— Czego ci trzeba? — zapytała w końcu, choć jej głos lekko drżał, a powieka delikatnie pulsowała. Sztorm westchnęła ciężko, kręcąc głową. Usiadłszy, mruknęła:
— Okropnie boli mnie ucho, wiesz? — Po tych słowach przejechała po nim łapą, po czym spojrzała na uczennicę medyczki. — Musiałam się kiedyś przewiać! Ciężko się pracuje z takim bólem… czasem czuję, że jest zatkane! I wtedy trudno mi dosłyszeć, co mówią inne koty.
Gąbczasta Łapa zwróciła się w stronę składziku, wyciągnęła z niego aksamitkę, a potem podeszła do wojowniczki. Wycisnęła sok z kwiatu do ucha Sztorm, po czym kazała jej przechylić głowę, by sok nie wypłynął. Kiedy skończyła, szylkretka uśmiechnęła się zadziornie.
— Dzięki! Wiedziałam, że jeszcze się na coś przydasz, poza tym wędrowaniem do Wilczaków — zaśmiała się, podnosząc się z miejsca. Gąbka uniosła uszy. Aż się w niej zagotowało. Odkąd wróciła z Klanu Wilka, łatwo ją było sprowokować, a takie komentarze wyjątkowo działały jej na nerwy.
— Co ty powiedziałaś? — syknęła, marszcząc brwi. — Jak jesteś taka mądra, to sama spróbuj utrzymywać ten sojusz! Nic nie wiesz o sprawach w Klanie Nocy, bo jesteś zwyczajnie ignorancka! A po wizycie w Klanie Wilka pewnie umiem walczyć lepiej niż ty kiedykolwiek!
Porywisty Sztorm również nie należała do spokojnych kotów. Dwa takie charaktery w jednej lecznicy nie wróżyły niczego dobrego.
— Tak? Myślisz, że jesteś ważniejsza, bo masz brudną krew? Jesteś mieszańcem! — prychnęła, pusząc się. — Nie udawaj, że bycie dzieckiem sojuszu to największe brzemię, jakie mogło spaść na kota! Mnie zmarło prawie całe rodzeństwo, to ja mam gorzej!
Grzbiet dymnej wygiął się w łuk.
— Mi też siostra zmarła, a jakoś się nie mazgaję!
— Ja też się nie mazgaję!
Gąbczasta Łapa tupnęła gniewnie łapą i odwróciła się od Sztorm, bucząc coś pod nosem. Na domiar złego, do lecznicy wszedł kolejny kot.
— Na Klan Gwiazdy! Wyglądacie jak dwa jeże! — odezwał się. Brązowooka natychmiast rozpoznała w nim Rozpromienionego Skowronka. Odwróciła się w jego stronę, otwierając szerzej oczy.
— Ugh! — burknęła, przenosząc wzrok na łapy. — Powiedz swojej mamusi, żeby stąd wyszła! Dostała to, czego chciała, i niech wraca do obowiązków.
Kremowy popatrzył na nią zdziwiony, ale mimo to grzecznie wyprosił Sztorm i został z Gąbką sam.
— Więc… co tu się wydarzyło? — zapytał, podchodząc bliżej. — Chociaż… to nieważne. Gdy byłem poza obozem, musiałem się oziębić — westchnął ciężko. Dymna delikatnie się uśmiechnęła. Podeszła bliżej i usiadła obok, próbując ogrzać go swoim długim futrem.
— To straszne! Pewnie ci zadek odmarza — zażartowała, choć głowa nadal pulsowała jej ze złości. Skowronek przytaknął.
— Tak… ale już prawie mi lepiej. Tylko chyba odmroziłem sobie przednią łapę, gdy za długo trzymałem ją w wodzie… — dodał, krzywiąc się. Gąbka chciała mu powiedzieć, że zaraz coś na to poda, lecz nagle ziewnęła. Oczy zaczęły jej się kleić, a obraz stawał się coraz bardziej rozmazany.
— Poproś Różę o… pięciornik… tatarak albo pokrzywę — mruknęła, szybko wstając. — Ja chyba nie czuję się najlepiej. Muszę iść spać.
Zawinęła się w kłębek na swoim posłaniu. Kremowy nie wyglądał na zadowolonego, ale skinął głową i wyszedł z lecznicy.
— W takim razie pójdę jej poszukać!
Gąbka ziewnęła jeszcze raz i zamknęła oczy, zasypiając.
ᶻ 𝗓 𐰁
Gąbczasta Łapa otworzyła oczy, unosząc ociężałe powieki. Gdy rozejrzała się wokół, nie mogła uwierzyć własnym zmysłom. Znajdowała się w lecznicy, ale wcale nie czuła się wypoczęta. Czy ona w ogóle zasnęła? Wszystko wokół wydawało się… przyciemnione, jak za mgłą. Dymna zamrugała kilka razy, lecz to wrażenie nie zniknęło. Nie bolała jej głowa, nie czuła nic niepokojącego – jedynie obraz przed nią był dziwnie niewyraźny. Poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej. Czy ona… umierała? Czy zaraz zobaczy progi Klanu Gwiazdy? A może nawet na to nie zasłużyła? Wdała się przecież w romans z Wilczakiem! To medyczce nie przystoi!
Podniosła się gwałtownie, przez co od razu się zachwiała i o mało nie przewróciła. Łapy miała ciężkie, jakby były z kamienia. Ciągnęły ją w dół, nie pozwalając się poruszyć. Oddychała ciężko, z rozwartym pyskiem. Tak było, dopóki do lecznicy nie wszedł ktoś obcy. Gąbka uniosła głowę – sylwetka była niewysoka, szczupła. Zamrugała kilka razy, aż w końcu rozpoznała w niej Szepczącą Łapę. Tego… parszywego mewiego szpiega! Pewnie ją otruł!
— Wynoś… wynoś się stąd, pokrako! — krzyknęła. Słowa z trudem przeszły jej przez gardło, ale gdy już je wypowiedziała, odbiły się echem od ścian. Szept stał nieruchomo, patrząc na nią uważnie. Jego bladoniebieskie oczy lśniły w półmroku legowiska, rzucając na nią nikły blask.
— Nie słyszysz? Idź stąd i nigdy nie wracaj! Jeśli cię tu kiedyś zobaczę, to n-nie… nie daruję! — syknęła, lecz uczeń nawet nie drgnął.
Zacisnęła zęby i posunęła się do ostateczności – wysunęła pazury i bez zawahania przesunęła nimi po jego pysku. Jej szpony przeszły przez niego jak przez dym, rozmazując jego sylwetkę. Kocur nagle zniknął, zostawiając po sobie jedynie siwy pył.
“O co chodzi…?” – pomyślała, osuwając się na ziemię. Przyłożyła łapę do pulsującej głowy. Nie wytrzymała długo. W końcu wydała cichy jęk i opadła na bok, zamykając oczy.
ᶻ 𝗓 𐰁
Gdy się obudziła, znowu leżała na swoim posłaniu. Tym razem, gdy omiotła wzrokiem składzik, legowiska i ściany, nie było już na nich tej dziwnej poświaty. W kącie siedziała Różana Woń – najwyraźniej to ona znalazła Gąbkę na ziemi i przeniosła ją na miejsce. Miły gest. Dymna postanowiła, że jej za to podziękuje.
— Różo! — mruknęła głośniej, by zwrócić na siebie uwagę. Czarno-biała odwróciła się do niej, przechylając pytająco głowę.
— Dzięki! — dodała Gąbka, co jedynie wprawiło starszą w zakłopotanie. Widząc jej zdziwienie, brązowooka wskazała łbem na posłanie, lecz Róża i tak nie zrozumiała. Wzruszyła tylko ramionami i odwróciła wzrok, mrucząc coś pod nosem.
Gąbka podniosła się i zaczęła krzątać po lecznicy, wynosząc uschnięte zioła i wszelkie brudy. Praca szła jej całkiem przyjemnie – w każdym razie lepiej niż zajmowanie się chorymi, jęczącymi kotami.
Dlatego, gdy tylko w progu pojawił się Szept, aż zamarła. Futro na karku mimowolnie jej się uniosło, a pazury niemal wysunęły.
— Czego chcesz? — warknęła szybko, jeszcze zanim Różana Woń zdążyła do niego podejść. Medyczka zastygła, obserwując uczennicę spod przymrużonych powiek, jakby oceniała każdy jej ruch.
— Głuchy jesteś? — dodała ciszej, podchodząc bliżej pointa. Jego zakłopotanie tylko ją rozzłościło. — Nie pamiętasz, co ci mówiłam? — syknęła, prostując się, żeby wyglądać na groźniejszą, większą. — Tss… mewi szpieg. Mówiłam ci, żebyś więcej się tu nie pokazywał! Nie chcę cię na oczy widzieć, zdrajco!
<Szepcząca Łapo?>
Wyleczeni: Porywisty Sztorm, Rozpromieniony Skowronek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz