Ryjówka dotrzymała złożonej obietnicy. Samotnicze życie niosło ze sobą wiele trudności, należało walczyć o przetrwanie i wykazać się samodzielnością. Przyzwyczajona do samotności musiała przystosować się do towarzystwa swoich córek. W pierwszych dniach ich życia, Ryjówka musiała przyzwyczaić się do pisków, wiecznie głodnych pyszczków i przerywanego snu. Nikt nie mówił, że wychowanie kociąt będzie łatwe. W pewnym momencie musiała zapamiętać powtarzające się schematy jej pociech. Córki po mlecznym posiłku zawsze zasypiały i to wykorzystywała, wymykając się z Nory na polowanie. Zwierzyny szukała w okolicy, nie chciała się oddalać zbyt daleko. Wracała z odpowiednią ilością posiłku. Musiała jeść regularnie, do czego wcześniej nie była przyzwyczajona, ale w końcu czego nie robi się dla przetrwania kociąt jej krwi? Potomstwo oprócz podstawowych potrzeb nie wykazywało żadnych specjalnych cech, mających w przyszłości określić ich charakter.
I tak sobie mieszkały we trójkę. Z czasem kociaki otworzyły ślepka, zaczęły stawiać pierwsze kroki, siłować się z jej ogonem. Ich zabawy były niezdarne, ale ich nie przerywała, jedynie obserwując. Czasami dawała znać o swoim niezadowoleniu, gdy były zbyt głośne i energiczne. Musiała ich nauczyć cierpliwości i opanowania. Czasami próbowały za nią iść, gdy wybierała się na polowanie i wtedy syknięciem dawała do zrozumienia, że ich ucieczka będzie karana. Szybko nauczyły się dbać o swoje futerka. Nauczyła je pielęgnacji i z zadowoleniem obserwowała efekty. Jej córki były mądre i szybko się uczyły nowych umiejętności. Wiedziała, że jest dla nich wzorem, że darzą ją szacunkiem i nie chcą zawieść. Ryjówka była z tego zadowolona. Jako ich matka i mentorka, zamierzała wypuścić z Nory jedynie silne, sprytne i pełne wiedzy samotniczki. Była najważniejsza w ich życiu i wiele zależało od wychowania. Robiła wszystko inaczej niż Melodyjka, stopniowo pozwalając im na coraz większą samodzielność i wolność. Ceniła przecież te wartości najbardziej. Nigdy nie podnosiła głosu na swoje kociaki - swoje niezadowolenie okazywała długim ruchem ogona, beznamiętnym spojrzeniem lub odpowiednim tonem głosu. Najczęściej stawiała na spojrzenie. Brązowe ślepia codziennie wpatrywały się intensywnie w koteczki, zawsze tym samym czujnym, wiercącym spojrzeniem. Wtedy się nie odzywała, kryjąc wszystkie swoje myśli i słowa. Koteczki były świadome jej wzroku. Miały go czuć na sobie, wiedzieć, że są obserwowane i czuć presje.
I tak sobie mieszkały we trójkę. Z czasem kociaki otworzyły ślepka, zaczęły stawiać pierwsze kroki, siłować się z jej ogonem. Ich zabawy były niezdarne, ale ich nie przerywała, jedynie obserwując. Czasami dawała znać o swoim niezadowoleniu, gdy były zbyt głośne i energiczne. Musiała ich nauczyć cierpliwości i opanowania. Czasami próbowały za nią iść, gdy wybierała się na polowanie i wtedy syknięciem dawała do zrozumienia, że ich ucieczka będzie karana. Szybko nauczyły się dbać o swoje futerka. Nauczyła je pielęgnacji i z zadowoleniem obserwowała efekty. Jej córki były mądre i szybko się uczyły nowych umiejętności. Wiedziała, że jest dla nich wzorem, że darzą ją szacunkiem i nie chcą zawieść. Ryjówka była z tego zadowolona. Jako ich matka i mentorka, zamierzała wypuścić z Nory jedynie silne, sprytne i pełne wiedzy samotniczki. Była najważniejsza w ich życiu i wiele zależało od wychowania. Robiła wszystko inaczej niż Melodyjka, stopniowo pozwalając im na coraz większą samodzielność i wolność. Ceniła przecież te wartości najbardziej. Nigdy nie podnosiła głosu na swoje kociaki - swoje niezadowolenie okazywała długim ruchem ogona, beznamiętnym spojrzeniem lub odpowiednim tonem głosu. Najczęściej stawiała na spojrzenie. Brązowe ślepia codziennie wpatrywały się intensywnie w koteczki, zawsze tym samym czujnym, wiercącym spojrzeniem. Wtedy się nie odzywała, kryjąc wszystkie swoje myśli i słowa. Koteczki były świadome jej wzroku. Miały go czuć na sobie, wiedzieć, że są obserwowane i czuć presje.
Szkarłat nigdy nie zbliżył się więcej do Nory. Porzuciła pamięć o kocurze. Ponieważ rudzielec nie zbliżał się do ich kociąt, nie musiała robić mu krzywdy. Oczywiście córki pytały o swojego ojca. Ryjówka nie zamierzała ukrywać, że był silnym i wyszkolonym w walce samotnikiem. Opisała im dokładnie ich pierwsze spotkanie, ukrywając to, że to on nauczył ją walczyć. Zdradziła jak wygląda i że nazywa się Szkarłat. Podzieliła się wiedzą, jak cieszył się z ich narodzin. Ale nie powiedziała, że to ona go przepędziła i zabroniła go szukać, gdyż miał nigdy do nich nie wrócić i musiały się z tym pogodzić.
Ryjówka mogła zapuszczać się coraz dalej w terytorium, gdy jej córki miały już odpowiednią ilość księżyców i mogły wybierać się same na eksplorację. Przynosiła zwierzynę, ale wciąż karmiła je mlekiem. Była świadoma, że Rosa się wymyka, chętna na przeżywanie przygód i ciekawa świata. Ryjówka obserwowała ją z ukrycia, uważnie śledząc jej poczynania. Podobnie było z Myszą, ale ta była o wiele bardziej przywiązana do Nory. Ryjówka chciała, żeby same zwiedziły ich terytorium. Musiały nabrać pewności w krokach. Pilnowała jednak aby nie napotkały żadnego intruza, zdolnego wyrządzić im krzywdę lub zabić. Kiedyś wyczuła lisa w pobliżu Nory. Długo czuwała nad ich bezpieczeństwem. Opowiedziała im o niebezpieczeństwach kryjących się w lesie, ale nie zrobiła tego, żeby się bały. Wręcz przeciwnie, zapewniła, że powinny je znać po to, żeby móc wykazać się odwagą i znać swoje terytorium. Zdradziła córkom, że obserwacja jest najważniejsza, może z niej wiele wyciągnąć i że zawsze powinny panować nad swoimi emocjami, manipulować i wykorzystywać słowa przeciwników. Była z nich zadowolona, chociaż nigdy nie usłyszały otwartej pochwały. W jej ślepiach pojawiały się przebłyski dumy, a na pyszczku lekkie rozbawienie. Mogła przekazać kociakom całą swoją wiedzę, zostawić po sobie ślad. Ryjówka nigdy nie żałowała, że przyszły na świat.
Czasami wzrok Ryjówki stawał się upominający, głównie gdy hałasowały lub wdawały się w kocięce sprzeczki. Raz nawet pobiły się w błocie, ale przynajmniej później nie narzekały w drodze powrotnej. Ryjówka jako dobry obserwator i opiekun kotek, szybko dostrzegła ich mocne i słabe strony. To na ile były w stanie sobie pozwolić i jakie miały cechy charakteru było ważne. O ile wszystkiego mogły się nauczyć, musiały tego pragnąć i się nie poddawać. Zawsze była niezadowolona, jeśli któraś okazywała słabość i nie kryła tego. Poznała dobrze swoje kociaki. Mysz nie lubiła błota i wody. Potrafiła zachować powagę i wykorzystać swój wzrost oraz siłę. Była również zadziorna i odważna. Kremowa jednak rzadko brała udział w szkoleniu, zwykle wolała spędzać czas w Norze. Natomiast Rosa była pracowita, odważna, uparta i sprytna. Kotka była ciekawa świata i z czasem coraz lepiej panowała nad emocjami. Długo wpatrywała się w niebieskie i brązowe ślepia córek, rozmyślając o ich przyszłości. Gdy nadejdzie odpowiedni czas będą musiały poradzić sobie same. Czuła, że pozostaną wiecznymi samotnikami jak ich matka. Właśnie do tego były szkolone i przygotowywane jeszcze zanim pojawiły się na świecie. Ale wiedziała, że muszą zbudować swoją własną ścieżkę. Dostały tą wolność, niezależność i swobodę, nie musiały o nią walczyć jak Ryjówka. Sądziła, że zapewniła im najlepsze warunki do rozwoju. Dbała o to, żeby nie chodziły z pustymi brzuchami i się nie zgubiły w lesie. Jej córki w pewnym momencie zaczęły być świadome, że długo nie wraca do Nory i często się z niej wymyka. Zawsze wracała z czymś do jedzenia, a gdy po raz pierwszy pozwoliła im na stały posiłek, pozostawiła w pamięci zadowolone pyszczki Rosy i Myszy, zachwycające się smakiem mięsa. Rosły bardzo szybko i zadawały coraz więcej pytań, zwłaszcza Rosa.
— Skończyłyście zachowywać się jak mysie bobki? — mruknęła pewnego dnia, znowu widząc siłujące się kotki. Rosa i Mysz często sobie dogryzały i oczywiście zażarcie dyskutowały. Ryjówkę bolały uszy od ich sprzeczek. Poczekała z kamiennym wyrazem pyska, aż koteczki zwrócą na nią uwagę. Nie zamierzała się powtarzać. Rosa i Mysz uczyniły to błyskawicznie, czując respekt do matki. Uniosła wyżej pyszczek, wciąż im się przyglądając. — Musicie umieć poradzić sobie, gdy mnie przy was nie będzie i wyczuwać zagrożenie. Na każdy podejrzany dźwięk, zapach czy głos musicie być cicho i uciekać lub się schować.
— Ja nie pozwolę siebie zaatakować. — stwierdziła wtedy Mysz, pusząc futerko.
Ryjówka zmrużyła ślepia.
— I jak chcesz tego dokonać? Wasze pacnięcia słabymi łapkami to żadne obrażenia.
Zaczęła opowiadać im o wszystkich niebezpieczeństwach, ale nie tylko. Zabrała ich na poznanie klanów. Oczywiście nie z bliska, jak to miało miejsce na Zgromadzeniu. Ryjówka podzieliła się z nimi dokładnymi opisami wszystkich przynależności, łącznie z Owocowym Lasem, miejskimi kotami i pieszczochami. Opowiedziała im o Dwunożnych, Drodze Grzmotu, pokazała im z daleka klanowe terytorium. Ryjówka nigdy im nie powiedziała o swojej przeszłości w Klanie Burzy i nie zamierzała tego zmieniać. To była przeszłość nie warta samotnika. Ponieważ jej córki już znały wszystkie przynależności, mogła całkowicie skupić się na ich szkoleniu. Były na tyle duże, żeby jeść stały pokarm, a więc poradzą sobie z poszerzeniem umiejętności. Rosa wykazała zainteresowanie polowaniami, gdy podjęła próbę złapania swojej pierwszej myszy. Umiejętność łowiecka była najważniejsza i miała okazać się przydatna na całe ich życie. To był jej obowiązek ich tego nauczyć. Przynajmniej nie będą chodziły głodne. Tak rozpoczęły się treningi polowania.
Późną Porą Opadających Liści rozpoczęło się ich pierwsze polowanie. Szkolenie miało być długie i kotki musiały być zdeterminowane. Właściwie Ryjówka nie pozwalała im na lenistwo ani zbyt częste opuszczanie lekcji. Zależała od tego ich przyszłość, więc nie godziła się na żadne ustępstwa. Miały się nauczyć i nigdy nie pokazywać słabości przez rezygnację. Nauka polowania rozpoczęła się od tego, że Ryjówka pokazała właściwą pozycję, a koteczki musiały ją powtarzać. Później zadbała o to, żeby ich pozycja łowiecka była doskonała. Córki uczyły się skradać i poznały zasadę trzech podejść - do każdej zwierzyny należało zakraść się inaczej, ponieważ królik pierwszy usłyszy, ptak zobaczy, a mysz poczuje. Gdy już znały podstawy obserwowała ich pierwsze próby złapania czegoś. Później zaczęła robić to z ukrycia. Dzieliła się z nimi swoimi radami. Mysz w pewnym momencie opuściła się w treningach, natomiast Rosa zyskała w oczach opiekunki. Rosa była wyznaczona do złapania pożywienia. Początki oczywiście łatwe nie były i kotka popełniała błędy, a że cierpliwa to ona nie była, widziała rosnące zirytowanie w jej niebieskich ślepiach. Jednak ciężkie i pracowite treningi opłaciły się i Rosa opanowała sztukę łowiecką. Ryjówka była z niej naprawdę dumna. Teraz gdy się starzała coraz mniej miała ochotę zapuszczać się daleko poza Norę, ale to robiła, wciąż miała w sobie ciekawość i nie lubiła bezczynności. Teraz obie polowały, chociaż nie zawsze odbywało się to w tej samej okolicy. Gdy uznała, że Rosa już wszystko umie, większą uwagę poświęciła Myszce. Nie szczędziła ironicznych komentarzy. Mysz miała się nauczyć polować i koniec. Kremowa kotka także nauczyła się tej umiejętności i Nora stopniowo stawała się pusta na coraz dłużej, gdy cała trójka zajmowała się swoimi sprawami. Bo nie zawsze były to polowania, ale również patrolowanie terenu lub zwiedzanie. Zwierzyny nie brakowało i mogły sobie pozwolić na większe posiłki. Ryjówka pozostała przy drobnej zwierzynie i tylko jednym dziennym posiłku. Tak była przyzwyczajona.
W czasie bardziej swobodnym opowiadała Myszce i Rosie o swoich wyprawach i przygodach. Zebrało się tego sporo, w końcu zwiedziła całe terytorium, posiadła wiedzę od wszystkich klanów, widziała Siedlisko Dwunożnych bliżej niż jakikolwiek leśny kot. Nigdy również nie bała się nieznanego i zachęcała je do próbowania nowych rzeczy i zdobywania większej wiedzy.
— Jesteśmy wolni i prawdziwi. Sami stawiamy sobie granice i robimy to na co mamy ochotę. Przywiązanie i ta idiotyczna wierność, które cechują klany jest zgubna. Zasłuchani w przywódców i swoich zdechlaków nigdy nie zaznają prawdziwej wolności i niezależności. Musicie być dumne z tego, że jesteście samotnikami. Nigdy o tym nie zapominajcie. — i obdarzyła je swoim znanym spojrzeniem.
Córki słuchały uważnie i z zaciekawieniem jej licznych opowieści o wędrówkach. Wspomniała nawet o poznaniu podstaw lisiej mowy i wszystkich swoich umiejętnościach. O Klanie Gwiazdy nie wspominała. Skoro nie pytały, to nie zamierzała niszczyć ich umysłów tymi bzdurami, bajeczkami.
— Nigdy więcej nie spotkałaś szamanki? — pytanie zadała Rosa, a Mysz jej zawtórowała.
Wpatrywała się w kotki zmrużonymi ślepiami, ale tylko przez drobną chwilę, zanim mruknęła pod nosem odpowiedź. Nigdy więcej nie spotkała czekoladowej kotki. Relacje Ryjówki dość szybko się kończyły i nigdy nie były niczym więcej niż znajomością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz