Gdy kotka zaczęła mówić, wyciągnął pysk z jej miękkiego futra. Momentalnie w nos uderzył go chłód sprawiający, że chciał jak najszybciej schować go z powrotem. Noce pory nagich drzew były zimne, a gdy szczypał mróz, nawet najgrubsze futro potrafiło zawieść.
Mógł zostać w obozie Klanu Nocy, w wygrzanym legowisku, gdzie leżące jeden obok drugiego ciała wojowników dawały przyjemne ciepło. One jednak mogły ogrzać go tylko od zewnątrz. Nawet jeśli teraz cała jego prawa strona marzła, nie było mowy, by pogardził tym miejscem dla jakiegokolwiek innego. Wystarczyło mu to przyjemne uczucie w piersi. Mógł drżeć z zimna, a nawet by tego nie czuł, gdyby tylko znajdował się u jej boku.
Jego posklejane oczy pomknęły po czystym niebie, które się przed nimi rozciągało. Nie odzywał się, aż nie skończyła opowiadać swojej historii. Właściwie sam wracał dopiero do pełnej jawy.
— Pokaż mi te, które pamiętasz — poprosił słabym, sennym głosem. Źródlana Łuna skinęła głową i przez chwilę rozglądała się, z pewnością myślała, próbując zgromadzić całą porozsypywaną po jej głowie wiedzę.
— Przed nami — miauknęła, sprawiając, że Szałwiowe Serce uchylił powieki — Byk. Od góry ma rogi, pysk i kawałek tułowia.
Jedynym, z czym skojarzył mu się ten obraz, to bykiem jelenia. Skrzywił się, gdy powiązał to ze starym wspomnieniem. Ogromny samiec o rozłożystym porożu i jego czujny wzrok ponownie pojawiły się przed oczami kocura w miejscu gwiazdozbioru. Spotkał go wiele, wiele księżyców temu. Jeszcze z Czereśniowym Pocałunkiem... Nie, o niej nie chciał pamiętać...
Źródlana Łuna musiała nie zwrócić większej uwagi na wyraz pyska i milczenie swojego towarzysza. Powiodła wzrokiem dalej.
— Delikatnie na lewo jest Orion. Widzisz? Z tą jasną gwiazdą bliżej góry — miauknęła, a gdy kolejny raz nie usłyszała odpowiedzi, szturchnęła lekko partnera. — Chciałeś żebym opowiadała — zauważyła, brzmiąc na urażoną.
Szałwiowe Serce zamrugał parę razy, czując, jak widok przed nim się stopniowo rozmywa i wiruje. Sen próbował usilnie wyrwać go w swoje objęcia, choć próbował się mu przeciwstawić. Myśl o tym, że w takim stanie będzie musiał spędzić cały kolejny dzień wypełniony po brzegi obowiązkami powoli wypełzała mu gdzieś z tyłu głowy. Gdy wracał ze spotkań do obozu, zostawało mu tylko musnąć legowisko. Świt nastawał tak prędko, że budził się nawet bardziej zmęczony niż przedtem.
— Przepraszam... — wymruczał. — Masz piękny głos. Nie wiem, czy ci to mówiłem. Jest taki delikatny, melodyjny. Zasnąłbym w uderzenie serca jak kociak, gdybyś tylko zaśpiewała mi kołysankę.
Nie był pewny, dlaczego to powiedział. Jego mowa składała się w połowie z sennego majaczenia.
Źródlana Łuna zaśmiała się pod nosem.
— I bez tego mi chyba dobrze idzie...
— Mów dalej, proszę. Orion? — miauknął, trącając jej podbródek czołem.
— Ma sylwetkę dwunoga. Jedną łapę trzyma w górze, drugą przed sobą. Nosi imię jednego z nich. Nie wiem jaka stała za nim historia, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek ją poznałam. Ale to jeden z najjaśniejszych gwiazdozbiorów. — wyjaśniła.
— Może ze sobą walczą? Orion w pół ciosu, Byk właśnie go bodzie porożem... — zaproponował, przyglądając się scenie. — Dwunodzy są dziwni. Oni byliby w stanie stanąć oko w oko z jeleniem.
Nastała między nimi krótka chwila ciszy. Szałwiowe Serce spojrzał dalej. Nagle między gwiazdami zaczęły tworzyć się niewidzialnie połączenia, jak gdyby między nimi została uprzędzona cienka nić. Prawdopodobnie nawet nie łączył ich w dobry sposób. Zresztą, po co miałby się słuchać zdania dwunożnych, którzy opierali je pewnie na własnych wyobrażeniach, wierzeniach i wszystkim innym, co im się uroiło w głowach. Hm... Ciekawe czy mieli gwiazdozbiór kota?
Patrzył tak dalej. Mijał niebo, chłonąc wzrokiem całą panoramę, która zawisła nad szumiącym morzem. Woda ciągnęła się aż po horyzont. Zaczął zmierzać w stronę swoich rodzimych terenów i szukać formacji właśnie tam, gdy nagle dojrzał dwa niepozorne punkciki.
Same pośród wielu innych, słabszych lub już złączonych ze sobą już gwiazd. Tym razem miał wrażenie, jakby przędza między nimi była grubsza, nie tylko wymyślona, a zauważalna gołym okiem.
— A tamten? — Wskazał nosem kierunek, jakby próbował trącić te dwie gwiazdy, które z jakiegoś powodu go zainteresowały niż wszystkie większe i bardziej okazałe zbiory.
— Ten na dole?
— Nie, ten wyżej. — Wskazał kierunek drugi raz.
— Hm... Nie wiem — odpowiedziała po kilku uderzeniach serca myślenia. — Mówiłam, nie pamiętam już aż tak dużo. Tylko to, co mocniej zapadło mi w pamięć.
— Może nikt go jeszcze nie nazwał. Możemy być pierwszymi.
— Coś proponujesz?
Zamilkł na moment.
— Widzę nas w tych gwiazdach — wyszeptał. — Może Klan Gwiazdy wspiera nas w ciszy. Może nie chce tego przyznać, lecz spogląda na nas z góry i to bez nienawiści.
Na wzmiankę o przodkach Łuna zdawała się posmutnieć. Mógł o tym nie wspominać, lecz w tamtej chwili nawet nie zdawał sobie sprawy, jak słodko-gorzkie słowa wypowiadał. Następnego świtu przyjdzie opamiętanie, lecz teraz naprawdę w to wierzył. Patrzył w niebo i wierzył, że jego serce biło w odpowiedni rytm. Przodkowie, którym był oddany, go nie porzucili. Przymykali oko, podarowując parze kochanków osłonę nocy na swobodne spotkania. Świadkami byli tylko on, ona i rój wolno mrugających gwiazd.
Kotka cicho westchnęła. Odwróciła głowę, przymknęła ślepię i wcisnęła głowę pod brodę Szałwiowego Serca. Zanurzyła nos w jego grubym (szczególnie teraz, porą nagich drzew) futrze, docierając nim aż do ukrytej między kosmykami skóry. Dotknęła jej tym zimnym, mokrym lustrem. Chłód rozszedł się po jego szyi.
Trwali tak przez chwilę w bezruchu i ciszy. W przemarzniętych uszach był wyłącznie szum morza, świst wiatru i ich oddechy wzburzające w powietrze chmury białej pary. Poruszył wzrok na poprzednie gwiazdozbiory, które Łuna mu pokazywała i zamyślił się na dłuższą chwilę.
— Kochałaś kogoś kiedyś? — zapytał nagle pod natłokiem nieprzyjemnych wspomnień. Kotka uchyliła jedno oko, zmęczonym i zdziwionym głosem odpowiadając:
— ...ciebie?
— Oprócz mnie. Przede mną.
— Nie — miauknęła, wyciągając pysk, by spojrzeć na partnera. — Był tylko tamten jeden dzieciak, co chyba się we mnie zauroczył, ale to już ci mówiłam. Co, zrobiłeś się zazdrosny?
Milczał przez kilka uderzeń serca.
— Byłem jeszcze kiedyś zakochany. Zanim cię bliżej poznałem, zanim zostałem mianowany... — zaczął mówić, choć sam nie był pewien, dlaczego opowiadał jej tę historię. Mógł się spodziewać, że nie była to rzecz, którą Łuna chciała usłyszeć. Jego samego uspokoiła odpowiedź, że był jej pierwszym. Gdyby nie ona, pewnie w głowie miałby teraz ogromny mętlik... A jednak mówił dalej. Jeśli ona otworzyła się teraz przed nim, on też nie powinien chować przed nią tajemnic. — Była moją przyjaciółką od samego żłobka. Dorastałem z nią, spędzaliśmy dużo czasu. Pomagała mi z problemami, dawała nawet korepetycje, gdy już została wojowniczką. No i... Byłem głupi, jak możesz się spodziewać — mruknął i pokręcił głową. — Myślałem, że czuła to samo, co ja. Wyznałem jej uczucia i resztę dnia przepłakałem w jakichś kłujących jeżynach, aż mój wujek mnie nie znalazł i nie zabrał mnie do obozu. Chyba sam się przestraszył. Nasze ścieżki się całkowicie rozeszły, może trochę bardziej z mojej, niż z jej winy. Nie umiałem się z nią przyjaźnić dalej tak, jakby nic się nie stało. Potem została dziewczyną mojej siostry. Byłem tak strasznie wściekły, że nie otworzyłem do żadnej z nich pyska przez tyle księżyców, że aż wstyd przyznać... Byłem strasznie dziecinny. Bałem się, że przy tobie zaliczę, hm... "Powtórkę z rozrywki". Znowu źle zrozumiem znaki, zrobię z siebie skończonego mysiego móżdżka i nigdy więcej cię już nie zobaczę.
<Łuno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz