Każdy dzień jest dobry, kiedy kot budzi się uczniem nie kociakiem. Promyk była tego dobrym przykładem. W dzień swojego mianowania nie miała o nim żadnego pojęcia. Tylko uśmiech na pysku ojca mógłby jej coś podpowiedzieć, ale jak zwykle Promyk była zajęta sortowaniem kamyków od największego do najmniejszego i od najbardziej szarego do najmniej szarego jednocześnie! I robiłaby to dalej, gdyby nie jej drugi tato, który wszedł do żłobka.
I wkrótce Promyk stała przed Źródlaną Łuną jako Promienna Łapa. Cóż za zaskoczenie. Jakiż to był dobry dzień, mogłaby pomyśleć, ale teraz musiała spać w legowisku uczniów, a zostawiła swoje kamienie i pracę z nimi związaną w żłobku. No cóż. Musiała się z tym teraz pogodzić.
– Patrz tato! Teraz jestem Promienną Łapą! – Promyk wypięła pierś, a jej tato tylko odetchnął. Teraz ktoś inny będzie musiał znosić energię kotki! I będzie to Źródlana Łuna. – I jutro zaczynam trening, już nie mogę się doczekać! – i zanim tato powiedział cokolwiek na jej oświadczenie, kotka pobiegła dalej w swoją stronę. Musiała w końcu znaleźć trochę mchu na własne posłanie. Nie będzie przecież spała z bratem ani siostrą! Była już na to za duża przecież!
Promyk spała dzielnie całą noc na swoim miękkim mchu i wstała, zanim słońce jeszcze porządnie się obudziło. Na niebie była widoczna drobna poświata. Promyk, a raczej Promienna Łapa usiadła przy wejściu do legowiska wojowników i zmarszczyła nos. Źródlana Łuna jeszcze z kimś rozmawiała! No cóż, może Promyk w takim razie może sama wyściubić nos poza obóz.
Tak też zrobiła i może poszłaby nawet dalej, gdyby nie wodospad. No tak. To może być problem. Nawet duży problem. Promyk nigdy nie zainteresowała się jak wyjść z obozu, zbyt zajęta swoimi własnymi sprawami.
Czekanie na swoją mentorkę bardzo jej się dłużyło, więc kiedy tylko kotka wyściubiła nos z legowiska Promyk przypadła do niej z ekscytacją.
– Idziemy? Gdzie najpierw? Będziemy się uczyć walki? Polować? A może walczyć i polować! Słyszałam, że mamy tu mewy? To prawda? Zobaczymy mewę? Albo znajdziemy kraba? Albo…
– Okej, okej! Zwolnij! – Źródlana Łuna machnęła na nią łapą, więc Promyk ucichła na chwilę. – Najpierw chciałabym zjeść śniadanie. Potem… obejrzymy tereny klanu. – i na tym się skończyło. Promienna Łapa już zjadła, więc mogła tylko biegać sobie w kółko po obozie, starając się unikać wszystkich wokół.
Po skończonym posiłku zaczęła się ich podróż. Promyk dowiedziała się jak wyjść z obozu, co… logicznie musi zostać przez nią poznane. Jednak już teraz w głowie kotki pojawiały się pomysły na to, co może sama robić poza obozem i gdzie może biegać. I jak daleko może pobiec! Och...tyle możliwości.
Cóż za ekscytujące zajęcie, ten trening. Oczywiście jest to stwierdzenie sarkastyczne. Poznawanie terenów nie było tak ciekawe, kiedy Promyk nie mogła biec w przód i przed siebie. Co jak co, może i była nieco psotliwą duszą, ale umiała zachować resztki logicznego myślenia. Jeśli ucieknie za daleko od swojej mentorki, na pewno się zgubi.
– Och... – Promyk zmarszczyła nos, kiedy weszła za Źródlaną Łuną na jakiś… dziwny teren.
– Coś nie tak? – kotka odwróciła się do niej, jej jedno oko zerkając na nią z zastanowieniem.
– Em… – Promienna Łapa zastanowiła się krótko. – Co to jest? – wskazała na… grunt. Na co innego mogłaby wskazać!
– Piasek…– jej mentorka zdawała się skonfundowana jej pytaniem.
– Jest dziwny. Nie podoba mi się. – Promyk cofnęła się o krok, jej futro napuszone na karku. Jakby to miało jej pomóc i pozbyć się tego piasku. Źródlana Łuna usiadła sobie i uśmiechnęła się pod nosem.
– Chyba będziesz musiała się nauczyć to tolerować, wiesz? – miauknęła. – To na plaży znajdujemy kraby.
– Och… – Promyk sama zastanowiła się nad swoim następnym krokiem i w końcu zdecydowała, że da radę. Ale… w specyficzny sposób. Zamiast wejść na piasek jak normalny kot ona raczyła wskoczyć na niego wszystkimi czterema łapami na raz i to z rozpędu. I potem obejrzała się na swoją mentorkę, z której pyszczka nie była w stanie odczytać żadnej konkretnej emocji. No cóż. Promyk skupiła się na piachu pod sobą i zaraz pędziła przed siebie, pozostawiając Źródlaną Łunę za sobą. I tak biegła aż do wody. Piasek był… nadal koszmarny. Nie dało się temu zaprzeczyć, ale woda ją wołała. Promyk nie miała nic przeciwko, żeby zanurzyć łapki w wodzie. Gorzej, że do mokrych łap piasek lepił się lepiej niż do suchych. I kiedy Promienna Łapa weszła na suchy piach ze swoimi mokrymi łapami, jej przednie łapki uniosły się w górę. Jakby ktoś na to patrzył z boku, to widziałby kota siedzącego na dwóch łapkach, i desperacko machającymi pozostałymi dwoma w powietrzu. I drugiego kota patrzącego na to z rezygnacją… Cóż... Źródlana Łuna miała jeszcze wiele… promiennych cech do odkrycia.
<Źródlana Łuno? Powodzenia z Promykiem XD>
[755 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz