Mimo złości, był dumny z Śniącej Łapy. Zdołał zachować zimną krew oraz miał otarty umysł. Coś czego mimo chęci, zabrakło Słonecznemu Fragmentowi. Kremowy ostrożnie podniósł się ze swojego miejsca na uboczu w celu skierowania się w stronę przewodników. Niebieskooki obrzucił spojrzenie ucznia jego byłej mentorki, zatrzymując na dłużej wzrok na jego czerwonych oczach. Nie mógł zgodzić się z Burzowymi Chmurami, czerwone oczy kocura nie wyglądały przerażająco. W ciągu swego życia zdołał poznać bardziej przerażające koty niż albinos i był w stanie rozpoznawać ich spojrzenia.
– Kwiecista Kniejo. Biała Łapo – miauknął, wpatrując się w szylkretkę i białego ucznia siedzącego u jej boku. Powoli przeniósł spojrzenie na Śniącą Łapę, siedzącego naprzeciw pozostałych przewodników. Srebrzysty wpatrywał się w jego pysk. – Śniąca Łapo. Wybaczcie, że chwilowo byłem nieobecny... To się jednak zmieni. Słowo. – Ogłosił, mając nadzieję, że w głębi serca Kwiecistej Kniei nie ciążył fakt niańczenia dwóch kocurów, podczas, gdy kremowy nabijał sobie guzy. W końcu coś zrozumiał. Pojął dwie rzeczy, które wcale nie musiały się nawzajem niszczyć, mogły współistnieć. Uśmiechnął się słabo do syna zmarłej wiecznej królowej i mimo ciążącego mu żalu, smutku i gniewu zdecydował się mu powiedzieć: – Jestem z ciebie dumny, Śniąca Łapo.
Powiedziawszy to, kocur odwrócił się i odszedł od grupy, nie decydując się z nimi spożyć posiłku czy spędzić dłuższej chwili.
~~~
Wpatrywał się w przejeżdżające po Drodze Grzmotu potwory. Dzisiejszego dnia ich aktywność była intensywniejsza. Może migrowały? Kocur pokręcił głową, uznając ten pomysł za głupotę. W końcu we wnętrzu potworów znajdowali się dwunodzy, którzy potrafili opuścić ich wnętrze, kiedy tylko chcieli.
Przeniósł spojrzenie na połać wrzosowisk, miejsca, które chyba na zawsze będą mu się z jednym kojarzyć. Przymknął oczy, wsłuchując się w warkot silników, ktory w końcu na chwilę ucichł.
Otworzył oczy i bez większego pomyślunku, przemknął na drugą stronę Drogi Grzmotu. Cudem uniknął podzielenia losu matki, w ostatniej chwili znikając w przydrożnym krzewie. Potwór, który wyrósł najprawdopodobniej spod ziemi, zatrzymał się z piskiem opon na poboczu, a wśród donośnego klaksonu dało się usłyszeć wyzwiska dwunoga.
Odprowadził spojrzeniem czarnego potwora, który równie gwałtownie ruszył, co zatrzymał się, po czym położył się na trawie, na plecach we wnętrzu krzewu i głośno westchnął. Jeszcze tylko brakowało, aby wpadł na patrol owocówek. Sklepałyby go czy jednak uznały, że skoro między ich społecznościami jest sojusz, odprowdzą go na granicę? Przez chwilę buszował wśród zarośli przy krawężniku, aż w końcu zdecydował się udać w kierunku Wysypiska. Miał nadzieję, że uda mi się znaleźć jakieś przydatne rzeczy, których dwunodzy już nie potrzebowali, jak i same koty z sojuszniczej społeczności. Owocowy Las i Wszechmatka nie powinni mieć mu za złe, że naruszał granicę. W końcu, o ile nie zostanie przyłapany, nikt się nie dowie o jego obecności. Oczyścił umysł ze wszystkich myśli, skupiając się na otoczeniu. Przypominał sobie wszystkie cenne lekcje Kwiecistej Kniei. Mimo różnych dźwięków, starał się skupić tylko na odgłosach wskazującą na kocią obecność. I cudem jakoś udało mu się dotrzeć na Wysypisko, a później cudem z powrotem wrócił na tereny Klanu Burzy, niosąc w pysku całkiem ładną znajdźkę zawieszoną na rzemyku. Stojąc pośród uschniętego wrzosowiska, zerknął w kierunku Owocowego Lasu i skinął łebkiem. Podrzucił w powietrze wisior, który chwilę później opadł mu na jego głowę, ginąc pośrodku długawej sierści. Zadowolony z łowów, skierował się z powrotem w kierunku obozu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz