Asystent Medyka... Oh jak dumnie to brzmiało! Lśniące Słońce przejrzał się w tafli wody z dumą, a na jego pysku pojawił się radosny uśmiech. Owszem, pracował teraz na pełnych obrotach, szczególnie sporo pracy miał przy Skrzydlatej Łapie, który leżał aktualnie sparaliżowany. Młodziak nie wyglądał za dobrze, przerzedzona sierść, szkliste oczy oraz katar... Okropne uczucie zalewało Lśniącego, gdy tylko patrzył na smutnego Okopconą Łapę czy też załamaną Wierzbowe Serce. Chciał pomóc... Tak bardzo chciał. Jednak w tej sytuacji czuł się zupełnie bezsilny.
To zdecydowanie był najgorszy aspekt bycia medykiem - świadomość, że zrobiło się wszystko, co mogło, a to wciąż nie było wystarczające.
- Zostaniesz tu? Muszę iść po mysią żółć, zaczyna jej brakować, a nie zamierzam robić tego w Porze Opadających Liści, lub co gorsza, w Porze Nagich Drzew - zaczął kocur, sprawdzając, czy czegoś jeszcze nie brakuje. No tak. Kocimiętka. Patyki. Trochę liści brzozy.
- Jasne - Różany Kwiat pokiwała twierdząco głową, nie odrywając wzorku od maści, nad którą aktualnie pracowała. Po zapachu dało się czuć, że to coś na stawy. Najpewniej dla Spadającego Liścia.
Liliowy wyszedł z leża, wdychając świeże, rześkie powietrze. Coś jednak przykuło jego uwagę. Konkretniej zbiegowisko kotów przy podwyższeniu, na którym przemawiał lider. Kocur szybko podbiegł do klanowiczów. Jednak to, co zobaczył, sprawiło, że w jego oczach wezbrały łzy. Ciało. Cicha Łapa.
- Nie, nie, nie... - szeptał do siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. To nie mogła być prawda! - Nie! - wykrzyknął, przeciskając się przez tłum i dopadając do swej martwej siostry. Wtulił się w jej ciało, zaczynając szlochać - Cicha... Obudź się... Błagam... Nie rób mi tego, proszę... - szeptał, trącając ją nosem. Nie chciał tego. Tak bardzo tego nie chciał! Jedyne, o czym marzył to to, by młoda terminatorka wstała na równe łapy i zaśmiała się głośno, mówiąc, że to żart.
Gdzieś podświadomie wiedział, że tak się nie stanie. Przecież ona była przepołowiona w pół.
- Kocham cię, siostrzyczko - załkał, dociskając nos do jej policzka. Miał gdzieś, co pomyślą.
~*~
Sztorm rozszalał się na dobre. Słona, spieniona woda uderzała z impetem o skały. Wiatr smagał futro liliowego kocura, zaś deszcz przemoczył mu je do suchej nitki. Nie wiedział, co ma zrobić, widząc, że Obłoczna Łapa zaczyna ślizgać się po klifie skalnym.
- Obłok! - Wykrzyknął, zeskakując na niższą półkę. To jednak nadal było za wysoko, nie wiedział, jak jego durny brat się tam znalazł, jednak jedno było pewne, musiał mu pomóc.
Zeskoczył jeszcze niżej, wyciągając łapę w stronę młodszego kocura. Ten zrobił to samo, jednak w ostatnim momencie, w którym już prawie go złapał, skalna półka, na której ledwie trzymał się Obłoczna Łapa, oderwała się, a młody uczeń spadł razem z nią - OBŁOCZNA ŁAPO! - zawołał za nim, widząc, jak ciało brata znika pomiędzy spienioną falą. Łapy mu się ugięły. To było zbyt wiele dla niego.
- Tu jest! Lśniące Słońce! - w tle słyszał głos Pszczelej Łapy i Słonecznego Blasku. Potem poczuł czyjeś zęby zaciśnięte na jego karku, a następnie szarpnięcie, które skutecznie wyciągnęło ucznia z amoku. Popatrzył zaszklonymi oczami na ojca, jednak obaj czym prędzej uciekli z Klifu, wprost na miękką, bezpieczną trawę.
- Niech Klan Gwiazdy ma cię w opiece i przyjmie jak godnego miejsca między nimi wojownika, Obłoczna Łapo - szepnął, patrząc na miejsce, gdzie znika słońce.
< Pszczela Łapo? Lśniący z depresją Mode on >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz