— Współczuję kociętom, które musiały spędzać noc poza obozem przy takiej śnieżycy… — wymamrotała ruda, zanim potrząsnęła lekko głową i odwróciła się do koleżanki. — Nieważne. Ej, a może opowiesz mi, jak minęła twoja noc poza obozem? Chętnie posłucham, jak sobie poradziłaś! U mnie nie działo się nic nadzwyczajnego, ale… może ty miałaś jakieś przygody?
Zamyśliła się na chwilę, przypominając sobie swoją nocną eskapadę. Jej wąsy zadrżały.
— Nic ciekawego — odparła po chwili. — Pamiętam, że to Blade Lico mnie wtedy wyprowadził z obozu… Od początku był jakiś dziwny.
Jej sierść nastroszyła się, muskana zimnymi podmuchami wiatru. Tamtą noc wspominała… Z mieszanymi uczuciami. Niby nic się nie wydarzyło – jednak była to jedna z pierwszych chwil, po pojawieniu się w Klanie Wilka, kiedy została całkowicie sama. Było to dość…. Przerażające uczucie. Pamiętała, jak wbijała pazury w ziemię, usilnie próbując pozbyć się chęci pobiegnięcia za białym wojownikiem… Lub w przeciwną stronę. Nie wiedziała, czy chciała wracać do obozu, czy uciekać jak najdalej. Czy mama nadal by gdzieś tam na nią czekała?
Otrząsnęła się. Jej spojrzenie na nowo stwardniało i odwróciła pysk od Kocimiętki.
— Szybko zrobiło się nudno — kontynuowała obojętnym tonem, ale szybko pojawiła się w nim jakąś smętna nuta. — Chciałam iść… Pozwiedzać, ale nie wiedziałam, czy powinnam się tak oddalać.
***
Poprawiła łapą ususzony, kruszący się liść za jej uchem. Nadal sporadycznie nosiła ze sobą prezent od Porywistego Dębu, szczególnie wtedy, kiedy przyłączała się do jego grupki znajomych na posiłek czy po prostu pogaduszki. Tak było i teraz; siedziała w towarzystwie całej ferajny, oblizując wargi ze smakiem i czając się na wiewiórkę, która została jej podsunięta.
— Widziałaś gdzieś Ognikową Słotę? — miauknięcie wojownika zwróciło jej uwagę. Zadarła do góry głowę i pokręciła głową.
— Chyba wychodziła z Zalotką na patrol — odparła po chwili, wbijając w Dąbka zaciekawiony wzrok. — A co, zabierasz ją na jakąś przechadzkę?
— Akurat tym panienka nie musi się przejmować.
Westchnęła cicho. Podobała się jej atencja, którą srebrny co jakiś czas jej zapewniał, ale nie była fanką tego, że nie umiał się zdecydować pomiędzy nią, a Słotą. Albo może z każdym tak flirtował? Tropiąca Łaska również padała ofiarą jego tekstów… Właśnie, Trop. Zerknęła na starszą kotkę, wgryzając się w zwierzynę. Ta też ostatnio zyskała wojownicze imię – szybko pozbierawszy się po przegranej walce z Pomrok, pokonała Makową Łapę… I zdawała się nie trzymać do dymnej już żadnej urazy. Dziwiło ją to; w dzień walki była przecież taka wściekła. A teraz? Teraz podążała za nią krok w krok, zachowując się, jakby przyjaźniły się od żłobka!
Wypluła kępkę rudawego futerka wiewiórki, odbiegając myślami nieco w przeszłość.
— Miałabyś dzisiaj wolną chwilkę?
Pomrok zastrzygła uszyma.
— Na pewno coś się znajdzie — miauknęła, spoglądając na Trop.
Cała ta nowa życzliwość wojowniczki bardzo ją dziwiła… Ale i interesowała. Lubiła być w centrum uwagi. Po paru uderzeniach serca przekręciła głowę w bok i uśmiechnęła się lekko.
— Co, masz do mnie jakiś interes?
— Chciałam wyjść z tobą na polowanie — przesłodzony głos starszej kotki zabrzmiał tuż obok jej ucha, gdy ta przysunęła się o kroczek. — Na pewno znasz dużo fajnych miejsc. Wieczorem by Ci pasowało?
Nie narzekała, ale była nieco… Podejrzliwa. Tropiącej Łasce się w zadzie poprzewracało, czy co? Upadła na głowę? Żaden z kotów, które znała, nigdy tak szybko nie zmienił swojego nastawienia wobec niej, nawet Cień!
Dokończyła posiłek, pozostawiając resztki zwierzyny, podobnie jak inni, do wyniesienia temu nieszczęsnemu kotu, który skończy jeść jako ostatni. Przeciągnęła się i podniosła z ziemi, uznając, że tutaj rozmowa się nie klei.
— Cóż, powodzenia z moją siostrą w czymkolwiek, co będziesz jej tam proponować — rzuciła jeszcze w stronę Porywistego Dębu, puszczając mu oczko. — Na mnie już pora.
Otrzepała sierść i posłała reszcie grupy uśmiech. Zanim zdążyła się oddalić, dobiegło ją znajome miauknięcie.
— Pomroku, a co z naszym wyjściem? — zapytała Trop.
Wąsy kotki zadrżały; wyglądała, jakby chciała wstać i pójść za nią już w tamtej chwili. Dymna podniosła wzrok na niebo; słońce nadal znajdowało się w najwyższym jego punkcie.
— Nie zapomniałam — odparła, po chwili z cwanym uśmiechem zwracając się do Dąbka — nie to, co poniektórzy. Znajdę cię trochę przed zachodem słońca.
Zajrzała do legowiska wojowników. Liczyła na to, że przed wieczornym wyjściem uda jej się może zmrużyć oczy na parę chwil… Jednak na jednym z posłań zastała Kocimiętkowy Wir i jej chęci do snu rozpłynęły się w powietrzu.
— Kocimiętko? — miauknęła cicho, upewniając sie, czy kotka nie drzema. Gdy tylko dojrzała błysk zielonych oczu, doskoczyła do koleżanki i uśmiechnęła się. — Cześć, Kocimiętko!
Rudaska odmruczała coś na powitanie, odwzajemniając uśmiech. Pomrok zajęła miejsce na swoim posłaniu, opierając łapy o jego brzeg i przyciskając ogon do boku.
— Słuchaj… Miałabym do ciebie pytanie.
Wojowniczka zastrzygła uszyma.
— Jakie?
— Nie wiem, czy widziałaś, jak zachowuje się ostatnio… Tropiąca Łaska — zaczęła, a jej wąsy zadrżały nerwowo. Cała ta sytuacja była taka pokręcona… — Ale jeśli tak, to… Co o niej myślisz? Jakaś dziwna jest ostatnio, nie wiem, czy mi się to podoba, czy nie. Byłam pewna, że jest na mnie obrażona z powodu przegranej walki, a tu proszę…
<Kocimiętko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz