*retrospekcja*
Ciemna, głucha noc objęła mrokiem jaskinie za wodospadem. Szum spadającej wody zdawał się być nieodłączną częścią tego miejsca, tak jakby nawet, gdyby rzeka wyschła, można by było go usłyszeć. Tak jakby przylgnął do tych skał już na zawsze. To było takie fascynujące. Przyglądała się tej wodzie jakby w zaklęty obrazek, nie mogąc oderwać wzroku od modrej, błękitnawej łuny przebijającej się do jaskini.
— Co robisz, Światełko? — delikatny, ciepły głos matki rozbrzmiał gdzieś z tyłu. Wyłoniła się z cienia żłobka. Światełko zauważyła Postrzępiony Mróz tylko dlatego, że królowa specjalnie nie zachodziła jej z boku, wiedząc, że jej córka nie widziałaby wyraźnie jej twarzy.
— Patrzę się — odpowiedziała koteczka, spoglądając na matkę jakby z ukosa. — Wiedziałaś, że jakbyś się bardzo postarała i skupiła wzrok na wodzie, to zobaczyłabyś w niej malutkie kropelki?
Postrzępiony Mróz zmrużyła oczy.
— Hm... — zamyśliła się. — Nie widzę. Woda stąd wygląda jak całość.
Kto wie, czy chciała w ten sposób uszczęśliwić córkę, czy może była to jej szczera uwaga. Światełko się nad tym nie zastanawiała. Nie dlatego, że nie przemknęło jej to przez myśl, ale po prostu uznała za ciekawsze co innego.
— Czy woda jest niebezpieczna, mamo? — spytała nagle. — Pochmurny Płomień zabronił mi podchodzić zbyt blisko. Czy to znaczy, że jest niebezpieczna? Nie jest dobra?
Postrzępiony Mróz zaśmiała się cicho, kładąc delikatnie łapę na głowie córki. Mało jaki kot nie zaśmiałby się, słysząc takie absurdalne pytania o porze, gdy księżyc na dobre rozgościł się na niebie.
— Nie wszystko, co jest bezpieczne, jest dobre. I nie wszystko, co jest niebezpieczne, jest złe.
— Więc dlaczego zabronił mi podchodzić zbyt blisko?
— Bo ciekawość spośród wszystkich rzeczy jest rzeczą najbardziej niebezpieczną, Światełko. A teraz zmykaj z powrotem do żłobka. Musisz się wyspać.
Taka wizja nie spodobała się kocięciu, które spojrzało na matkę wzrokiem pełnym zawodu i rozczarowania. Nie chciała spać. Sny były złe. Sen zawsze był zły. Nigdy nie przynosił nic dobrego. Kolejne zdziwaczałe kształty, jasne światła powodujące, że budziła się ze skurczem w żołądku i bijącym szybko sercem, które jakby miało wyskoczyć z piersi. Wolała siedzieć i patrzeć na wodę, gdy żadne światła - na ironię - nie mogły jej sięgnąć.
Kocięta mogły bać się ciemności, mroku, dusz z Mrocznej Puszczy wyskakujących spod mchowych posłań czy innych dziwów, ale dla niej to wszystko było czulsze i bezpieczniejsze niż potworne światło dnia i gra błysków i barw w jej głowie, gdy spała.
Mogłaby powiedzieć, że się boi, ale zamiast tego powiedziała tylko:
— Dobrze, mamo. Kocham cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz