Noc zgromadzenia
Drobna Łapa nie mogła się doczekać, może znowu uda jej się nawiązać jakąś ciekawą znajomość? Może tym razem nie popełni takiej gafy jak ostatnim razem, dalej jej było trochę głupio przez nadepnięcie na ogon Księżycowej Łapy. Tym razem zamierzała patrzeć pod swoje łapki i nie powodować takich wypadków. Czekała z niecierpliwością na sygnał od Judaszowcowej Gwiazdy do wyruszenia, kiedy czekoladowy lider wydał rozkaz, popędziła za resztą kotów z Klanu Klifu.
Dotarli na wyspę jako pierwsi, miało to sens, skoro z ich terytorium było najbliżej do Bursztynowej Wyspy. Niebieska kotka kręciła się trochę po lekko wilgotnej skale, oczekując przybycia innych klanów. Długo nie musiała czekać, Klan Nocy, Klan Burzy i Klan Wilka oraz koty z Owocowego Lasu dotarły na miejsce spotkań, a Drobna Łapa podziwiała różnokolorowe koty, które pomału znajdowały swoje miejsce na skalistej wyspie. Znajomi z sojuszniczych klanów witali się z uniesionymi wysoko ogonami, niektórzy zawierali nowe znajomości, a jeszcze inni siedzieli w określonych grupach, chyba niezbyt chętni do socjalizacji.
Było to już jej drugie zgromadzenie, ale kotka wcale nie była mniej podekscytowana. Kątem oka zobaczyła Księżycową Łapę i przez chwilę się zastanawiała czy nie podejść do jej znajomego z ostatniego spotkania wszystkich klanów i Owocowego Lasu, ale jej uwagę przykuło intensywnie białe futro jednego kotów z klanu burzy, już rozpoznawała ich zapach, zauważyła z zadowoleniem. Skoro Księżycowa Łapa był miły, to pewnie inny kot z tego klanu też nie będzie miał nic przeciwko nowym znajomym! Przytruchtała do kocura z przyjaznym uśmiechem na mordce.
— Hej! Jak masz na imię? Jesteś z Klanu Burzy, nie? Pachniesz jak oni? O ja… ale masz oczy! Nie widziałam nigdy takich! — wyszczerzyła się, mając nadzieję, że nie wychodzi na zbyt ‘wiele’. Zaczepiony przez nią kocur obrócił głowę i spojrzał na nią oceniającym wzrokiem czerwonych oczu, wydawał się dość… niezadowolony z faktu, że do niego podeszła, ale utrzymała uśmiech, mając nadzieję, że to tylko z zaskoczenia.
— Proszę, nie mów do mnie — odezwał się po dłuższej chwili, jego ton głosu był dość beznamiętny, jakby nieznajomy udawał, że jej nie ma obok, a przecież była! Trochę niemiłe z jego strony, ale starała się nie zrazić, koty są różne więc może, jak dłużej z nim pogada to będzie lepiej.
Drobna zmieszała się trochę odpowiedzią nieznajomego. Ale gbur… przemknęło jej przez głowę, szybko skrzywiła się na tę myśl, nie powinna oceniać kotów po jednej wypowiedzi. Jednak postanowiła się nie poddawać i jedynie przewróciła oczami siadając obok niego po chwili.
— Coś ty taki skwaszony? Nie lubisz zgromadzeń? — Zdecydowała się podejść go od innej strony, koty lubiły narzekać, może w ten sposób dałoby się radę zacząć rozmowę? A potem przejść na inne tematy?
Kocur, który wciąż nie zdradził jej swojego imienia, zerknął na nią kątem oka. Nie miała najmniejszego zamiaru odpuszczać! Niektóre koty są po prostu trudniejsze. Czerwonooki uczeń zamyślił się na moment, Drobna Łapa obserwowała ciekawsko, czekając na odpowiedź. Wyglądał trochę jak zjawa, która nawiedza innych w snach, a co jeśli on tak naprawdę jest duchem?, stwierdziła w swojej głowie, co trochę ją zmartwiło, rozejrzała się dookoła, ale koty wokół nie patrzyły na nią dziwnie, więc to znaczyło, że inni też go widzieli… nie gadała do siebie, kotka odetchnęła z ulgą.
— Nie lubię — odpowiedział w końcu po długiej ciszy, a jego głos był niechętny, jakby każda wypowiedź przynosiła mu niewyobrażalny ból. – Nie lubię również naprzykrzających się kotów. Mało co lubię.
— To musi być strasznie smutne życie, tak nic nie lubić — stwierdziła, nic sobie nie robiąc z jego komentarza. — Nie jesteś ani trochę ciekawy innych kotów? Albo jak wygląda życie w innych klanach? — Otuliła łapki puchatym ogonem. Przechyliła głowę lekko i spojrzała bardziej uważnie na białego kocura. — Skoro mało co lubisz, to musi być coś, co lubisz? Co to? — spróbowała pociągnąć go za język. Metaforycznie oczywiście.
Jej rozmówca skrzywił pyszczek, widocznie starając się nie patrzeć na skałę liderów. Przez jego reakcję, Drobna Łapę przeniosła wzrok na formację, na której siedzieli liderzy klanów i… chyba nowa przywódczyni Owocowego Lasu? Niezbyt ją to obchodziło, szczerze mówiąc.
— Nie jestem ciekaw innych kotów – odpowiedział powoli, wyraźnie. — Nie obchodzą mnie inne klany. Lubię zimę i jesień. Nie lubię lata oraz wiosny. Zadowolona?
Niebieska kotka pokiwała z zadowoleniem głową, jego zdania robiły się coraz dłuższe, Postęp, moi drodzy, postęp! Może teraz udałoby, jej się wyciągnąć jak się nazywa…
— Też w sumie nie za bardzo przepadam za latem, gorąco, wszędzie bzyczą robaki. Ale wiosna jest fajna, czemu jej nie lubisz? — zapytała ciekawsko, wyraz na jej mordce zrobił się w miarę zadowolony z samej siebie. — I jak masz na imię, trochę głupio nazywać cię 'ty', a za pierwszym razem mi nie odpowiedziałeś, jak spytałam.
Burzak łypnął na nią czerwonym jak krew okiem. Prychnął też w odpowiedzi na jej komentarz o wiośnie, co sprawiło, że kotka opuściła uszy na moment, zanim znowu je wyprostowała, starając się być dzielną i przekonać tego trudnego kota do siebie.
— W wiosnę jest dużo słońca — odpowiedział zdawkowo. — Za dużo — doprecyzował krótko. Zastanawiał się jeszcze dłuższą chwilę, chyba nad pytaniem Drobnej Łapy o jego imię, czego trochę nie rozumiała, co było takiego trudnego w wyjawieniu, jak się nazywa? Czy to była jakaś wielka tajemnica? Księżycowa Łapa nie miał takich oporów, więc chyba nie było to coś w stylu klanowych tradycji. Niebieska kotka usłyszała jego westchnienie, było długie i ciężkie, trochę jakby kazano mu ciągnąć wielki kamień. — Biała Łapa — odpowiedział w końcu, niemal jak za karę. No w końcu! Teraz miała imię do pyszczka.
— Za dużo słońca? — zapytała lekko zdziwiona, pewnie, czasem raziło, grzało za bardzo, czy coś, ale, podczas pory nowych liści nie było aż tak źle przecież? — Nie wiem,... chyba nie jest tak zaraz okropne to słońce? Tak bardzo ci przeszkadza? — Miała szczerą nadzieję, że to nie jest jakiś kruchy temat, nie mogła zaprzepaścić progresu, jaki udało jej się osiągnąć... no cóż, jeżeli kocur podniesie się i odejdzie... to może w ostateczności pójdzie za nim? Czy może byłoby to za dużo, ale nie chciała, żeby sobie poszedł, chciała się zaprzyjaźnić. — Biała Łapa... zdecydowanie pasuje ci. Ja jestem Drobna Łapa! — Napuszyła się lekko, może nie przepadała zbytnio za swoim imieniem, ale przecież nie miała innego, żeby mu się przedstawić.
Biała Łapa przymknął oczy z irytacją, a może ze zmęczenia? W każdym razie taka reakcja zmartwiła, ponownie, uczennicę Pomocnego Wróbelka. Czy robiła coś, czego biały kocur nie lubił? Skrzywiła się delikatnie na tę myśl, nawet jeśli to przecież nie celowo, ale skoro jeśli od niej nie uciekł, to nie mogło być, aż tak źle. Jej bardzo niezadowolony kolega westchnął, znowu, tym razem głośniej.
— Mam przypadłość — powiedział w końcu. — Moja skóra jest delikatna i nie mogę przebywać na słońcu. — Spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem czerwonych jak krew oczu. Trochę jakby próbował zajrzeć w jej duszę… co było dość ciekawą taktyką na próbę odstraszenia jej. — Dlatego mam takie oczy — wyjaśnił. — I...dzięki. Matka mi wybrała takie... osobliwe imię.
— Oh. To... naprawdę słabo, nie dziwię się, że nie lubisz pór, kiedy jest dużo słońca. — Odpowiedź Białej Łapy dość sporo wyjaśniła i nawet trochę jego charakter? Przynajmniej według Drobnej. Może to od braku słońca był taki "nieżywy"? Jak oklapnięty kwiatek? Ale znowu, nie mógł wychodzić na słońce, przez swoją przypadłość, pewnie utrudniało mu to życie dość bardzo. — Wiesz, mama też nazwała mnie od mojej przypadłości, jeszcze nie widziałam kota, poza nią, który byłby moich rozmiarów, mówiła, że to rodzinne — wyjaśniła, trochę mniej entuzjastycznie. Spotkała przeszywające spojrzenie Białego bez mrugnięcia niebieskich oczu, nie ma szans, nie wygonisz mnie. Jeśli chodziło o potyczki na dziwne, może trochę nieprzyjemnie wyglądające, oczy zwykle wygrywała, przez to jej lewe, trochę dziwaczne oko. A oczy kocura były całkiem ładne nawet. Zdecydowanie ciekawsze niż takie brązowe na przykład, nie przepadała za brązowymi oczami, były według niej dość nudne, ale nigdy by nikomu tego nie powiedziała, bo jeszcze zrobiłoby im się przykro.
Kocur o śnieżnej sierści ucichł na dłuższy moment, widocznie nad czymś rozmyślając. Dość często tak robił, może ostrożnie dobierał słowa? Zauważyła już, że mówił dość krótko i zdawkowo, w porównaniu do niej, to dużo mniej, pewnie część jego samotniczego charakteru i trybu życia? Zamknął on oczy na chwilę, a długie pasmo włosów spadło mu na czoło.
— Nie zwróciłem uwagi — powiedział, w odpowiedzi na jej gadanie o swojej przypadłości. — Hmm...więc oboje jesteśmy inni.
O, to całkiem poprawiło jej humor, może to, że była niższa, nie było, aż tak bardzo zauważalne, jak sądziła. Od razu wrócił na jej mordkę uśmiech. Może kocur powiedział to niespecjalnie, ale to nie zmniejszało wagi jego słów.
— Masz może rodzeństwo? Są ja ty, czy nie? — zapytała kolejne pytanie. Była bardzo ciekawa tego, czy było to rodzinne. Jej przypadłość była rodzinna, to może jego też, a jeśli nie, to pewnie była losowa, to czyniło, że był specjalny… ciekawe na ile kotów rodzi się taki biały jak on.
Na pysk Białej Łapy wstąpił, po raz enty tej nocy, zniecierpliwiony i dość nieprzystępny grymas. Zdawał się mieć jakąś awersję do personalnych pytań, niestety Drobna Łapa musiała go trochę pociągnąć za język, jakoś musiał to przeżyć, raczej nikt jeszcze nie umarł od zagadania na śmierć, było to pewnie niemożliwe, co dawało arlekince trochę nadziei.
— Dlaczego zadajesz mi tyle pytań? — odpowiedział kotce tym samym, czym ona męczyła go całe zgromadzenie. Pytanie na pytanie, niebieska kotka nie miała nic przeciwko.
— Inicjuję konwersację, bo sam jakoś się do tego nie rwiesz, a szczerze mówiąc, wydajesz się ciekawy, nawet jeśli trochę... niechętny do zawierania przyjaźni — powiedziała szczerze, uśmiechając się na niego lekko. — Lubię rozmawiać z kotami, a zgromadzenie jest fantastyczną okazją do poznania kogoś spoza mojego własnego klanu. Zdecydowanie ekscytujące, chociaż, może nie dla ciebie, ale zawieranie przyjaźni nikogo nigdy nie skrzywdziło, nie? Próbowałeś kiedyś do kogoś zagadać sam z siebie? — rozgadała się lekko, ale skoro Biała Łapa nie odszedł aż do tego momentu, to raczej teraz też tego nie zrobi… raczej, tak prawie na pewno.
Biała Łapa uniósł pojedynczą brew na wypowiedź jego rozmówczyni. Po czym przykrył ogonem łapy, odwracając głowę na bok. Patrzył po kotach i ich wielokolorowych umaszczeniach, rozglądając się powoli.
— To Ty do mnie podeszłaś pierwsza — zaczął, widocznie zanosiło się na dłuższą odpowiedź, co zdecydowanie nie przeszkadzało Drobnej Łapie. — I nie, nie próbowałem nigdy zagadać do nikogo pierwszy. Raczej nie interesują mnie byle jakie koty — to chyba miało urazić klificzkę, co niespecjalnie wyszło, nie przejęła się tym zbytnio, na pewno nie może być, aż taka zła, jakby była taka koszmarna, to już dawno by uciekł, zanim zdążyłaby powiedzieć trzy słówka! — Nie widzę sensu w słowotokach — wyjaśnił swój punkt widzenia, choć… raczej powiedział, co mu się podoba, a co nie, niż przedstawił faktyczne powody, czemu nie lubi jak ktoś dużo gada, a pomysłów mogło być mnóstwo przecież. — Wolę konkretne informacje zawarte w jak najkrótszej wypowiedzi. Jeśli spotkasz kiedyś kota, który wygląda jak ja, to moje rodzeństwo. Wszyscy mamy tę samą przypadłość. Czy Twoje rodzeństwo też ma krótkie łapy?
Poczuła się, jakby wzniosła się na wyżyny swoich zdolności w socjalizacji z innymi. Biały, który był oziębły, próbował ją odgonić wzrokiem, półsłówkami i ogólnym zachowaniem zapytał ją o coś, z własnej nieprzymuszonej woli. Nie ważne czy był faktycznie ciekawy, czy nie, zapytał ją o coś.
— Nie, nie, tylko ja taka jestem i moja mama, jak wspomniałam wcześniej, ale z tego, co mówiła, to jej mama i ciocia też były takie — wyjaśniła. — A wasza mama albo tata, też są tacy jak ty i twoje rodzeństwo? — Skrzywiła się lekko, kiedy mocniejszy podmuch wiatru poszarpał ją za futro i ciaśniej zawinęła ogon wokół łap. Nawet jeśli było jej ciepło to, dzięki jej długiej sierści... nie przepadała za taką pogodą.
Burzak wyprostował się, kiedy lider jego klanu przemówił, choć… nie wydawał się zbytnio pod wrażeniem jego wypowiedzi, a raczej na pewno nie był zadowolony z tego, co i jak Królicza Gwiazda powiedział, za czym przemawiały zmarszczone brwi i nos białego kocura. Kiedy jego lider skończył mówić, odwrócił głowę, znowu nad czymś myśląc, czy on każdą swoją wypowiedź tak rozważał? Było to trochę niesamowite, Drobna Łapa chyba by wybuchła, gdyby tak długo jej zajęło odpowiadanie. Biała Łapa obserwował ją kątem oka, co przyuważyła, ale nie dała po sobie poznać, a kiedy wzdrygnęła się z zimna, skwitował to cichym prychnięciem pod swoim różowym nosem.
— Nie. Nie pytaj mnie już o nic. — Odpowiedział jej, ostatnie zdanie akcentując mocniej.
I wszystko poszło w piach. W sumie powiedział jej, że nie lubi słowotoków, może powinna okroić swoje wywody? Mogła się zastanowić, zanim wypluła z siebie ciąg słów. Zamilkła na moment, Biała Łapa dalej nie zwiał, pomimo jej wtopy, czyli dalej były szanse!!! Może był jeszcze w stanie jej wybaczyć mały zastój umysłowy. Zepchnęła dumę na bok, co nie było specjalnie trudne.
— Przepraszam, powiedziałeś, czego nie lubisz, a ja to zignorowałam. — Pchnęły jej się na język dodatkowe epitety, ale powstrzymała się z wielkim wysiłkiem. — W skrócie, moje rodzeństwo nie jest takie jak ja. Słodcy Gwiezdni, jak koty mogły mówić tak sucho? Okropne! Ale była zdeterminowana wystarczająco, żeby włożyć w to wysiłek.
Mina, którą obdarował kotkę, była nowa, uniesiona brew i lekka podejrzliwość w jego czerwonych oczach, to nie było coś, co widziała tej nocy. Wyglądał trochę, jakby był zaszokowany jej słowami… czy koty tak rzadko go przepraszały, że tak zareagował? Zamrugał kilkukrotnie, kiedy dookoła nich rozległo się buczenie kotów z Owocowego Lasu, widocznie nie w smak mu było ich zachowanie, bo spojrzał zniesmaczonym spojrzeniem w stronę miejsca, z którego dochodziły dźwięki. Po chwili zerknął na Drobną Łapę przelotnie.
— Przyjmuję przeprosiny — odpowiedział. — Każdemu może się zdarzyć.
AHA! UDAŁO JEJ SIĘ, jej przeprosiny przyniosły pożądany efekt. Pogratulowała sobie w myślach. Popatrzyła z lekko skrzywionym wyrazem pyska na buczące koty, to zdecydowanie nie było miłe ani odpowiednie. Trochę szkoda jej było przywódczyni, na którą było to skierowane. Brak jakiejkolwiek empatii, pomyślała z dezaprobatą. Jak można tak myśleć tylko o sobie. Po chwili spojrzała z powrotem na swojego cichego rozmówcę, pomysł przemknął jej przez głowę
— Próbowałeś kiedyś zerwać liść łopianu, żeby zasłonić się przed słońcem? Podczas pory zielonych liści może ułatwiłoby ci to funkcjonowanie? — starała się przekazać swoją myśl w możliwie jak najkrótszej wiązce słów.
Kocur przebrał łapkami w miejscu, po czym liznął się w pierś. Nie wydawał się, być specjalnie przekonany do jej pomysłu:
— Nie.
— Nie mówię, że cię to wyleczy, ale głównym problemem jest słońce, a jak będziesz miał przenośny cień, to na pewno będzie lepiej, chociaż trochę — spróbowała ponownie. — Chowanie się przez cały dzień, nie może być dobre dla ciebie. — Miała nadzieję, że odrobina uporu nie zniechęci kocura, jeżeli odrzuci jej pomysł ponownie, to cóż, może pomyśli nad czymś innym? Musiało być coś, co mogłoby pomóc Białej Łapie trochę wygodniej żyć. Szczerze mówiąc, było jej go trochę szkoda, przez co odrobina zmartwienia wstąpiła na jej mordkę.
Tak, był widocznie nieprzekonany do jej pomysłu, zmarszczył nosek na jej słowa i zmrużył oczy, wpatrując się w pysk Drobnej Łapy, próbując doszukać się czegoś w jej ekspresji, ale to, tam znalazł, widocznie mu się nie spodobało, bo westchnął.
— Nie martw się o mnie. — oznajmił. – Dam radę.
Zawahała się przez chwilę. Może nie zrozumiał, o co jej chodzi? Poddawanie się nie było teraz opcją.
— Łopian ma duże liście, jak przegryziesz łodygę tak, żeby ci trochę zostało, to może dałoby się, to jakoś zamontować nad tobą, żeby rzucało na ciebie cień — miauknęła prędko, przeczuwając, że zaraz mogą się klany zbierać.
Wstał, kiedy zauważył, że klany się zbierają. Słuchał Drobnej Łapy, jednak dalej nie wyglądał na specjalnie przekonanego do jej słów. Zwrócił się do kotki, po zrobieniu kilku kroków.
— Przemyślę ten pomysł — oznajmił. Uciekł na chwilę wzrokiem w bok, nim podjął ponownie — Dobrej nocy, Drobna Łapo.
Drobna poszła w jego ślady, podnosząc się i skinęła głową, bardzo ucieszona, że kocur, chociaż nad tym pomyśli.
— Miłej nocy! — odpowiedziała i ruszyła prędko za resztą Klanu Klifu.
Była usatysfakcjonowana przyjaźnią, choć może jeszcze znajomością, jaką zawarła z burzakiem, nawet jeśli nie zaczęli od najlepszej strony, to jednak koniec końców, udało im się znaleźć jakąś nić porozumienia, co bardzo cieszyło niebieskooką kotkę.
Dotarli na wyspę jako pierwsi, miało to sens, skoro z ich terytorium było najbliżej do Bursztynowej Wyspy. Niebieska kotka kręciła się trochę po lekko wilgotnej skale, oczekując przybycia innych klanów. Długo nie musiała czekać, Klan Nocy, Klan Burzy i Klan Wilka oraz koty z Owocowego Lasu dotarły na miejsce spotkań, a Drobna Łapa podziwiała różnokolorowe koty, które pomału znajdowały swoje miejsce na skalistej wyspie. Znajomi z sojuszniczych klanów witali się z uniesionymi wysoko ogonami, niektórzy zawierali nowe znajomości, a jeszcze inni siedzieli w określonych grupach, chyba niezbyt chętni do socjalizacji.
Było to już jej drugie zgromadzenie, ale kotka wcale nie była mniej podekscytowana. Kątem oka zobaczyła Księżycową Łapę i przez chwilę się zastanawiała czy nie podejść do jej znajomego z ostatniego spotkania wszystkich klanów i Owocowego Lasu, ale jej uwagę przykuło intensywnie białe futro jednego kotów z klanu burzy, już rozpoznawała ich zapach, zauważyła z zadowoleniem. Skoro Księżycowa Łapa był miły, to pewnie inny kot z tego klanu też nie będzie miał nic przeciwko nowym znajomym! Przytruchtała do kocura z przyjaznym uśmiechem na mordce.
— Hej! Jak masz na imię? Jesteś z Klanu Burzy, nie? Pachniesz jak oni? O ja… ale masz oczy! Nie widziałam nigdy takich! — wyszczerzyła się, mając nadzieję, że nie wychodzi na zbyt ‘wiele’. Zaczepiony przez nią kocur obrócił głowę i spojrzał na nią oceniającym wzrokiem czerwonych oczu, wydawał się dość… niezadowolony z faktu, że do niego podeszła, ale utrzymała uśmiech, mając nadzieję, że to tylko z zaskoczenia.
— Proszę, nie mów do mnie — odezwał się po dłuższej chwili, jego ton głosu był dość beznamiętny, jakby nieznajomy udawał, że jej nie ma obok, a przecież była! Trochę niemiłe z jego strony, ale starała się nie zrazić, koty są różne więc może, jak dłużej z nim pogada to będzie lepiej.
Drobna zmieszała się trochę odpowiedzią nieznajomego. Ale gbur… przemknęło jej przez głowę, szybko skrzywiła się na tę myśl, nie powinna oceniać kotów po jednej wypowiedzi. Jednak postanowiła się nie poddawać i jedynie przewróciła oczami siadając obok niego po chwili.
— Coś ty taki skwaszony? Nie lubisz zgromadzeń? — Zdecydowała się podejść go od innej strony, koty lubiły narzekać, może w ten sposób dałoby się radę zacząć rozmowę? A potem przejść na inne tematy?
Kocur, który wciąż nie zdradził jej swojego imienia, zerknął na nią kątem oka. Nie miała najmniejszego zamiaru odpuszczać! Niektóre koty są po prostu trudniejsze. Czerwonooki uczeń zamyślił się na moment, Drobna Łapa obserwowała ciekawsko, czekając na odpowiedź. Wyglądał trochę jak zjawa, która nawiedza innych w snach, a co jeśli on tak naprawdę jest duchem?, stwierdziła w swojej głowie, co trochę ją zmartwiło, rozejrzała się dookoła, ale koty wokół nie patrzyły na nią dziwnie, więc to znaczyło, że inni też go widzieli… nie gadała do siebie, kotka odetchnęła z ulgą.
— Nie lubię — odpowiedział w końcu po długiej ciszy, a jego głos był niechętny, jakby każda wypowiedź przynosiła mu niewyobrażalny ból. – Nie lubię również naprzykrzających się kotów. Mało co lubię.
— To musi być strasznie smutne życie, tak nic nie lubić — stwierdziła, nic sobie nie robiąc z jego komentarza. — Nie jesteś ani trochę ciekawy innych kotów? Albo jak wygląda życie w innych klanach? — Otuliła łapki puchatym ogonem. Przechyliła głowę lekko i spojrzała bardziej uważnie na białego kocura. — Skoro mało co lubisz, to musi być coś, co lubisz? Co to? — spróbowała pociągnąć go za język. Metaforycznie oczywiście.
Jej rozmówca skrzywił pyszczek, widocznie starając się nie patrzeć na skałę liderów. Przez jego reakcję, Drobna Łapę przeniosła wzrok na formację, na której siedzieli liderzy klanów i… chyba nowa przywódczyni Owocowego Lasu? Niezbyt ją to obchodziło, szczerze mówiąc.
— Nie jestem ciekaw innych kotów – odpowiedział powoli, wyraźnie. — Nie obchodzą mnie inne klany. Lubię zimę i jesień. Nie lubię lata oraz wiosny. Zadowolona?
Niebieska kotka pokiwała z zadowoleniem głową, jego zdania robiły się coraz dłuższe, Postęp, moi drodzy, postęp! Może teraz udałoby, jej się wyciągnąć jak się nazywa…
— Też w sumie nie za bardzo przepadam za latem, gorąco, wszędzie bzyczą robaki. Ale wiosna jest fajna, czemu jej nie lubisz? — zapytała ciekawsko, wyraz na jej mordce zrobił się w miarę zadowolony z samej siebie. — I jak masz na imię, trochę głupio nazywać cię 'ty', a za pierwszym razem mi nie odpowiedziałeś, jak spytałam.
Burzak łypnął na nią czerwonym jak krew okiem. Prychnął też w odpowiedzi na jej komentarz o wiośnie, co sprawiło, że kotka opuściła uszy na moment, zanim znowu je wyprostowała, starając się być dzielną i przekonać tego trudnego kota do siebie.
— W wiosnę jest dużo słońca — odpowiedział zdawkowo. — Za dużo — doprecyzował krótko. Zastanawiał się jeszcze dłuższą chwilę, chyba nad pytaniem Drobnej Łapy o jego imię, czego trochę nie rozumiała, co było takiego trudnego w wyjawieniu, jak się nazywa? Czy to była jakaś wielka tajemnica? Księżycowa Łapa nie miał takich oporów, więc chyba nie było to coś w stylu klanowych tradycji. Niebieska kotka usłyszała jego westchnienie, było długie i ciężkie, trochę jakby kazano mu ciągnąć wielki kamień. — Biała Łapa — odpowiedział w końcu, niemal jak za karę. No w końcu! Teraz miała imię do pyszczka.
— Za dużo słońca? — zapytała lekko zdziwiona, pewnie, czasem raziło, grzało za bardzo, czy coś, ale, podczas pory nowych liści nie było aż tak źle przecież? — Nie wiem,... chyba nie jest tak zaraz okropne to słońce? Tak bardzo ci przeszkadza? — Miała szczerą nadzieję, że to nie jest jakiś kruchy temat, nie mogła zaprzepaścić progresu, jaki udało jej się osiągnąć... no cóż, jeżeli kocur podniesie się i odejdzie... to może w ostateczności pójdzie za nim? Czy może byłoby to za dużo, ale nie chciała, żeby sobie poszedł, chciała się zaprzyjaźnić. — Biała Łapa... zdecydowanie pasuje ci. Ja jestem Drobna Łapa! — Napuszyła się lekko, może nie przepadała zbytnio za swoim imieniem, ale przecież nie miała innego, żeby mu się przedstawić.
Biała Łapa przymknął oczy z irytacją, a może ze zmęczenia? W każdym razie taka reakcja zmartwiła, ponownie, uczennicę Pomocnego Wróbelka. Czy robiła coś, czego biały kocur nie lubił? Skrzywiła się delikatnie na tę myśl, nawet jeśli to przecież nie celowo, ale skoro jeśli od niej nie uciekł, to nie mogło być, aż tak źle. Jej bardzo niezadowolony kolega westchnął, znowu, tym razem głośniej.
— Mam przypadłość — powiedział w końcu. — Moja skóra jest delikatna i nie mogę przebywać na słońcu. — Spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem czerwonych jak krew oczu. Trochę jakby próbował zajrzeć w jej duszę… co było dość ciekawą taktyką na próbę odstraszenia jej. — Dlatego mam takie oczy — wyjaśnił. — I...dzięki. Matka mi wybrała takie... osobliwe imię.
— Oh. To... naprawdę słabo, nie dziwię się, że nie lubisz pór, kiedy jest dużo słońca. — Odpowiedź Białej Łapy dość sporo wyjaśniła i nawet trochę jego charakter? Przynajmniej według Drobnej. Może to od braku słońca był taki "nieżywy"? Jak oklapnięty kwiatek? Ale znowu, nie mógł wychodzić na słońce, przez swoją przypadłość, pewnie utrudniało mu to życie dość bardzo. — Wiesz, mama też nazwała mnie od mojej przypadłości, jeszcze nie widziałam kota, poza nią, który byłby moich rozmiarów, mówiła, że to rodzinne — wyjaśniła, trochę mniej entuzjastycznie. Spotkała przeszywające spojrzenie Białego bez mrugnięcia niebieskich oczu, nie ma szans, nie wygonisz mnie. Jeśli chodziło o potyczki na dziwne, może trochę nieprzyjemnie wyglądające, oczy zwykle wygrywała, przez to jej lewe, trochę dziwaczne oko. A oczy kocura były całkiem ładne nawet. Zdecydowanie ciekawsze niż takie brązowe na przykład, nie przepadała za brązowymi oczami, były według niej dość nudne, ale nigdy by nikomu tego nie powiedziała, bo jeszcze zrobiłoby im się przykro.
Kocur o śnieżnej sierści ucichł na dłuższy moment, widocznie nad czymś rozmyślając. Dość często tak robił, może ostrożnie dobierał słowa? Zauważyła już, że mówił dość krótko i zdawkowo, w porównaniu do niej, to dużo mniej, pewnie część jego samotniczego charakteru i trybu życia? Zamknął on oczy na chwilę, a długie pasmo włosów spadło mu na czoło.
— Nie zwróciłem uwagi — powiedział, w odpowiedzi na jej gadanie o swojej przypadłości. — Hmm...więc oboje jesteśmy inni.
O, to całkiem poprawiło jej humor, może to, że była niższa, nie było, aż tak bardzo zauważalne, jak sądziła. Od razu wrócił na jej mordkę uśmiech. Może kocur powiedział to niespecjalnie, ale to nie zmniejszało wagi jego słów.
— Masz może rodzeństwo? Są ja ty, czy nie? — zapytała kolejne pytanie. Była bardzo ciekawa tego, czy było to rodzinne. Jej przypadłość była rodzinna, to może jego też, a jeśli nie, to pewnie była losowa, to czyniło, że był specjalny… ciekawe na ile kotów rodzi się taki biały jak on.
Na pysk Białej Łapy wstąpił, po raz enty tej nocy, zniecierpliwiony i dość nieprzystępny grymas. Zdawał się mieć jakąś awersję do personalnych pytań, niestety Drobna Łapa musiała go trochę pociągnąć za język, jakoś musiał to przeżyć, raczej nikt jeszcze nie umarł od zagadania na śmierć, było to pewnie niemożliwe, co dawało arlekince trochę nadziei.
— Dlaczego zadajesz mi tyle pytań? — odpowiedział kotce tym samym, czym ona męczyła go całe zgromadzenie. Pytanie na pytanie, niebieska kotka nie miała nic przeciwko.
— Inicjuję konwersację, bo sam jakoś się do tego nie rwiesz, a szczerze mówiąc, wydajesz się ciekawy, nawet jeśli trochę... niechętny do zawierania przyjaźni — powiedziała szczerze, uśmiechając się na niego lekko. — Lubię rozmawiać z kotami, a zgromadzenie jest fantastyczną okazją do poznania kogoś spoza mojego własnego klanu. Zdecydowanie ekscytujące, chociaż, może nie dla ciebie, ale zawieranie przyjaźni nikogo nigdy nie skrzywdziło, nie? Próbowałeś kiedyś do kogoś zagadać sam z siebie? — rozgadała się lekko, ale skoro Biała Łapa nie odszedł aż do tego momentu, to raczej teraz też tego nie zrobi… raczej, tak prawie na pewno.
Biała Łapa uniósł pojedynczą brew na wypowiedź jego rozmówczyni. Po czym przykrył ogonem łapy, odwracając głowę na bok. Patrzył po kotach i ich wielokolorowych umaszczeniach, rozglądając się powoli.
— To Ty do mnie podeszłaś pierwsza — zaczął, widocznie zanosiło się na dłuższą odpowiedź, co zdecydowanie nie przeszkadzało Drobnej Łapie. — I nie, nie próbowałem nigdy zagadać do nikogo pierwszy. Raczej nie interesują mnie byle jakie koty — to chyba miało urazić klificzkę, co niespecjalnie wyszło, nie przejęła się tym zbytnio, na pewno nie może być, aż taka zła, jakby była taka koszmarna, to już dawno by uciekł, zanim zdążyłaby powiedzieć trzy słówka! — Nie widzę sensu w słowotokach — wyjaśnił swój punkt widzenia, choć… raczej powiedział, co mu się podoba, a co nie, niż przedstawił faktyczne powody, czemu nie lubi jak ktoś dużo gada, a pomysłów mogło być mnóstwo przecież. — Wolę konkretne informacje zawarte w jak najkrótszej wypowiedzi. Jeśli spotkasz kiedyś kota, który wygląda jak ja, to moje rodzeństwo. Wszyscy mamy tę samą przypadłość. Czy Twoje rodzeństwo też ma krótkie łapy?
Poczuła się, jakby wzniosła się na wyżyny swoich zdolności w socjalizacji z innymi. Biały, który był oziębły, próbował ją odgonić wzrokiem, półsłówkami i ogólnym zachowaniem zapytał ją o coś, z własnej nieprzymuszonej woli. Nie ważne czy był faktycznie ciekawy, czy nie, zapytał ją o coś.
— Nie, nie, tylko ja taka jestem i moja mama, jak wspomniałam wcześniej, ale z tego, co mówiła, to jej mama i ciocia też były takie — wyjaśniła. — A wasza mama albo tata, też są tacy jak ty i twoje rodzeństwo? — Skrzywiła się lekko, kiedy mocniejszy podmuch wiatru poszarpał ją za futro i ciaśniej zawinęła ogon wokół łap. Nawet jeśli było jej ciepło to, dzięki jej długiej sierści... nie przepadała za taką pogodą.
Burzak wyprostował się, kiedy lider jego klanu przemówił, choć… nie wydawał się zbytnio pod wrażeniem jego wypowiedzi, a raczej na pewno nie był zadowolony z tego, co i jak Królicza Gwiazda powiedział, za czym przemawiały zmarszczone brwi i nos białego kocura. Kiedy jego lider skończył mówić, odwrócił głowę, znowu nad czymś myśląc, czy on każdą swoją wypowiedź tak rozważał? Było to trochę niesamowite, Drobna Łapa chyba by wybuchła, gdyby tak długo jej zajęło odpowiadanie. Biała Łapa obserwował ją kątem oka, co przyuważyła, ale nie dała po sobie poznać, a kiedy wzdrygnęła się z zimna, skwitował to cichym prychnięciem pod swoim różowym nosem.
— Nie. Nie pytaj mnie już o nic. — Odpowiedział jej, ostatnie zdanie akcentując mocniej.
I wszystko poszło w piach. W sumie powiedział jej, że nie lubi słowotoków, może powinna okroić swoje wywody? Mogła się zastanowić, zanim wypluła z siebie ciąg słów. Zamilkła na moment, Biała Łapa dalej nie zwiał, pomimo jej wtopy, czyli dalej były szanse!!! Może był jeszcze w stanie jej wybaczyć mały zastój umysłowy. Zepchnęła dumę na bok, co nie było specjalnie trudne.
— Przepraszam, powiedziałeś, czego nie lubisz, a ja to zignorowałam. — Pchnęły jej się na język dodatkowe epitety, ale powstrzymała się z wielkim wysiłkiem. — W skrócie, moje rodzeństwo nie jest takie jak ja. Słodcy Gwiezdni, jak koty mogły mówić tak sucho? Okropne! Ale była zdeterminowana wystarczająco, żeby włożyć w to wysiłek.
Mina, którą obdarował kotkę, była nowa, uniesiona brew i lekka podejrzliwość w jego czerwonych oczach, to nie było coś, co widziała tej nocy. Wyglądał trochę, jakby był zaszokowany jej słowami… czy koty tak rzadko go przepraszały, że tak zareagował? Zamrugał kilkukrotnie, kiedy dookoła nich rozległo się buczenie kotów z Owocowego Lasu, widocznie nie w smak mu było ich zachowanie, bo spojrzał zniesmaczonym spojrzeniem w stronę miejsca, z którego dochodziły dźwięki. Po chwili zerknął na Drobną Łapę przelotnie.
— Przyjmuję przeprosiny — odpowiedział. — Każdemu może się zdarzyć.
AHA! UDAŁO JEJ SIĘ, jej przeprosiny przyniosły pożądany efekt. Pogratulowała sobie w myślach. Popatrzyła z lekko skrzywionym wyrazem pyska na buczące koty, to zdecydowanie nie było miłe ani odpowiednie. Trochę szkoda jej było przywódczyni, na którą było to skierowane. Brak jakiejkolwiek empatii, pomyślała z dezaprobatą. Jak można tak myśleć tylko o sobie. Po chwili spojrzała z powrotem na swojego cichego rozmówcę, pomysł przemknął jej przez głowę
— Próbowałeś kiedyś zerwać liść łopianu, żeby zasłonić się przed słońcem? Podczas pory zielonych liści może ułatwiłoby ci to funkcjonowanie? — starała się przekazać swoją myśl w możliwie jak najkrótszej wiązce słów.
Kocur przebrał łapkami w miejscu, po czym liznął się w pierś. Nie wydawał się, być specjalnie przekonany do jej pomysłu:
— Nie.
— Nie mówię, że cię to wyleczy, ale głównym problemem jest słońce, a jak będziesz miał przenośny cień, to na pewno będzie lepiej, chociaż trochę — spróbowała ponownie. — Chowanie się przez cały dzień, nie może być dobre dla ciebie. — Miała nadzieję, że odrobina uporu nie zniechęci kocura, jeżeli odrzuci jej pomysł ponownie, to cóż, może pomyśli nad czymś innym? Musiało być coś, co mogłoby pomóc Białej Łapie trochę wygodniej żyć. Szczerze mówiąc, było jej go trochę szkoda, przez co odrobina zmartwienia wstąpiła na jej mordkę.
Tak, był widocznie nieprzekonany do jej pomysłu, zmarszczył nosek na jej słowa i zmrużył oczy, wpatrując się w pysk Drobnej Łapy, próbując doszukać się czegoś w jej ekspresji, ale to, tam znalazł, widocznie mu się nie spodobało, bo westchnął.
— Nie martw się o mnie. — oznajmił. – Dam radę.
Zawahała się przez chwilę. Może nie zrozumiał, o co jej chodzi? Poddawanie się nie było teraz opcją.
— Łopian ma duże liście, jak przegryziesz łodygę tak, żeby ci trochę zostało, to może dałoby się, to jakoś zamontować nad tobą, żeby rzucało na ciebie cień — miauknęła prędko, przeczuwając, że zaraz mogą się klany zbierać.
Wstał, kiedy zauważył, że klany się zbierają. Słuchał Drobnej Łapy, jednak dalej nie wyglądał na specjalnie przekonanego do jej słów. Zwrócił się do kotki, po zrobieniu kilku kroków.
— Przemyślę ten pomysł — oznajmił. Uciekł na chwilę wzrokiem w bok, nim podjął ponownie — Dobrej nocy, Drobna Łapo.
Drobna poszła w jego ślady, podnosząc się i skinęła głową, bardzo ucieszona, że kocur, chociaż nad tym pomyśli.
— Miłej nocy! — odpowiedziała i ruszyła prędko za resztą Klanu Klifu.
Była usatysfakcjonowana przyjaźnią, choć może jeszcze znajomością, jaką zawarła z burzakiem, nawet jeśli nie zaczęli od najlepszej strony, to jednak koniec końców, udało im się znaleźć jakąś nić porozumienia, co bardzo cieszyło niebieskooką kotkę.
[2600 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz