Dni mijały jej coraz szybciej. Nie wiedziała, czy może to uznać za oznakę starzenia się, czy najzwyczajniej w świecie zatraciła orientację w czasie. Fizycznie czuła się dobrze, za to na tle spraw niematerialnych, zauważyła u siebie tendencje do gubienia się we własnych myślach. Niegdyś była bardziej stanowcza, zakładając, że wszelkie problemy mają jedno, jedyne i właściwe rozwiązanie. Dopiero wysyp chaotycznych wydarzeń w otoczeniu zmusiła ją do zmiany podejścia. Zaczęła więcej gdybać i analizować przeróżne taktyki.
Jako dobry przykład tej abstrakcji nasuwał jej się Leśny Pożar. Cała otoczka wobec rudego kocura wyciągała z niej postrzępioną kulkę nerwów, która zawsze skryta w czeluściach jej duszy, wydawała się nawet nie istnieć. Łamał wszelkie zasady, jakich dotychczas przestrzegała. Był wyjątkiem i to takim, który śmiertelnie ją irytował.
Postanowiła postawić na metodę z kategorii rozsądnych i to z Jelenim Puchem przegadać sprawę rudzielca. Swoją drogą, nowe imię syna budziło w niej masę wspomnień. Nie miała pojęcia, jak Kamień wpadła na ten człon, ale dla srebrnej to sporo znaczyło.
Głos świeżo mianowanego wyciągnął ją ze świata myśli. Skupiła na nim swą uwagę, przyglądając się zmianom, które zaszły w jego wyglądzie. Nie był już tym krągłym niziołkiem, z którego miało się powody do szydzenia. Dojrzał, zgubił zbędne kilogramy i nabrał mięśni. Pod wieloma względami przypominał jej teraz Topaza. Ten krótki, aczkolwiek owocony romans, którego za nic w świecie nie żałowała. Zarówno Jeleń jak i Diament wyszli jako idealne połączenia ich dwójki. Źle jej było tylko z tym, że kocur nie miał szans ich poznać.
— Tak, jesteś — odparła ze spokojem, rozglądając się po otaczających ich terenach. Barwne korony drzew dodawały temu miejscu życia.— Obyś tylko zaczął się zachowywać jak prawdziwy wojownik — dodała delikatnie, choć w jej myślach tkwił obraz naburmuszonego rudzielca, który nieustannie przyczyniał się do wzrostów problemu jej syna.
— Na pewno będę. Nie przyniosę ci wstydu, mamo — zapewnił, idąc radośnie przed siebie. Obserwowała jego styl chodu. Miał ociężale kroki, zbyt mocno dociskał łapy do ziemi, nim dokonał kolejnego ruchu. — Jestem już dołosłym kotem. Może niedługo to ja będę miał dzieci, fajnie nie?
Niemalże wryło ją w ziemię, gdy usłyszała te słowa. Ignorując fakt, że pomimo większego wieku czuła się za młoda na rolę babci, tak Jeleń na ojca się nie nadawał, a przynajmniej na ten moment. Zastrzygła uchem, nim w końcu nie spojrzała na niego z lekkim politowaniem.
— Na to jesteś jeszcze za młody. Do tego trzeba też dojrzeć — dodała, starając się, by jej aluzja nie zabrzmiała za ostro.
— No wiem mamo. Ale cołaz do tego bliżej. Ciekawe czy znajdę sobie dziewczynę. Schudłem i według Płomień jestem już przystojny. A jak podoba ci się moje wojownicze imię? — zapytał.
Miała mętlik, bo poruszył dwie różne kwestie, na których temat miała trochę do powiedzenia. Córka Żara była mniej uciążliwa od swojego brata, ale wciąż sprawiała wrażenie problematycznej.
— Płomień mówi, że jesteś przystojny? — Uniosła głos, patrząc na niego niechętnie. — Piękne masz imię, majestatyczne, ale nie zadawaj się z tą rudą... Cwaniarą. — Pokusiła się o w miarę cenzuralny zwrot, bo jednak na języku ostało jej się zwykle, niekulturalne wyzwisko.
Jeleni Puch zdawał się lekko zdołować jej odpowiedzią. Chwilę się wahał, nim ponownie nie uchylił pyszczka.
— Dobrze... — odpowiedział tylko.
A Tygrys już wiedziała, że trafiła w jakiś czuły punkt. Unikał jej spojrzenia, a cała radość, która w nim tkwiła, gwałtownie wyparowała. Nie chciała go z jednej strony ograniczać i robić z niego odludka, ale nie mogła bezczynnie patrzeć, jak obraca się bezkarnie w coraz to gorszym towarzystwie.
— Nie obraź się skarbie, ale to tylko i wyłącznie dla twojego dobra. Masz wiele kotów w klanie, z którymi mógłbyś się zaprzyjaźnić. — Splotła swe słowa w spójną wypowiedź. — Gepardzia Łapa sprawia wrażenie bardzo miłej — przyznała, bo nie bardzo orientowała się w zachowaniu reszty młodzieży, a ta jako medyczka powinna być ułożona. — O, albo może to czas, aby poprawić relacje z Diament? — zasugerowała.
— Diament mnie zwyzywa za to, że jestem już wojownikiem, a ona nie. Nie znasz jej. Jest okłopną siostłą — mruknął pod nosem, a jednak zastępczyni wyłapała kluczowe słowa. — Gepałd... To medyczka. Nie może chodzić ze mną na patłole i polowania. Siedzi tylko w legowisku medyków. Nie wiem, czy będziemy mieć wspólne tematy...
Miał rację. Te różnice były przytłaczające, ale nie była w stanie podać mu innych przykładów.
— Powinieneś dać siostrze szansę, nie może być taka zła, jak ci się wydaje — stwierdziła, patrząc na niego z boku. — Doceniaj ją. Też miałam siostrę, może dalej mam, sama nie wiem. Słabo się znałyśmy, ale była dla mnie ważna — wypaliła, gryząc się zbyt późno w język. Rozpoczęła temat, który powinna zachować dla siebie. Chciała być szczera wobec syna, ale nie uważała, by wiedzą o istnieniu Rysiego Puchu było mu potrzebne do życia.
Rozdziawił pysk, patrząc na nią zszokowany.
— Siostłe? Mam ciocie? A-ale nie mówiłaś nigdy o tym. Jaka jest? Czemu nie mieszka z nami? — Natłok pytań był tym, czego się spodziewała i jednocześnie czego tak bardzo pragnęła uniknąć.
— Bo nie była z tego klanu — westchnęła. — Tak się złożyło, że ona mieszkała w Klanie Klifu, a ja trafiłam tu. Miałam jeszcze brata, też tu mieszkał, ale zmarł, będąc jeszcze uczniem. Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji — oświadczyła. Czasami zapominała o nim. Niby miała Klona ciągle przy sobie, a jednak nie potrafiła dojść z nim do żadnego porozumienia. Źle jej było to sobie przyznać, ale nawet tego nie żałowała. Ryś lubiła, a rozstały się w negatywnych stosunkach. Nie warto byłoby drugi raz przywiązywać się do kogoś, by potem znowu znosić pustkę po jego stracie.
— Och... Przykło mi. Nie wiedziałem. A czemu mieszkała w Klanie Klifu? Połwali ją? — Jelonek zdawał się mocno zainteresować tą sprawą, przez co z każdą sekundą nabierała coraz to większego przeczucia, że nie może zostawić go bez odpowiedzi.
— Nie. Powiedzmy, że... była to kwestia sojuszu między dwoma klanami. Ja też się tam urodziłam, ale w późniejszym czasie oddano mnie tutaj. Bo ja i mój brat byliśmy rudzi, a ona kremowa — wyjaśniła.
— Nie łozumiem. Dlatego ją oddali, bo była mniej łuda? Ale to... bezsensu. Też była gwiazdką. Jak się nazywała? Spotkamy ją kiedyś? — Masa pytań na nowo ją przytłoczyła.
— Nie sądzę, by było nam to dane. Ostatni raz widziałam ją na tamtych terenach, jeszcze długo przed tym, jak ty pojawiłeś się na świecie. Nie wiem, gdzie poszła, ale raczej nie ma jej już w Klanie Klifu. Chcesz poznać jej imię? — upewniła się, patrząc na jego zdeterminowaną mordkę, którą przytaknął kilkukrotnie. — Rysi Puch. Nazywała się Rysi Puch — powtórzyła, jakby same słowa miały sprawić, że jeszcze kiedyś ją zobaczy.
Jako dobry przykład tej abstrakcji nasuwał jej się Leśny Pożar. Cała otoczka wobec rudego kocura wyciągała z niej postrzępioną kulkę nerwów, która zawsze skryta w czeluściach jej duszy, wydawała się nawet nie istnieć. Łamał wszelkie zasady, jakich dotychczas przestrzegała. Był wyjątkiem i to takim, który śmiertelnie ją irytował.
Postanowiła postawić na metodę z kategorii rozsądnych i to z Jelenim Puchem przegadać sprawę rudzielca. Swoją drogą, nowe imię syna budziło w niej masę wspomnień. Nie miała pojęcia, jak Kamień wpadła na ten człon, ale dla srebrnej to sporo znaczyło.
Głos świeżo mianowanego wyciągnął ją ze świata myśli. Skupiła na nim swą uwagę, przyglądając się zmianom, które zaszły w jego wyglądzie. Nie był już tym krągłym niziołkiem, z którego miało się powody do szydzenia. Dojrzał, zgubił zbędne kilogramy i nabrał mięśni. Pod wieloma względami przypominał jej teraz Topaza. Ten krótki, aczkolwiek owocony romans, którego za nic w świecie nie żałowała. Zarówno Jeleń jak i Diament wyszli jako idealne połączenia ich dwójki. Źle jej było tylko z tym, że kocur nie miał szans ich poznać.
— Tak, jesteś — odparła ze spokojem, rozglądając się po otaczających ich terenach. Barwne korony drzew dodawały temu miejscu życia.— Obyś tylko zaczął się zachowywać jak prawdziwy wojownik — dodała delikatnie, choć w jej myślach tkwił obraz naburmuszonego rudzielca, który nieustannie przyczyniał się do wzrostów problemu jej syna.
— Na pewno będę. Nie przyniosę ci wstydu, mamo — zapewnił, idąc radośnie przed siebie. Obserwowała jego styl chodu. Miał ociężale kroki, zbyt mocno dociskał łapy do ziemi, nim dokonał kolejnego ruchu. — Jestem już dołosłym kotem. Może niedługo to ja będę miał dzieci, fajnie nie?
Niemalże wryło ją w ziemię, gdy usłyszała te słowa. Ignorując fakt, że pomimo większego wieku czuła się za młoda na rolę babci, tak Jeleń na ojca się nie nadawał, a przynajmniej na ten moment. Zastrzygła uchem, nim w końcu nie spojrzała na niego z lekkim politowaniem.
— Na to jesteś jeszcze za młody. Do tego trzeba też dojrzeć — dodała, starając się, by jej aluzja nie zabrzmiała za ostro.
— No wiem mamo. Ale cołaz do tego bliżej. Ciekawe czy znajdę sobie dziewczynę. Schudłem i według Płomień jestem już przystojny. A jak podoba ci się moje wojownicze imię? — zapytał.
Miała mętlik, bo poruszył dwie różne kwestie, na których temat miała trochę do powiedzenia. Córka Żara była mniej uciążliwa od swojego brata, ale wciąż sprawiała wrażenie problematycznej.
— Płomień mówi, że jesteś przystojny? — Uniosła głos, patrząc na niego niechętnie. — Piękne masz imię, majestatyczne, ale nie zadawaj się z tą rudą... Cwaniarą. — Pokusiła się o w miarę cenzuralny zwrot, bo jednak na języku ostało jej się zwykle, niekulturalne wyzwisko.
Jeleni Puch zdawał się lekko zdołować jej odpowiedzią. Chwilę się wahał, nim ponownie nie uchylił pyszczka.
— Dobrze... — odpowiedział tylko.
A Tygrys już wiedziała, że trafiła w jakiś czuły punkt. Unikał jej spojrzenia, a cała radość, która w nim tkwiła, gwałtownie wyparowała. Nie chciała go z jednej strony ograniczać i robić z niego odludka, ale nie mogła bezczynnie patrzeć, jak obraca się bezkarnie w coraz to gorszym towarzystwie.
— Nie obraź się skarbie, ale to tylko i wyłącznie dla twojego dobra. Masz wiele kotów w klanie, z którymi mógłbyś się zaprzyjaźnić. — Splotła swe słowa w spójną wypowiedź. — Gepardzia Łapa sprawia wrażenie bardzo miłej — przyznała, bo nie bardzo orientowała się w zachowaniu reszty młodzieży, a ta jako medyczka powinna być ułożona. — O, albo może to czas, aby poprawić relacje z Diament? — zasugerowała.
— Diament mnie zwyzywa za to, że jestem już wojownikiem, a ona nie. Nie znasz jej. Jest okłopną siostłą — mruknął pod nosem, a jednak zastępczyni wyłapała kluczowe słowa. — Gepałd... To medyczka. Nie może chodzić ze mną na patłole i polowania. Siedzi tylko w legowisku medyków. Nie wiem, czy będziemy mieć wspólne tematy...
Miał rację. Te różnice były przytłaczające, ale nie była w stanie podać mu innych przykładów.
— Powinieneś dać siostrze szansę, nie może być taka zła, jak ci się wydaje — stwierdziła, patrząc na niego z boku. — Doceniaj ją. Też miałam siostrę, może dalej mam, sama nie wiem. Słabo się znałyśmy, ale była dla mnie ważna — wypaliła, gryząc się zbyt późno w język. Rozpoczęła temat, który powinna zachować dla siebie. Chciała być szczera wobec syna, ale nie uważała, by wiedzą o istnieniu Rysiego Puchu było mu potrzebne do życia.
Rozdziawił pysk, patrząc na nią zszokowany.
— Siostłe? Mam ciocie? A-ale nie mówiłaś nigdy o tym. Jaka jest? Czemu nie mieszka z nami? — Natłok pytań był tym, czego się spodziewała i jednocześnie czego tak bardzo pragnęła uniknąć.
— Bo nie była z tego klanu — westchnęła. — Tak się złożyło, że ona mieszkała w Klanie Klifu, a ja trafiłam tu. Miałam jeszcze brata, też tu mieszkał, ale zmarł, będąc jeszcze uczniem. Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji — oświadczyła. Czasami zapominała o nim. Niby miała Klona ciągle przy sobie, a jednak nie potrafiła dojść z nim do żadnego porozumienia. Źle jej było to sobie przyznać, ale nawet tego nie żałowała. Ryś lubiła, a rozstały się w negatywnych stosunkach. Nie warto byłoby drugi raz przywiązywać się do kogoś, by potem znowu znosić pustkę po jego stracie.
— Och... Przykło mi. Nie wiedziałem. A czemu mieszkała w Klanie Klifu? Połwali ją? — Jelonek zdawał się mocno zainteresować tą sprawą, przez co z każdą sekundą nabierała coraz to większego przeczucia, że nie może zostawić go bez odpowiedzi.
— Nie. Powiedzmy, że... była to kwestia sojuszu między dwoma klanami. Ja też się tam urodziłam, ale w późniejszym czasie oddano mnie tutaj. Bo ja i mój brat byliśmy rudzi, a ona kremowa — wyjaśniła.
— Nie łozumiem. Dlatego ją oddali, bo była mniej łuda? Ale to... bezsensu. Też była gwiazdką. Jak się nazywała? Spotkamy ją kiedyś? — Masa pytań na nowo ją przytłoczyła.
— Nie sądzę, by było nam to dane. Ostatni raz widziałam ją na tamtych terenach, jeszcze długo przed tym, jak ty pojawiłeś się na świecie. Nie wiem, gdzie poszła, ale raczej nie ma jej już w Klanie Klifu. Chcesz poznać jej imię? — upewniła się, patrząc na jego zdeterminowaną mordkę, którą przytaknął kilkukrotnie. — Rysi Puch. Nazywała się Rysi Puch — powtórzyła, jakby same słowa miały sprawić, że jeszcze kiedyś ją zobaczy.
<Jelonku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz