Dzień zapowiadał się tak spokojnie. Nie spodziewała się, że jej polowanie zostanie przerwane… Przez takiego kota. Żałowała, że odrzuciła propozycję Mirtowego Lśnienia i wyszła z obozu sama. Co ona miała teraz z nią zrobić?
Ruda nie podchodziła już bliżej. Trzymała się na odległość paru kroków, z lekko opuszczoną głową – jednak jej żółte ślipia błyskały uważnie. Z ran na łapach ciekły cienkie strużki krwi. Wojowniczka mimowolnie wzdrygnęła się, ponownie przesuwając wzrok na pysk kotki. Nigdy nie ciągnęło ją do atakowania samotników, zanim ci zdążyli wytłumaczyć, co na granicach robią… Ale gdy poczuła zapach Klanu Wilka, nawet zwietrzały, straciła nad sobą kontrolę. Nie znała przybyszki, ale już skakała jej do gardła z oskarżeniami; cętkowana od razu stała się w jej opinii kimś, komu nie można było ufać. Kimś niebezpiecznym. Jej klatka piersiowa unosiła się nierówno, jak gdyby zmęczyło ją tak proste zamachnięcie się na nieznajomą. Zmusiła się do wyprostowania grzbietu.
Następne słowa ją zaskoczyły. Uciekinierka? Zmrużyła ślipię. Kotka rzeczywiście wyglądała, jakby ostatnie parę wschodów słońca spędziła poza domem; jej futro zmierzwione i przybrudzone. Nawet jeśli – to czy mogła jej wierzyć? Kto wie, czy Nikła Gwiazda nie przysłał kogoś na przeszpiegi? Z drugiej strony, czemu wilczak miał gadać coś o pogrążaniu własnego lidera, własnego klanu?
Zdała sobie sprawę, że chyba zamilkła na zbyt długą chwilę. Była wilczaczka zastrzygła jednym z uszu, czekając. Co miała powiedzieć? Wziąć ją ze sobą, czy przegonić? Wszystko zdawało się krzyczeć na nią, żeby posłuchała się intuicji i nie ufała kotce… Ale jej ojciec na pewno ucieszyłby się z okazji do dogryzienia Klanowi Wilka.
— I mam Ci uwierzyć? — miauknęła w końcu, marszcząc brwi. — Mówisz prawdę?
— Tak.
Odczekała jeszcze parę uderzeń serca. Po co? Sama nie wiedziała. Ruda nie poruszyła się bez jej znaku, nadal tkwiąc w miejscu. Zmierzyła ją wzrokiem po raz ostatni, zanim ruchem ogona przywołała ją do siebie.
— Chodź.
Jej całe ciało się spięło, gdy kotka pojawiła się u jej boku. Spojrzenie żółtych oczu przebijało się przez rudą grzywkę.
— Jak się nazywasz? — spytała, gdy odwróciły się w stronę klifów.
Młodsza zastrzygła uszami.
— Horyzont.
Skinęła głową. Wzięła głęboki oddech i ruszyła do przodu; nieznajoma tuż obok. Zmusiła ją do spaceru po jej lewej stronie, cały czas chcąc mieć na nią oko. Może i nie okazywała agresji, ale Łuna dobrze wiedziała, że w walce nie miałaby z nią szans. Mogła się jedynie modlić, że wszystko pójdzie po jej myśli.
Nie opuściły nawet złotych kłosów, kiedy przed nimi pojawił się jeden z patroli. Rozpoznała w nim między innymi Postrzępiony Mróz; zanim jednak dała koleżance znać, aby ci podeszli bliżej, ponownie rzuciła uważne spojrzenie rudej.
— Tylko bez żadnych sztuczek.
***
Obserwowała, jak Judaszowcowa Gwiazda zajmuje swoje miejsce na mównicy. Tłum, zebrany już w centrum obozu, patrzył na niego z wyczekiwaniem; praktycznie każdy zauważył obecność nowego kota.
Zmrużyła ślipię. To jej przypadło powiadomienie kocura o intruzce. Wszystko świetnie, w końcu mogła zrobić coś ważnego, ale… Czemu akurat w takich okolicznościach? Jej wąsy zadrżały. Później mogła jedynie spoglądać w cienie wypełniające legowisko, gdy lider zgarnął Horyzont na rozmowę.
— Znalazła się u nas uciekinierka z Klanu Wilka — głos Judaszowcowej Gwiazdy poniósł się po jaskini; podobnie jak szepty zebranych. Niektóre oburzone, niektóre nerwowe.
Zerknęła na siedzącą po środku kocicę. Nie wydawała się przejęta reakcją tłumu, spoglądając jedynie na lidera spod rdzawej grzywki.
— Rozświetlona Skóra zostanie jej mentorem — kontynuował. — Liczę na to, że wykaże się lojalnością i będziemy mogli jej zaufać. Od teraz będzie nosić miano Rozżarzonej Łapy.
Przeniosła spojrzenie na kuzyna, a później z powrotem na Horyzont- na Rozżarzoną Łapę. Końcówka jej ogona zadrżała nerwowo. Co ta ruda wywłoka nagadała jej ojcu, że rzeczywiście zgodził się ją przyjąć?
***
W zasadzie, to o obecności nowej uczennicy zdołała zapomnieć. Do legowiska młodzików zazwyczaj nie zaglądała, a Rozżarzona Łapa w ciągu paru pierwszych dni nie okazała się być duszą towarzystwa. Może ze względu na niechęć pozostałych klifiaków. Gdyby jej ruda sierść raz po raz nie rzucała się w oczy w obozowisku, mogłaby uznać, że wcale nikogo nigdy nie przyprowadziła.
Nie rozumiała, dlaczego jej ojciec zgodził się przyjąć wilczaczkę do klanu. Spodziewała się jakiejś rozmowy, wymiany informacjami, a nie czegoś takiego!
Zastrzygła uszami. Nie mogła jednak omijać kotki do końca życia; los nigdy jej tak nie sprzyjał. Kierując się w stronę wyjścia z obozu, natknęła się na tę nieszczęsną uczennicę. Rozżarzona Łapa siedziała w pewnej odległości od wodospadu, rozglądając się po jaskini. Napuszony, krótki ogon podrygiwał lekko, a jej uszy – jedno z nich postrzępione – poruszały się delikatnie, nasłuchując. Łuna zmarszczyła brwi. Była przekonana, że Rozświetlona Skóra siedział jeszcze w legowisku, pociągając nosem… Jej kuzyn zawsze zdawał się mieć słabą odporność.
Ruszyła dalej do przodu. Nie pozwoli, aby to rude ścierwo było powodem zmiany jej planów. Chciała wyjść na polowanie, to wyjdzie! Kiedy minęła uczennicę, przystanęła na moment. Z odległości paru kroków zerknęła na nią. Żar również podniosła wzrok, spoglądając na nią z oczekiwaniem.
Pysk kocicy zdobiła drobna blizna, przecinająca jej górną wargę; kątem oka dojrzała też szramy na łapach, jej własnego wykonania. Nie czuła się z tym źle. Ani trochę.
— Czekasz na kogoś? — miauknęła w końcu. Końcówka jej ogona poruszyła się, jak gdyby zdradzając jej nieufność. — Wydaje mi się, że twojemu mentorowi się nie spieszy.
<Rozżarzona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz