Kocimiętka nie zamierzała dawać nikomu forów. Chciała to wygrać, chciała dołączyć do grona kotów, które mogą już samodzielnie opuszczać obóz! Przede wszystkim pragnęła pokazać, że wcale nie jest najgorsza. Jej znajoma – Słotna Łapa – została Ognikową Słotą już jakiś czas temu.
Nagle rozbrzmiał znak do rozpoczęcia walki. Ruda nawet się nie wahała – od razu pobiegła do przodu, w stronę Kamiennej Łapy. Nie myślała o niczym poza tym, że musi go pokonać. Gdyby w jej głowie pojawiła się na chwilę inna myśl niż ta, że ma walczyć, z pewnością by się rozkojarzyła i przegrała. Dlatego za wszelką cenę próbowała wyrzucić z głowy obraz Dyniowej Skórki, Lodowego Omenu czy Makowej Łapy.
W jednym momencie napięła mięśnie i wybiła się od podłoża. Poszybowała w kierunku przeciwnika, uderzając go w szyję od boku. Oboje stracili równowagę i przewrócili się na zimną glebę. Ruda objęła go przednimi łapami za kark, a tylne miała oparte o jego brzuch. Kurz i pył wzbijały się w powietrze, podczas gdy Kamienna Łapa próbował wyrwać się z jej uścisku.
W końcu Kocimiętkowa Łapa poczuła silny ból w brzuchu. Uczeń uderzył ją tam łapą, odpychając ją od siebie. Przejechała po ziemi, ale szybko się podniosła. Jej futro było kompletnie zmierzwione i umorusane, lecz nie straciła determinacji. Popełniła natomiast błąd – rozejrzała się po tłumie. Wtedy… czas jakby zwolnił. Dostrzegła spojrzenia wszystkich Wilczaków, pełne nadziei. Niektórzy… niektórzy uśmiechali się chytrze, jakby oglądali jakiś śmieszny pokaz, a nie walkę o nową rangę. Kocimiętka zacisnęła szczęki, ale nim wróciła do pełnego skupienia, została sprowadzona do rzeczywistości silnym uderzeniem w pysk. Przez moment świat zawirował – przed sobą widziała tylko brązowo-białą plamę, na którą rzuciła się na oślep.
Okazało się, że przypadkiem ugryzła go w bark. Kocur syknął z niezadowolenia. Ruda natychmiast puściła, przypadkowo wyrywając mu kępkę futra. Wypluła ją szybko i potrząsnęła głową, próbując znowu się skupić. Kamienna Łapa patrzył na nią ślepiami, które wyglądały, jakby prosiły o to, by ten moment już minął.
Zielonooka uznała, że musi to zakończyć. I to szybko.
Wybiła się od ziemi i silnymi łapami przygniotła ucznia do podłoża. Pręgowany przez moment szamotał się, próbując się wyrwać, ale w końcu posłał Kocimiętce słaby uśmiech i zamarł, poddając się. Ruda pochyliła się i szepnęła mu do ucha:
— Nie martw się… następnym razem ci się uda!
Wtedy z tłumu rozległy się szepty. Uczennica uniosła głowę i rozejrzała się wokół. To tyle? Wygrała? Naprawdę… wygrała? Oczywiście wiedziała, że jest dobra i że ma duże szanse, ale… woah! To znaczy, że przywódca już zaraz nada jej nowe imię?
— Kocimiętkowa Łapo — rozległ się głos Nikłej Gwiazdy, stojącego na pniu, z którego zawsze przemawiał. Ruda od razu wypuściła ucznia i stanęła obok niego. Patrzyła na burego z zachwytem. — Walczyłaś dziś nieustępliwie, tym samym wywalczając sobie nowy tytuł. Przed chwilą udowodniłaś nam wszystkim, że nawet jeśli nie urodziłaś się w Klanie Wilka, możesz zasilić szeregi naszych wojowników — mówił dalej, z powagą patrząc na młodą kotkę, która miała ochotę skakać z radości. Trochę było jej żal, że musiała skrzywdzić przeciwnika, ale to uczucie szybko minęło, bo nigdy nie rozmyślała zbyt długo nad swoimi czynami.
Przywódca odchrząknął i spojrzał na zgromadzonych.
— Ja, Nikła Gwiazda, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę, która pilnie trenowała, by zdobyć doświadczenie potrzebne do ochrony naszego klanu. Polecam ją wam jako nową wojowniczkę Klanu Wilka. — Jego spojrzenie wróciło do rudej. — Kocimiętkowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan, nawet za cenę własnego życia?
Ruda zerknęła na Kamienną Łapę, a potem na Dyniową Skórkę, która skinęła jej głową.
— Przysięgam! — oznajmiła, znów patrząc na Nikłą Gwiazdę.
— W takim razie mocą naszych przodków nadaję ci imię wojownika… — mruknął, na moment się zastanawiając. — Kocimiętkowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Kocimiętkowy Wir. Klan ceni twoją cierpliwość i nieugiętość, a dziś wita cię jako pełnoprawną wojowniczkę Klanu Wilka.
Pręgowana aż cicho pisnęła, słysząc swoje nowe imię. Czy to właśnie tak będzie nazywać się do końca życia? Już na zawsze będzie…
— Kocimiętkowy Wir! Kocimiętkowy Wir! — krzyknął tłum.
Ruda siedziała cicho, choć w środku aż ją rozpierało. Nie mogła doczekać się chwili, gdy jej bliscy podejdą, by jej pogratulować. Jak Dyniowa Skórka powie, że jest z niej dumna, a Makowa Łapa… że cieszy się jej szczęściem.
***
Minęło kilka godzin od mianowania Kocimiętki. Ruda leżała teraz w swoim nowym legowisku, zawinięta w pachnące mchem posłanie. Przez próg widziała obozową polanę, po której krzątały się koty, zostawiając na cienkiej warstwie śniegu odciski swoich łap. Zimowe powietrze było ciężkie i mroźne, wyglądało tak, jakby szczypało w nos każdego, kto na nie wyjdzie.
Nagle wśród tych sylwetek dostrzegła Kamienną Łapę. Rozmawiał z kimś ze swojej rodziny – chyba ze swoją matką, bo była to starsza, czekoladowo-biała kocica, która wyglądała całkiem podobnie do syna. Zielonooka westchnęła, czując znajome ukłucie w brzuchu. Powinna z nim porozmawiać. Chciała to zrobić, bo po dłuższym namyśle trochę żal jej było czekoladowego i jego bliskich. Wilgowa Łapa przegrał już dwa razy… Na pewno cała ta rodzinka nie była z tego zadowolona.
“Może powinnam mu dać spokój?” – pomyślała przez moment, kładąc ociężale głowę na łapach. Może naprawdę nie powinna mu przeszkadzać i pozwolić, by sam doszedł do siebie po tej walce? Czuła jednak, jak skóra pod futrem ją piecze i… w końcu gwałtownie zerwała się na cztery łapy. Przeskoczyła przez próg legowiska i ruszyła w stronę Kamiennej Łapy, który stał teraz samotnie pośrodku polany. Śnieżynki połyskiwały na jego futrze, a jego oczy wyglądały na trochę zmęczone.
— Kamyk! — zawołała, podchodząc bliżej. Uczeń podskoczył lekko, jeżąc futro na karku. Nie spodziewał się tak nagłego powitania, a może po prostu był gdzieś daleko myślami. Przez chwilę stał w ciszy, patrząc na Kocimiętkę z szeroko otwartymi oczami. — Przejdziemy się na spacer? — zaczęła od razu, uśmiechając się zachęcająco. — No nie daj się prosić! Mam już nową rangę, mogę chodzić sama… a ty możesz iść ze mną!
Starała się brzmieć lekko i radośnie, choć gdzieś pod tym wszystkim tlił się niepokój, że zaraz usłyszy odmowę. Nie chciała usłyszeć, że jest ostatnim kotem, z którym Kamyk ma ochotę rozmawiać po przegranej walce.
— Mogę ci coś upolować w ramach przeprosin! — dodała szybko. — Wiesz… nie chciałam z nikim walczyć, ale musiałam! Naprawdę nie chciałam przegrać… rozumiesz, prawda?
Mówiła dalej, nawet nie pomyślawszy, że może czekoladowy teraz najbardziej potrzebował spokoju i ciszy. Ale cisza między nimi wydawała się jeszcze gorsza.
<Kamienna Łapo?>
[1081 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz