Chociaż... Tym razem Lśniące Słońce potrzebował jej. Albo kogokolwiek bliskiego. Najpierw była strata Cichej Łapy, co dla asystenta medyka i jego matki ogromnym ciosem. Sama Pszczela Łapa była roztrzęsiona, gdy znalazła kotkę wyplutą na brzeg rzeki bez tułowia. Co za traumatyczny widok... Ale pewnie nie mogła porównać swoich przeżyć do przeżyć Lśniącego. Nie wiedziała, jak to jest, kiedy traci się kogoś bliskiego. I to podwójnie, gdyż nie tak długo po tym dowiedziała się o wypadku Obłocznej Łapy. Oh, niech Klan Gwiazdy się nad nim zlituje...
Nie no, Klan Gwiazdy to jednak zesłał na nich jakąś klątwę. Skoro dwóch tak dzielnych uczniów z potencjałem musiało odejść...
Właśnie o tym rozmyślała, gdy nagle podeszła do niej jej mentorka. Poplamione Piórko, której dziećmi byli właśnie Cicha Łapa, Obłoczna Łapa i Lśniące Słońce.
— Pszczółko... — W jej głosie było tyle żalu. Nie dziwiła się, zresztą tego dnia pochowała własne dziecko. — Rozmawiałam z twoim ojcem. Postanowiliśmy, że przez jakiś czas nie będę cię trenować. Będzie wyznaczał ci zastępstwa. Przepraszam...
— Rozumiem. — Przytaknęła szylkretka. — Naprawdę mi przykro z powodu Obłocznej Łapy.
— Mi też, moja droga. A teraz wybacz, ale chciałabym odpocząć.
Pszczela Łapa przytaknęła smutno i podeszła do stosu z upolowanym jadłem. Złapała skowronka w pyszczek i już miała udać się do legowiska, a jednak...
Lśniące Słońce wpatrywał się pusto w ziemię. Pociągał nosem, chyba szlochał. Zaś w łapce obracał swoje jedzenie. Nie miał ochoty jeść, a co dopiero podnieść wzrok na Pszczółkę.
Kotka odłożyła skowronka na bok. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc rozmyślała przez chwilę. Ostatecznie wtuliła główkę w jego liliowe ciałko.
<Lśniący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz