Nieco jego kondycja się poprawiła. Ciało potrafiło szybko się regenerować z czego był zadowolony. Jednak mniej cieszył się z widoku Sosnowej Igły, której sylwetka rzuciła mu się w oczy.
Ze zwieszonym łbem zaczął wpatrywać się w piszczkę, zastanawiając się nad kolejnymi krokami, starając się zignorować burą sylwetkę. Musiał coś zrobić. Jakoś odciąć się od tej jędzy, by nie była w stanie do niego podejść. Rozejrzał się po otoczeniu, a widząc Nocną Tafle, wpadł na pewien pomysł. Wstał ciężko, po czym podszedł do wojowniczki, mając nadzieję, że zgodzi się być jego tymczasowym tłem.
— Mam sprawę... — zwrócił się do niej.
Kocica wyglądała na zdziwioną, lecz skierowała na niego wzrok.
— Jaką? — spytała cicho, nadstawiając zaciekawiona ucha.
— Czy mogę z tobą chwilę posiedzieć? To głupie wiem, ale może jak będę z kimś rozmawiał i spędzał czas, to się ode mnie odwalą — burknął pod nosem, zerkając na czające się na niego łapska "psów" Mrocznej Gwiazdy.
— Oczywiście. Nie ma sprawy.
Łatwo poszło. Aż podejrzanie za łatwo. Zbliżył się, zachowując czujność. Nocna Tafla może i była miła, ale nie mógł dać się zwieść. Mogła to robić wszystko w jakimś celu. Jak inaczej mógł wyjaśnić fakt, że po tylu księżycach się nim zainteresowała?
— Jak chcesz to możesz gadać o czym chcesz. Byle było widoczne, że jestem zajęty.
Skinęła głową, siadając z nim gdzieś na uboczu.
— Czujesz się już lepiej? — zapytała.
— Trochę. Nadal boli mnie ciało. Jednak nie aż tak, jak wtedy. Siniaki szybko się goją, gorzej z tym — Wskazał łapą na swój pysk. —Twój kochany braciszek podobno mnie oszpecił, gdy byłem nieprzytomny.
Ta myśl powodowała w nim szczerą nienawiść i wzburzenie. Van go dotknął swoimi parszywymi łapskami, a on nie był w stanie nic zrobić. Musiał to być dla niego wspaniały widok. W końcu leżał u jego łap, tak jak jego zdaniem powinien. Jak on go nie cierpiał. Właśnie z tego powodu nie rozumiał decyzji swojej matki. Jak miał się zachowywać i nie sprawiać problemów, gdy ta wronia strawa bawiła się nim jak jakąś zabawką? Ale jeszcze za wszystko zapłaci. Musiał się pomęczyć, by zebrać później owoce swojej ciężkiej pracy.
— Hm. Zawsze można potraktować to jako, że jesteś silny. W końcu to przetrwałeś. Ja jestem nawet dumna z moich blizn. Na początku ja i mój brat byliśmy w sekcie samotników, tam też panowały dość... brutalne zasady. Dlatego mam to — Wskazała na ciemne blizny pod oczami. — zdobyłam je podczas rytuału inicjacji. Mroczny zawsze żałował, że też ich nie dostał, bo ceremonię przerwały borsuki. Przypominają mi, że uciekłam przed tymi stworami.
Szkoda, że te borsuki go nie zeżarły. Wtedy na pewno problem rozwiązałby się sam. Nie powiedział jednak tego na głos, bo nadal nie wiedział czy mógł ufać kotce. Mogła być nasłana przez swojego brata, by wyciągnąć z niego jakieś informacje.
— Ta... Bo kto normalny kaleczy się dla poczucia dumy — prychnął. — Ja wiem czemu to zrobił. — Wbił pazury w ziemię. To nie była duma. Miały mu przypominać nie o chwale, a o liderze i tej sytuacji jaka miała miejsce. By już nigdy nie zapomniał, co kocur mógł zrobić oraz kim był.
— Też to wiem. Zawsze możesz to zignorować, i zrobić mu na przekór. Jak będziesz dumny z tej blizny, to może go nawet krew zaleje — ostatni kawałek wyszeptała, a na jej pysku pojawił się delikatny, cwaniacki uśmieszek.
— Nie jestem masochistą tak jak jego synalek, który łasi mu się do łap, by mu przywalił — syknął. — Jeżeli będę dumny ze świadomości, że mnie oszpecił i jestem tak naprawdę śmieciem, którego łatwo może się pozbyć, to się ucieszy. Wiesz czemu? Bo uzna, że mnie złamał. Nie zamierzam bawić się z nim w żadne jego gierki.
— Jak wolisz.
Po jakimś czasie siedzenia razem w ciszy, kocica wzięła piszczkę ze stosu. Czas szybko minął, a zaraz miał się zacząć kolejny trening, przez co wojownicy znów zaczęli się tłoczyć.
Siedział i oczekiwał na wyruszenie. Lepiej już się czuł. Wątpił czy teraz dostanie jakieś fory. Ostatnim razem, gdy był bezużyteczny, Chłodny Omen pozwolił mu obserwować walkę, nie biorąc w niej udziału. Był mu za to wdzięczny. Nie spodziewał się aktu litości po kimś takim, ale najwidoczniej się co do niego mylił. Teraz jednak, gdy wyzdrowiał, musiał do tego podejść ponownie. Niestety...
Skierował kroki ku wyjściu z obozu, gdy ich mistrz pojawił się na horyzoncie i dał znak do wymarszu. Nie cierpiał tych szkoleń. Może i były przydatne, ale strasznie szybko pozbawiały go sił. Nie podobało mu się to, bo gdy wracał do obozu, padał na mech i zasypiał jak kociak. Czyżby to był plan lidera? By nie mieli sił na sprzeciw wobec niego lub co gorsza... by nie widzieli co on knuje, gdy słodko śnią?
Gdy tylko dotarli na miejsce, Nocna Tafla usiadła obok niego, czekając na rozkazy Chłodnego Omenu. Długo nie musieli ich oczekiwać, bo rudy dość sprawnie poinformował ich co mieli robić.
Zaczęli tak jak zawsze od rozgrzewki. Tym razem wepchnęła się pomiędzy niego, a Nocną Tafle Sosnowa Igła, która z uśmiechem zaoferowała, że dzisiaj się z nim zmierzy.
Sierść mu się uniosła na grzbiecie, ale nie skomentował. Miał szansę się zemścić. Obić jej ten głupi ryj. Przyjął wyzwanie, unosząc wyżej łeb i mordując ją wzrokiem. Niech wie, że go nie złamała. Dostrzegł, że nie spodobał jej się ten widok. Zapominając o pointce, zmierzyli się w pojedynku, który jego zdaniem nie był zbyt uczciwy. Kocica drapała i zachowywała się jak jakiś wściekły borsuk. Udało mu się jednak kopnąć burą kilka razy po pysku, słysząc jej żałosne jęki bólu. To poprawiło mu jakoś nastrój.
Następnym etapem była symulacja wojny. To było ciężkie. Każdy atakował każdego. Musiał być uważny. Przemykał pomiędzy łapami walczących, by zdobyć pióro. Nie było to łatwe, zwłaszcza że ktoś musiał oszukiwać. Poczuł pociągnięcie za ogon, po czym uderzenie w łeb. Zasyczał wrogo na Sosnową Igłę, której wzrok palił go żywym ogniem. Przecież byli w tej samej drużynie! Co ona robiła?! Wyszarpnął się, umykając w tłum, na szczęście ją gubiąc. Zbliżył się do Nocnej Tafli, łapiąc oddech i rozglądając się niespokojnie po otoczeniu.
— Sosna chyba się na ciebie mocno uwzięła — skwitowała Noc.
No co ona nie powie... Zauważył już to od jakiegoś czasu.
Wojowniczka zamiast bezsensownie biegać za piórem, obserwowała, czekając na odpowiedni moment, co było całkiem mądrą taktyką. Gdy dostrzegła, że pióro odlatuje nieco dalej od innych wojowników, a ci zajęci praniem się po pyskach nawet tego nie zauważają, rzuciła się na nie, chwytając w pysk. Następnie ruszyła w stronę drzewa, na którym siedział rudy van, jednak ktoś wskoczył jej na grzbiet. Sosnowa Igła. Co ona na przodków robiła?! Zwariowała czy jak? Poruszył się niespokojnie, obserwując to całe zajście. Zauważył, że pióro poleciało do góry. Krzaczasty Szczyt wyskoczył za nim w powietrze, ale udało mu się tylko kłapnąć obok niego zębami. Nagły podmuch wiatru sprawił, że przedmiot poleciał wprost do niego. Czy to był jakiś znak od natury, o którym tak często opowiadał mu Oszronione Słońce, gdy był mały?
— Łap! — usłyszał wrzask pointki, która dalej leżała jak długa pod kocicą.
Podskoczył i złapał pióro, po czym pognał do rudego, który był tym faktem bardzo zaskoczony. Ha! Wygra i udowodni wszystkim, że nie był żadnym beztalenciem. Sosna biła się z Nocną, więc mogły mu podskoczyć. Był już tak blisko, wręcz wystarczyło się wspiąć, lecz Trójoka Wrona nie pozwolił mu na to, szarpiąc za jego kark i zwalając na ziemię. Czarny zaczął rozglądać się za piórem. Najwidoczniej nie zauważył, że przez ten nagły ruch, obiekt wlazł mu bardziej do pyska, przez co dalej trzymał go w zębach. Teraz tylko się nie wydać. Uniósł się ciężko na łapy i wycofał. Koty szukały pióra, bijąc się raz za razem, oskarżając o kradzież. Wykorzystał ten chaos i wspiął się od tyłu do mistrza, który uniósł brew na ten jego czyn.
— Co ty robisz? — zapytał zimno, lecz zaraz jego pysk rozdziawił się w zaskoczeniu, gdy wypluł mu pióro pod łapy. Uśmiechnął się do niego szeroko.
— Wygrałem. — To słowo sprawiło, że Sosnowa Igła krzyknęła na całe gardło, zadzierając łeb na gałąź.
— Oszukiwał!
— On oszukiwał? — spytała głośno Nocna Tafla — Jestem z twojej drużyny, a ty rzuciłaś się na mnie, gdy niosłam pióro. I nie tylko na mnie. — dodała. — Mogliśmy już dawno wygrać, gdyby nie twój sabotaż, Sosnowa Igło. Na prawdziwej bitwie też masz zamiar szkodzić własnemu klanowi? — spytała.
— Nocna Tafla ma rację Sosnowa Igło. Twoje zachowanie było nieodpowiedzialne. Na wojnie walczycie ramię w ramię, nawet jeśli jesteś z kimś skłócona. Dobro klanu jest najważniejsze — upomniał ją Chłodny Omen, a mu aż poszerzył się uśmiech, wpatrując się w pełne oburzenia oblicze kotki.
— Mówiłeś, że wszystkie chwyty dozwolone! — oburzyła się bura.
— Owszem. Jednak w przypadku drużyny przeciwnej, a nie swojej. Jak Nocna Tafla dobrze zauważyła, gdybyś jej nie powstrzymała, to byście wygrali — Kocur pomasował się łapą po skroni, widząc jak ta fuka coś pod nosem i odchodzi.
Następnie zwołał z powrotem koty, ucząc ich jak powinni zachowywać się w danej sytuacji. To było przyjemne, bo siedział i słuchał, uprzednio schodząc z drzewa i zajmując miejsce obok pointki, która się do niego uśmiechnęła, wskazując na wciąż wkurzoną i mamroczącą pod nosem Sosnową Igłę.
Uśmiechnął się na ten widok. Miała za swoje. Jeszcze jej się podwinie noga. Wierzył w to.
Po skończonym treningu wrócili do obozu. Od razu opadł na mech, stękając zmęczony. Koszmar.
— Mam tego wszystkiego dość — warknął na głos.
Kocica ułożyła się obok niego, po czym powiedziała:
— Przynajmniej Sosnowej Igle się dostało — miauknęła do niego cicho, uśmiechając się.
Rzucił okiem na wojowniczkę. Ostatnio coś za bardzo się do niego kleiła. Było to dziwne. Nie za bardzo to rozumiał. Chciała coś tym sposobem uzyskać? Ale co? Przecież wiedziała, że był tu nikim.
— Ta... Prawda. Widzisz jednak, że sama się mnie uczepiła. Ja nic nie robię, a ona zaczyna.
— To prawda —zgodziła się z nim, ziewając.
Również ziewnął, zarażony tym odruchem od starszej kocicy. Westchnął, kładąc łeb na mchu. W takim stanie niewiele mógł zrobić. Irytowało go to.
— Obudź mnie później, bo znów nic nie zjem.
— Dobrze. — Usłyszał tylko, nim oczy uciekły mu w głąb czaszki. Sapnął ostatni raz, po czym zapadł w głęboki sen, wyczerpany jak nigdy dotąd.
***
Spał i było mu nawet ciepło. Tak przyjemnie. Wtulił się bardziej w mech, orientując się, że ktoś dyszy mu do ucha. Otworzył zaspany oczy, a widząc Sosnową Igłę z tym jej kpiącym uśmieszkiem, zamrugał próbując odegnać sen i zorientować się co znowu zrobił, że ta poczwara tu była.
— No proszę, proszę. Znalazłeś sobie mamusie? — zakpiła.
Nie wiedział o co jej chodziło, dopóki nie zobaczył Nocnej Tafli. Ta jeszcze spała. I to obok. Zjeżył się, posyłając jej chłodne spojrzenie. — No co powiesz? Jedna wronia strawa zdechła i już ją zastępujesz inną? Jak tak bardzo ci brak ciepła, to z chęcią upuszczę trochę z ciebie krwi. Na pewno od razu się rozgrzejesz.
Położył po sobie uszy, unosząc łeb i odsuwając się od pointki, wybudzając lekkim kopniakiem.
— Lepiej zajmij się swoimi dziećmi. Kunia Norka coś ci nie wyszła udana. — rzucił do burej.
Dojrzał jak siostra lidera wybudza się ze snu i unosi spojrzenie na kocicę, mrużąc przy tym oczy.
Widział jak Sosna nie może tam wytrzymać ze złości. Jak się trzęsie, a piana nalatuje do jej pyska. Najwidoczniej uderzył w jej słaby punkt.
—- Odszczekaj to smarkaczu! — Zamachnęła się łapą, ale uskoczył, wpadając tym sposobem na pointke. Nie zwracał jednak na to uwagi. Liczyło się to, że Sosna znów dostała kociokwiku przy świadkach.
— Zostaw ich, Sosnowa Igło — Krzaczasty Szczyt odezwał się za burą, posyłając jej naganne spojrzenie. I dobrze. Niech ma za swoje wredna jędza.
<Nocna Taflo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz