Polanka, kwiaty, motyle, ona i jej bliscy. Wszystko było śliczne. Woń, roztaczana przez barwne rośliny, tęczowe owady, za którymi ganiała z rodziną. Trel ptaków, bzyczenie pszczół... sen był zupełnym przeciwieństwem jej okropnych koszmarów, które ostatnio stały się jej nieodłącznymi przyjaciółmi. Chciała, by kiedyś właśnie tak spędzali czas wolny, tam, gdzie wszyscy są zawsze zadowoleni i niczego im nie brakuje.
Po obudzeniu się, jej właściciele kończyli wyjmować ich rzeczy, a Pani otworzyła drzwiczki transporterów, aby koty mogły na spokojnie wyjść. Starsza kotka od razu wyczuła zapach lasu, chociaż teraz był prawdziwy, nie jak odświeżacz powietrza. Ostrożnie wysunęła łepek z "klatki" i rozejrzała się. Jej bliscy już podziwiali uroki małego podwórka, wcale nie tak strasznie zaniedbanego, jak można by się spodziewać, po takiej chatce, mogłabym nieelegancko rzec, że na zadupiu. Tunia powoli poszła w ich ślady. Wychodząc z auta, trafiła na miękka, soczystą trawę. Wszystko tu było takie świeże, aż chciałoby się tu zamieszkać na zawsze. Śpiew ptaków, wiele różnych zapachów, wiatr... wszystko było interesujące, piękne.
***
Następnego dnia, kotka, jeszcze zanim ktokolwiek zdążył się obudzić, wyszła na dwór przez uchylone okno. Chciała odetchnąć, a oddychanie tutejszym powietrzem sprawiało jej rozkosz i zapomniała o problemach. Rozejrzała się po ogródku. Czas pozwiedzać! Swoją wycieczkę zaczęła od obejścia całego domu. Dopiero pod koniec, w płocie ujrzała usterkę, w postaci dwóch, rozchylonych na bok desek. Najprawdopodobniej była to sprawka jakiegoś wcześniejszego, psiego lokatora, któremu musiało się mocno nudzić. Pieszczoszka rozejrzała się na boki, czy aby nikt jej nie obserwuje i... wyszła przez dziurę. Od razu poczuła wilgoć i chłodny wiatr, pochodzący z lasu.
- Raz się żyje... - mruknęła i ruszyła przed siebie z niepewnością w oczach. Po pięciu minutach spaceru usłyszała cichy szelest, gdzieś z boku. Przycupnęła w krzewach, starając się zachować spokój. W jej umyśle już pisały się najgorsze scenariusze o jej tragicznej śmierci, spowodowanej jakimś wielkim lisem lub borsukiem, a to wszystko, przez jej samolubność. Jednakże... do
nozdrzy Tuni dobiegł koci zapach. Zaczęły do niej docierać również wesołe głosy, śmiech. "Może to koty takie jak Arsi, które nie mają ochoty zabić takiego pieszczocha, jak ja...?" pomyślała, chociaż bardziej to było takie wewnętrzne zapytanie, przypominając sobie o starej przyjaciółce - Szepczącym Wietrze.
<KW, macie gościa o^o>
OooooOooooOooooo
OdpowiedzUsuń