Bok łaciatego kociaka opadał i unosił się spokojnie. Odpoczywał u boku swojego taty, Szczawiowego Serca. Wtulił się w jego puszyste futro, czując się dzięki temu bezpieczniej. Jedną Łapę miał na nosie, a drugą zgiętą gdzieś obok. Pochrapywał cicho, nieprzejęty tym, iż do kociarni weszło trzech wojowników. Poczuł, jak ktoś szturcha go nosem. Bursztynooki szepnął do niego, by się obudził. Zielonooki zamrugał, ze skwaszoną miną spoglądając na sylwetki starszych Wilczaków w świetle księżyca.
Ogon mu drgnął z niepokoju. Słyszał od Szczawiowego Serca, że za niedługo będzie czekał go test na ucznia. Znaczy, tak to zrozumiał… miał tylko nadzieję, iż uda mu się jakoś przetrwać. Pamiętał słowa Jarzębinowego Żaru – najlepiej by było, gdyby się gdzieś schował. Miał to z tyłu głowy, gdy go nieśli poza obóz. Szczęki mocno zaciśnięte na jego karku, widział, jak ciemny kocur przebiera łapami. Mroźne podmuchy wiatru smagały jego futro, czuł, jak się trzęsie z zimna przez nagłą zmianę temperatur.
Wyszli przez barierę tunelu i szli teraz w ciszy, Stroczek nie wiedział, dokąd go zabierają. Chciał wierzyć, że w jakieś spokojne miejsce. Najkorzystniej oczywiście, gdyby było bezpieczne. Jednak nikt nie mógł przewidzieć, czy nie rzuci się na niego przypadkiem lis, czy borsuk albo nawet i taka sowa, z pewnością obserwująca ich teraz gdzieś z gałęzi. Młodziak miał wrażenie, że od jego, a także innych kociąt sukcesu zależało to, czy potrafiły uciekać i się chować. Również to, czy akurat nie podłożono ich przy zajętej jamie.
Wreszcie, poczuł, jak ucisk się rozluźnia. Odłożono go na mokre podłoże. Wzdrygnął się, poczuwszy zimno przesiąkające jego poduszki łap.
— Zaczekaj tu, wrócimy po ciebie z rana — usłyszał słowa Pustułkowego Szponu. Pokiwał posłusznie głową, choć łapy drżały mu gorzej, niż starszyźnie. Pod nosem, rzucił jąkliwie “dobrze, proszę pana”.
Po chwili koty odwróciły się, znikając w krzakach. Miał ochotę zakraść się za nimi, jednak nie zrobił tego. Nie wiedział, czy by mu się to udało. Jeśli chciał zostać uczniem, musiał być dzielny i to bardzo. Odprowadził ich wzrokiem, nerwowo poruszając kitą. Zmrużył oczy, było mu zimno i źle. Nie chciał tu być, bał się. Bał się jak mało kto.
Ogon mu drgnął z niepokoju. Słyszał od Szczawiowego Serca, że za niedługo będzie czekał go test na ucznia. Znaczy, tak to zrozumiał… miał tylko nadzieję, iż uda mu się jakoś przetrwać. Pamiętał słowa Jarzębinowego Żaru – najlepiej by było, gdyby się gdzieś schował. Miał to z tyłu głowy, gdy go nieśli poza obóz. Szczęki mocno zaciśnięte na jego karku, widział, jak ciemny kocur przebiera łapami. Mroźne podmuchy wiatru smagały jego futro, czuł, jak się trzęsie z zimna przez nagłą zmianę temperatur.
Wyszli przez barierę tunelu i szli teraz w ciszy, Stroczek nie wiedział, dokąd go zabierają. Chciał wierzyć, że w jakieś spokojne miejsce. Najkorzystniej oczywiście, gdyby było bezpieczne. Jednak nikt nie mógł przewidzieć, czy nie rzuci się na niego przypadkiem lis, czy borsuk albo nawet i taka sowa, z pewnością obserwująca ich teraz gdzieś z gałęzi. Młodziak miał wrażenie, że od jego, a także innych kociąt sukcesu zależało to, czy potrafiły uciekać i się chować. Również to, czy akurat nie podłożono ich przy zajętej jamie.
Wreszcie, poczuł, jak ucisk się rozluźnia. Odłożono go na mokre podłoże. Wzdrygnął się, poczuwszy zimno przesiąkające jego poduszki łap.
— Zaczekaj tu, wrócimy po ciebie z rana — usłyszał słowa Pustułkowego Szponu. Pokiwał posłusznie głową, choć łapy drżały mu gorzej, niż starszyźnie. Pod nosem, rzucił jąkliwie “dobrze, proszę pana”.
Po chwili koty odwróciły się, znikając w krzakach. Miał ochotę zakraść się za nimi, jednak nie zrobił tego. Nie wiedział, czy by mu się to udało. Jeśli chciał zostać uczniem, musiał być dzielny i to bardzo. Odprowadził ich wzrokiem, nerwowo poruszając kitą. Zmrużył oczy, było mu zimno i źle. Nie chciał tu być, bał się. Bał się jak mało kto.
***
Otworzył lusterka szeroko, usłyszawszy szelest w zaroślach. Ktoś się do niego zbliżał, a on nie wiedział, co ze sobą zrobić. Uciekać? Walczyć? Poddać się? Spanikowany, podniósł się niczym poparzony i wystrzelił w kierunku najbliższego drzewa. Nie oglądał się za siebie, czy przypadkiem to, co go odwiedziło, pędzi teraz za nim. Kurczowo złapał się pnia, wbijając w niego pazury. Poczuł, jak ześlizguje się z niego mimowolnie. Zaczął wymachiwać ogonem, tylnymi łapami drapał korę, aż wyczuł, że ktoś podcina mu łapę.
Runął na ziemię, uderzając pyskiem o ziemię. Przygryzł kłami język, na podniebieniu rozpłynął mu się metaliczny posmak. Wypluł go prędko, krzywiąc się mocno. Najeżył sierść na całym ciele, obserwując każdy ruch trawy, jakby kłosy miały się na niego rzucić.
Dostrzegł w nich znajomą sylwetkę. Para oczu wpatrywała się w niego niczym w obrazek. Po chwili wysoka, czarna kocica wyszła zza roślin, podchodząc do Stroczka. Źrenice rozszerzyły mu się znacznie – w takim mroku wyglądał tak, jakby czerń to był jedyny kolor, jaki zdobił jego duże oczka.
Starsza polizała go parę razy po głowie czule, mrucząc, że wszystko jest w porządku i nic złego mu się przy niej nie stanie. Wtulił się w jej futro na piersi, pomrukując cicho. Po chwili spojrzał na pysk matki. — Mamo, co ty tutaj robisz? Martwiłem się o ciebie. Myślałem, że mnie… że nas porzuciłaś — zapytał, ale i się pożalił.
Kocica pokręciła głową. — Stroczku, głuptasie, czekaliśmy tu na ciebie, zobacz — machnęła ogonem, a gdy tylko tak zrobiła, z tego samego miejsca wyszedł barczysty kocur.
Zielonooki, zauważywszy go, podbiegł do ojca, ocierając się o jego łapy. W kącikach oczu zaczęły zbierać mu się masowo łzy. Prawie tak, jakby w oczach siedziało mu całe jezioro, które mogło lada moment wylać. Nie chciał przy nich płakać, w końcu nie widzieli się tak długo. Na pewno nie chcieliby, by ich pociecha płakała. Wytarł ślepia łapą, uśmiechając się lekko. Miał ochotę wtulić się w rodziców i już nigdy ich nie opuścić.
Poczuł, że czegoś, a raczej kogoś mu brakuje.
— Gdzie Łezka? — zapytał ich z nadzieją, podnosząc kufę do góry. Wiedział, że Gąbczasta Łapa zabrała ją do Klanu… Nocy? Chyba tak… Podobno to było gdzieś niedaleko, z tego, co mu ostatnio mówiono. Może byli właśnie niedaleko.
Rozejrzał się po okolicy, szukając siostry wzrokiem. “Gdzie Łezka?” rozbrzmiało mu w głowie raz jeszcze, tym razem nie wypowiedział tego na głos, tylko wstał i zaczął jej szukać.
— Łezko? Jesteś tu? — zajrzał do nisko zamieszczonej dziupli, do której dałby radę cały wejść, gdyby tylko zechciał.
Spotkał się z pustką. Wycofał się, kręcąc głową. Przysiadł na polance, na której jeszcze parę chwil temu siedzieli jego rodzice. Dlaczego ich znowu nie było? Może oni również poszli szukać jego siostry? — Mamo? Daleko jesteś? — zawołał, jednak już nie spotkał się z żadną odpowiedzią.
***
Przetarł łapą oczy, krzywiąc się, gdy wiatr znowu zawiał mu w bok. Rozejrzał się pospiesznie – tkwił w dokładnie tym samym miejscu…
Więc musiało mu się to tylko przyśnić. Gdyby rodzice go tu znaleźli, z pewnością by go zabrali ze sobą. Ciekawe czy spotkaliby wtedy Łezkę?
Podniósł głowę, widząc pomiędzy drzewami wyłaniające się koty. Spomiędzy wysokich krzewów wyszła trójka wojowników. Dokładnie ci sami, którzy go zabrali… chwilę temu? Nie, na pewno minęło dłużej, skoro już po niego przyszli. Wpatrywał się w Wilczaków z nadzieją.
Gdy znaleźli się wystarczająco blisko, poczuł jak jeden z nich łapie go za kark. Kotka idąca obok rzuciła mu “dobra robota” oraz coś, że nie sądziła, iż faktycznie uda mu się przeżyć. Wzdrygnął się, usłyszawszy te słowa.
Skupił się na drogą przed nimi. Obóz coraz widoczniej malował się na horyzoncie, lada moment powinni do niego dotrzeć.
Starsi przeszli przez tunel pospiesznie. Gdy tylko pojawili się w centrum, Nikła Gwiazda już na nich czekał. Spoglądał na swoich pobratymców z góry, Stroczek czuł się pod jego wzrokiem niczym marny robak, którego dało się rozgnieść w każdej chwili bez większego wysiłku. Położono go przed resztą kotów, poczuł, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega mu po kręgosłupie. Nie lubił, gdy tak wiele kotów zwracało na niego uwagę – może raczej nie, że nie lubił, tylko… nie był przyzwyczajony? Wzdrygnął się, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z przywódcą.
— Stroczku, ukończyłeś już wiek sześciu księżyców. Dziś rozpoczniesz swój trening. Od dzisiaj, aż do czasu, gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Stroczkowa Łapa. — przemówił lider, szukając wzrokiem nagle kogoś w tłumie. Stroczek czuł, jak serce mu zaczyna bić szybciej i szybciej. Krew szumiała mu w uszach tak, jakby mu ktoś przydzwonił łapą w głowę.
— Brukselkowa Zadro, wystąp. Od dziś będziesz szkolić Stroczkową Łapę. Wierzę, że przekażesz mu swoją wiedzę i zadbasz o to, by wyrósł na lojalnego wojownika Klanu Wilka. W przeszłości wyszkoliłaś już Wilczy Skowyt. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz — dodał przywódca.
Zielonooki spojrzał na swoją nową mentorkę ze strachem. Nie znał jej za bardzo, w dodatku niepokoiło go, jak wiele rzeczy go przerażało, odkąd wrócił z samotnej nocy w lesie. Kocica uśmiechnęła się do niego delikatnie, gdy zetknęli się nosami. Podniósł na nią wzrok raz jeszcze, tym razem już z dużo mniejszym przerażeniem. Może Brukselkowa Zadra nie będzie wcale taka straszna, jak mu się wydawało? Na pewno będzie lepszą mentorką, niż gdyby Ognikowa Słota miała go uczyć. Na samą myśl poczuł, jak nieprzyjemny dreszcz wspina mu się po grzbiecie, niczym stado maleńkich mrówek.
— Stroczkowa Łapa! Stroczkowa Łapa! — koty zaczęły skandować jego imię z dumą, rudy poczuł się tak, jakby rzeczywiście byli z niego zadowoleni. Może jednak wcale nie będzie tu tak źle, jak mu się mogło wydawać? Wizja, iż miałby spędzić tu resztę swojego życia bez rodziców, go przerażała, ale może nie było czego się bać? To, że spotkał parę nieprzyjemnych kotów, wcale nie oznaczało, że wszyscy tacy byli. Zamrugał kilkukrotnie. Stroczkowa Łapa, czyli to właśnie tak będzie znany od teraz. Stroczkowa Łapa. Rozpromienił się delikatnie. To było naprawdę bardzo ładne imię, czuł się z niego… dumny. Tak, dumny.
***
Gdy wszystkie koty się rozeszły, pozostał u boku swojej nowej nauczycielki. Nadal patrzył na nią niczym osłupiały, jakby nie mógł uwierzyć, że rozpoczął swoje szkolenie.
< Brukselkowa Zadro? Nauczysz mnie czegoś? >
[1326 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz