Mimo wszystko miała wrażenie, że nie dostrzegała jakiejś kluczowej kwestii w ich relacji. Jakiś ważny szczegół wciąż umykał jej sprzed nosa. Kilkukrotnie próbowała zapytać siostrę o pomoc w zinterpretowaniu szczegółów ich relacji, jednak tamta albo zasypiała w połowie jej wywodu, albo przepowiadała jej śmierć. Goryczkowy Korzeń nie doceniała ani tego, ani tego. Stokrotkowa Polana – jedyna nadzieja na odszyfrowanie tajemnicy Kuniej Norki – okazała się zaskakująco bezużyteczna. Był to dość znaczący problem ze względu na to, że szylkretowa była prawie pewna, że nikt oprócz siostry (która, jak domyśliła się po czasie wojowniczka, również nie miała najmniejszej ochoty z nią rozmawiać) nie będzie chciał jej pomóc.
Musiała wziąć sprawy w swoje łapy.
Szybko doszła do wniosku, że problem wyraźnie jest w niej. W końcu ani Irga, ani żadna inna osoba nie wydawała się mieć takich rozterek dotyczących relacji, prawda? Wszyscy wydawali się obeznani ze sztuką obsługi rozmów między kotami i utrzymywania pozytywnych stosunków. Goryczka obserwowała ich uważnie, próbując wyłapać, co dokładnie różniło ją od reszty. Czy był to sposób, w jaki okazywali sobie uczucia? Czy Goryczka zbyt rzadko dawała do zrozumienia burej, jak bardzo ją uwielbia?
Tak, to na pewno było to! Musiała dowiedzieć się, co zrobić, by być jak najlepszą przyjaciółką dla Kuny! W końcu ona sama nie potrzebowała wiele, by poczuć, że jest kochana (o czym wyraźnie świadczyło ciepłe uczucie w jej piersi, które pojawiało się za każdym razem, gdy widziała przyjaciółkę), ale czy mogła być pewna, że medyczka również to widziała? Nie, najwyraźniej nie. Gdyby tak było, to chyba nie kwestionowałaby powodów sympatii do niej na zgromadzeniu, prawda? Goryczka musiała rozwiązać ten problem i to jak najszybciej – dzięki temu mogła zarówno pomóc Kunie, jak i wyjaśnić to dziwne, gorące uczucie towarzyszące rozmowom z przyjaciółką.
Samo wykonanie pomysłu było jednak kolejną przeszkodą. Goryczkowy Korzeń głowiła się dniami i nocami, próbując wymyślić idealny sposób na powiedzenie „wielbię cię (zupełnie platonicznie)”, który byłby godny tak miłej i czystej osobie jak medyczka. Za każdym razem, gdy wydawało jej się, że wpadła na coś mądrego, jej oko spoczywała na pięknym, falującym futrze przyjaciółki i jej pełnych zrozumienia ślepiach, na których widok w wojowniczce rozpalał się wesoły płomyk. Widząc wspaniałość przyjaciółki, rezygnowała ze wszystkich swoich planów.
Jednak nie mogła porzucić swojej misji. Może potrzebowała po prostu skonsultować z kimś swoje pomysły? Nie mogła jednak poprosić ani Irgi, ani Stokrotki o pomoc. Nie chodziło o to, że im nie ufała, po prostu… miała czasami wrażenie, że jej nie rozumiały. Nie miała jednak nikogo bliskiego, który mógłby służyć jej radą. Rozglądając się po obozie, mimowolnie czuła tylko zimno bijące od innych członków Klanu Wilka.
Poddanie się nie wchodziło w grę.
Jej wzrok padł nagle na niebieską uczennicę, która samotnie siedziała i spożywała swój posiłek. Podejście do niej nie było najgorszą opcją – córka Mrocznej Gwiazdy nie wydawała się osobą, która wyśmiałaby Goryczkę za samo zadanie pytania. Cóż, przynajmniej tak można było wnioskować z kilku wyjątkowo krótkich interakcji, które ze sobą miały. Wojowniczka nie mogła mieć żadnej pewności, czy postępuje właściwie. Równie dobrze mogła właśnie przypadkowo sprowadzić na siebie jeszcze większą pogardę Klanu.
– Chryzantemowa Łapo! – syknęła cicho, próbując zwrócić na siebie uwagę uczennicy. Poczuła ogarniające ją zawstydzenie. Co ona wyrabiała?! – Potrzebuję twojej pomocy – oznajmiła, rozglądając się uważnie po obozie. – Czy gdybyś hipotetycznie była moją przyjaciółką i hipotetycznie chciałabym ci dać wspaniały kwiat, żeby pokazać ci, że jesteś wspaniała i cię uwielbiam, to w jaki sposób byś to odebrała?
< Chryzantemo? Przyszłam zawracać tyłek >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz