— Koro, idziesz ze mną? — zapytał ojciec, gdy rozmyślała nad tym wszystkim.
— Gdzie? — Podniosła na niego wzrok.
— Idę z patrolem łowieckim. Ty się przejdziesz, a nie będziesz tu siedzieć i się nudzić. Co ty na to?
Normalnie by się nie zgodziła. W patrolu łowieckim było strasznie dużo różnych kotów i, tak, uwielbiała słuchać ich rozmów, ale nie gdy te się na siebie nakładały czy zanikały w szumie wiatru. No i teraz tam było naprawdę zimno, a jej krótkie futro nie pomagało. Wiedziała jednak, że inaczej nie wyjdzie i będzie musiała prosić mentorkę o trening, a chciała też trochę poćwiczyć sama, więc ostatecznie po chwili wstała i kiwnęła głową.
— Chodźmy.
Wraz z kocurem dogonili grupę i ruszyli do wyjścia. Kotka nie widziała tu zbyt dużo uczniów, co trochę ją cieszyło. Nadal nie uważała, że głębsze znajomości są super potrzebne. Tak, rozmawiała ze Słotą, ale ją znała jeszcze ze żłobka, więc to była inna sytuacja. Jasne, czasem też zdarzały się jej rozmowy z innymi uczniami, ale nie traktowała ich jakkolwiek poważnie, po prostu takie… zabicie czasu. Niektórzy byli nawet przyjemną odskocznią, ale zdarzali się tacy jak Dębowa Łapa, którzy no… irytowali ją, choć to chyba za mało powiedziane. Dąbek tak strasznie się wywyższał i jak dla niej jego pewność siebie przekraczała granice. Może i była to zazdrość, tym bardziej że spędzał czas ze Słotną Łapą, ale już od kiedy spotkali się pierwszy raz w żłobku, to wydawał się kotem totalnie nie dla niej. Już chyba bardziej wolała jego braci, chociaż ich kojarzyła tylko z widzenia. No i nigdy nie przyznałaby tego na głos, bo to przez Dąbka teraz kotka rozmawiała z kimkolwiek, a nawet jeśli nie była z tego najszczęśliwsza, to czasem czuła, że taki kontakt jest potrzebny. Ale nie teraz… Teraz ważniejsza była zwierzyna, której cały czas szukała. Podchodziła do krzewów i drzew, starając się wyłapać zapach, chociaż jakiejś małej myszy, ale chyba wszystkie zwierzęta już schowały się w swoich ciepłych norach. Tak naprawdę nie zauważyła nawet, że nie idzie już koło ojca, skupiona na rozglądaniu się. Zrozumiała, że obok jest Kamienna Łapa dopiero wtedy, gdy tamten się odezwał.
— I jak ci idzie trening? — zapytał.
Kotka spojrzała na niego zdezorientowana, bo wyrwał ją z letargu myśli i skupienia. Wiedziała, że to brat Dębowej Łapy, więc trochę bała się, że jak on nie pozwoli nawet jej dojść do słowa. Kocur jednak milczał, jakby wyczekując odpowiedzi.
— W porządku.
Dla niej to było wszystko, mogłaby skończyć rozmowę i uciec do ojca, jednak liliowy był chyba gdzieś na samym przodzie wszystkich tych dużo większych od niej kotów, a ona i Kamyczek byli na praktycznie samym końcu patrolu. Nie przecisnęłaby się, jeśliby chciała. No i może warto byłoby porozmawiać z kimś nowym? Niewiele starszym…?
— Trochę nie idzie mi wspinaczka — przyznała po chwili niezręcznej ciszy. — A tobie?
— Gdzie? — Podniosła na niego wzrok.
— Idę z patrolem łowieckim. Ty się przejdziesz, a nie będziesz tu siedzieć i się nudzić. Co ty na to?
Normalnie by się nie zgodziła. W patrolu łowieckim było strasznie dużo różnych kotów i, tak, uwielbiała słuchać ich rozmów, ale nie gdy te się na siebie nakładały czy zanikały w szumie wiatru. No i teraz tam było naprawdę zimno, a jej krótkie futro nie pomagało. Wiedziała jednak, że inaczej nie wyjdzie i będzie musiała prosić mentorkę o trening, a chciała też trochę poćwiczyć sama, więc ostatecznie po chwili wstała i kiwnęła głową.
— Chodźmy.
Wraz z kocurem dogonili grupę i ruszyli do wyjścia. Kotka nie widziała tu zbyt dużo uczniów, co trochę ją cieszyło. Nadal nie uważała, że głębsze znajomości są super potrzebne. Tak, rozmawiała ze Słotą, ale ją znała jeszcze ze żłobka, więc to była inna sytuacja. Jasne, czasem też zdarzały się jej rozmowy z innymi uczniami, ale nie traktowała ich jakkolwiek poważnie, po prostu takie… zabicie czasu. Niektórzy byli nawet przyjemną odskocznią, ale zdarzali się tacy jak Dębowa Łapa, którzy no… irytowali ją, choć to chyba za mało powiedziane. Dąbek tak strasznie się wywyższał i jak dla niej jego pewność siebie przekraczała granice. Może i była to zazdrość, tym bardziej że spędzał czas ze Słotną Łapą, ale już od kiedy spotkali się pierwszy raz w żłobku, to wydawał się kotem totalnie nie dla niej. Już chyba bardziej wolała jego braci, chociaż ich kojarzyła tylko z widzenia. No i nigdy nie przyznałaby tego na głos, bo to przez Dąbka teraz kotka rozmawiała z kimkolwiek, a nawet jeśli nie była z tego najszczęśliwsza, to czasem czuła, że taki kontakt jest potrzebny. Ale nie teraz… Teraz ważniejsza była zwierzyna, której cały czas szukała. Podchodziła do krzewów i drzew, starając się wyłapać zapach, chociaż jakiejś małej myszy, ale chyba wszystkie zwierzęta już schowały się w swoich ciepłych norach. Tak naprawdę nie zauważyła nawet, że nie idzie już koło ojca, skupiona na rozglądaniu się. Zrozumiała, że obok jest Kamienna Łapa dopiero wtedy, gdy tamten się odezwał.
— I jak ci idzie trening? — zapytał.
Kotka spojrzała na niego zdezorientowana, bo wyrwał ją z letargu myśli i skupienia. Wiedziała, że to brat Dębowej Łapy, więc trochę bała się, że jak on nie pozwoli nawet jej dojść do słowa. Kocur jednak milczał, jakby wyczekując odpowiedzi.
— W porządku.
Dla niej to było wszystko, mogłaby skończyć rozmowę i uciec do ojca, jednak liliowy był chyba gdzieś na samym przodzie wszystkich tych dużo większych od niej kotów, a ona i Kamyczek byli na praktycznie samym końcu patrolu. Nie przecisnęłaby się, jeśliby chciała. No i może warto byłoby porozmawiać z kimś nowym? Niewiele starszym…?
— Trochę nie idzie mi wspinaczka — przyznała po chwili niezręcznej ciszy. — A tobie?
<Kamyczku?>
[550 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz