanie pokręcił chwilę noskiem, jednak zaraz uśmiechnął się szeroko.
— Dobse! — Pokicał do patyka, łapiąc go w pyszczek, a następnie przyciągnął go do braciszka. — Jako lidel patyków ogłasam se bęsies telas moim wojownikiem! — Uniósł kij i pacnął nim go w ramię.
Kociak uśmiechnął się, by zaraz pokłonić przed nowym liderem, podczas pasowania na swoje nowe stanowisko.
— Bede ci suzył wiernie, mój lideze — zamruczał czarny, unosząc wysoko ogonek.
Wypiął dumnie pierś, patrząc na niego z zadowoleniem, gdy te słowa opuściły jego pysk. Czas było zamienić się teraz w lidera. Chciał by ta zabawa była fajna, a nie nudna! Przy okazji poćwiczy postawę jaką widział wiele razy u taty!
— Dobse. To moim pielwsym lidelskim loskazem bęsie byś pomógł mi sbudować lidelską nolkę z mchu! — zarządził. Takie schronienie na pewno mu się przyda. Mróz wkradał się do żłobka za często, a on miał już tego wszystkiego dość. Jak tak dalej pójdzie to zamarznie i co wtedy? Jak miał stać się kimś wielkim, gdy zostanie sopelkiem?
— Tak jest! — zawołał energicznie braciszek, po czym pobiegł na poszukiwania mchu. Widział jak napakował nim sobie pyszczek, wracając w kilku susach z powrotem do niego. Przyglądał się temu, oceniając ilość materiału jaką zdobył. Chyba powinno wystarczyć. Nie był w końcu tak duży jak Dalia. — A jak sie lobi nolki? — zapytał go skupiony, patrząc na górkę, którą uzbierał.
— No tiak, abym mógł tam wejść i wyjść. — wyjaśnił, podchodząc do mchu i układając w prowizoryczny kształt. Padlina nie wyglądał na przekonanego, przynosząc mu więcej materiału. Układał warstwy, obserwując jak górka rośnie.
— Zawali się... — mruknął dymny, pomagając jednak układać roślinę.
Przyjrzał się krytycznym okiem ich konstrukcji. No... w zasadzie nie wyglądało to tak, jak sobie wyobraził w głowie.
— Lacja. Tseba coś tu zmienić, by było stabilniejsze — Zmarszczył nosek.
Padlina popukał się delikatnie w łepek, próbując pobudzić najwidoczniej swój mózg do pomysłów.
— Patycki! — odezwał się zaraz niczym oświecony. — Patycki! Ftedy nie zawali się!
To była myśl! Rzeczywiście jakoś ta konstrukcja mogła się nie zawalić, gdyby podważyć ją patykami. Norka będzie wtedy idealna!
— Idź zbies ich jak najwięcej, a potem wsadzimy je tam do ślodka — zadecydował, patrząc na mech, wkładając tam łapki, by nieco unieść konstrukcję do góry.
— Juz juz! Patyki patyki! — miauczał pod noskiem braciszek, rozglądając się naokoło. Zaraz przyniósł mu jakieś gałązki, które powsadzał w mech, by nie doprowadzić do zawalenia jamki.
— Pats! Działa! — zawołał uradowany.
—Tak! — pisnął przeszczęśliwy czarny. — Tylko... zmieci cię?
— Dowiemy se salaz — powiedział, po czym wepchnął się do środka. Od razu cała konstrukcja na niego się zawaliła, pogrzebując żywcem. Zrobiło się ciemno, ale było za to ciepło i przytulnie. Mógłby już tu zostać. Rzeczywiście mech chronił przed chłodnym wiatrem z zewnątrz. Nie czuł nic, a nic, co sprawiłoby mu dyskomfort.
— Padlina! Esteś tu? — zapytał, słysząc zaraz przestraszony pisk brata.
— Jestem! — Usłyszał jego tupot małych łapek, które się zbliżyły — Potsebujes pomocy?
— Jest tu cieplusio. Moses wejść do mne — zaproponował. — Tylko mne ne depc — jeszcze go ostrzegł, gdyby przypadkiem wszedł na konstrukcję, a przy tym i na niego. Nasłuchiwał odgłosów z zewnątrz. Kociak wahał się, ale w końcu uniósł mech, wpychając się do niego, kładąc tuż obok. Od razu zrobiło się tak milej i cieplej. Zamruczał, po czym chichotając, spędzili tam resztę dnia, dopóki nie zmorzył ich sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz