Dobre pół godziny kłótni, darcia pyska i bycia upartym nie poszły na marne. Zgodzili się. Borsuczy Kieł, który prowadził patrol, w końcu odpuścił i pozwolił swojej młodszej siostrze dołączyć do grupy składającej się z Miodowego Nosa, Złocistej Rzeki, Srebrnego Deszczu i jego samego. Nic nadzwyczajnego, zwyczajny skład porannego patrolu. Ruszyli więc przed siebie spokojnym, miarowym krokiem, by sprawdzić teren Klanu Wilka. Leśna odetchnęła z radością, mogąc, chociaż na chwilę wyrwać się z kociarni i mieć spokój od tych małych pokrak, które tylko doprowadzały ją do szewskiej pasji.
— Robi się coraz zimniej. Nie lepiej powiedzieć o tym Borsuczej Gwieździe? Pora Nagich Drzew już zapasem... — zaczęła Miodowy Nos, wzdychając przy tym cicho. Widać było, że chciała już coś dodać, jednakże jej wypowiedź przerwał głuchy dźwięk uderzenia w drzewo. Dymna kotka zasłoniła pysk, znosząc się śmiechem. Nic na to nie poradziła, że Rycząca Burza wyglądał przekomicznie, leżąc na ziemi, po zderzeniu z pieńkiem.
— Ktoś tu chyba się zamyślił o swojej lubej, czyż nie, Ryczku? — zachichotała cicho, ledwie powstrzymując większą salwę śmiechu. Wtem wiatr zawitał, a do jej nosa dotarł potworny smród.
Pieszczoch.
Co taka wywłoka robiła na ICH TERENIE?!
Niewiele myśląc, kotka rzuciła się przed siebie w kierunku, z którego dochodził ten obrzydliwy zapach. Wypadła przez krzaki, wprost na przerażoną pieszczoszkę, w jednej chwili rzucając się na nią i dotkliwie drapiąc pazurami pi ciele. Szamoczące się kocice przeturlały się kilka metrów, w głąb kłującego i drapiącego ich ciała krzewu. Leśny Strumień bezmyślnie uderzała łapami w - teoretycznie - bezbronnego intruza, który jedyne co potrafił zrobić, to starać się uciec i zawodzić, jakby co najmniej ją ze skóry obdzierali.
— NO DALEJ, ZABIJ! — w jej głowie zawitał głos Czystej Gwiazdy, która od dłuższego czasu nie kwapiła się do tego, by zaciągnąć wnuczkę Borsuczej Gwiazdy na trening.
Szczerze powiedziawszy, gdyby Złocista Rzeka wraz z Borsuczym Kłem nie odciągnęli jej, zabiłaby to coś bez chwili wahania. Z zimną krwią w dodatku.
Kocica otrzepała się, wstając na cztery równe łapy, mięśnie miała napięte, w każdej chwili była w stanie ponownie zaatakować.
— No wyłaź kupo lisiego łajna! — wysyczała głosem przepełnionym nienawiścią — Co, myślałaś, że wleziesz na NASZ teren i jak gdyby nigdy nic będziesz sobie hasać po łączkach i wąchać kwiatki?! Oh trzymaj mnie, bo rzygnę — splunęła, gdy tylko szylkretowa, niska kotka, wylazła z krzaków.
— Leśny Strumieniu, uspokój się! Ona jest ranna, trzeba ją zabrać do obozu. Burzowe Futro musi ją zobaczyć — zaczęła Miodowy Nos, zyskując poparcie reszty grupy patrolującej. Warknęła gniewnie.
— Chcesz zabrać ze sobą tę kupę nic nie wartego futra, prosto do serca naszego terytorium?! Czy wy żeście już do reszty zdurniali? — krzyknęła, kiedy jednak zauważyła, że jest w mniejszości, dodała szybko — Świetnie, ale pamiętaj wypłoszu. Podejdź tylko do kociarni, zrób jeden jakikolwiek fałszywy ruch, a z dziką rozkoszą przegryzę ci gardło, a następnie popatrzę, jak umierasz — syknęła, prosto w pysk krótkołapej, wystraszonej kotki — A wy, róbcie, co chcecie, mięczaki. Żebyście tylko tego nie żałowali — rzuciła, kierując się w stronę obozu, na czele patrolu, co jakiś czas łypiąc złowrogo na pieszczoszkę.
— Spokojnie, kochanie, jeszcze ją dorwiesz~ — w jej głowie zadźwięczał przesłodzony głos mentorki dymnej w ciemnym lesie - Śnieżnego Serca. Uśmiechnęła się tylko do siebie na te słowa.
< Tunia? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz