TW!~ KREW/GORE ~!TW
Słońce powoli pojawiało się na niebie, cienkie promienie słoneczne przebijały przez konary drzew, dochodząc ledwo co do obozu Klanu Wilka. Dziś jest najważniejszy dzień w życiu Sowiej Łapy; mianowanie na wojownika.
Odkąd dołączył do wilczaków jego życie zmieniło się diametralnie. Poznał Mroczną Wizję i rozpoczął szkolenie na wojownika, które miał dziś zakończyć pojedynkiem, a także ceremonią ucznia, nie tylko na wojownika, ale na kultystę.
Według Mrocznej Wizji, był najlepszym do tego kandydatem. A dziś w nocy miał dowieść swoją lojalność właśnie temu kultowi.
- Mroczna Wizjo! - mruknął ciepło do czarnej kotki, która właśnie wychodziła ze swojego legowiska, by zabrać kocurka na jego ostatni trening.
- Tak, Sowia Łapo? - wymruczała
- A co będzie potem? Jak Sosnowa Gwiazda mnie przyjmie jako wojownika? - zapytał zaciekawiony.
Po minie czarnej kotki, było widać, że pytanie od Sowiej Łapy ją zszokowało, ale też zaintrygowało.
- Będziesz wojownikiem! I będziesz służyć Klanowi Wilka, aż po kres swoich dni. - syknęła mrocznie.
Liliowe futro Sowiej Łapy zawiało wraz z mocnym porywem wiatru, który rozbudził cały las do życia. Skinął głową i ruszył za mentorką, w stronę wyjścia.
***
- Dzisiejsza ceremonia rozpocznie się bitwą z jednym uczniem. Jeśli wygrasz tą walkę bezproblemowo, Sosnowa Gwiazda uzna cię za godnego wojownika i mianuje właśnie na niego. Otrzymasz nowe imię oraz rangę. - wymruczała, układając ogon wokół łap - Wieczorem zaś - zaczęła trochę ciszej - musisz sam wytropić samotnika i go zabić, aby złożyć ofiarę Mrocznej Puszczy. Jeśli będziesz gotów, nie zostaniesz tylko wojownikiem, ale jednym z nas. - jej ton był chłodny i poważny. - Pamiętaj, że nie możesz stchórzyć, to będzie hańba! Wierzę w Ciebie, Sowia Łapo.
- Obiecuję, że cię nie zawiodę Mroczna Wizjo. Dołączając do Klanu Wilka również złożyłem ci obietnicę, a dla mnie jest ona najważniejsza. - wymruczał ostro. Wszystko co kotka mu mówiła brał niezwykle poważnie, gdyż była w jego umyśle jak “druga matka”. Ona pozwoliła mu żyć i dała dom, czy mógł się jej odwdzięczyć inaczej, niż mianem “drugiej matki”?
Czarna kotka skinęła głową. Teraz faktycznie przeszli już do obiecanego mu ostatniego treningu. Ponieważ miała się odbyć walka, Mroczna Wizja postanowiła udzielić mu lekcji obrony oraz szybkiego męczenia przeciwnika.
***
Trening poszedł dość sprawnie, a walka wyglądała tak, jak dwóch prawdziwych wojowników. W końcu dorównywał wielu kotom, które ukończyły szkolenie dużo wcześniej, niż on.
Wrócił do obozu, przy boku Mrocznej Wizji, wczesnego południa. Kotka nie miała mu nic do zarzucenia, oprócz lekkiego ociągania się w walce i czekaniu na ruch przeciwnika. Chociaż sam uważał, że walczył perfekcyjnie!
- Przygotuj się Sowia Łapo, to twój dzień - mruknęła i odeszła w głąb obozu, zostawiając go samego.
Przed całą ceremonią miał jeszcze jedną małą rzecz do załatwienia. Ruszył pędem w stronę legowiska uczniów, w którym jak zawsze jego brat przesiadywał. Dołączył do niego w rogu leża.
- Jak się czujemy? - zapytał niepewnie. Miewał ogromną chęć zapytania się o wczorajsze wydarzenia. Czy naprawdę jego brat oszukiwał samego siebie?
- Tak jak zawsze - parsknął z wyraźną obojętnością, siadając. Mgliste oczy przeszyły wzrokiem Sowią Łapę, a ten zadrżał.
- Dziś zostanę mianowany na wojownika.. wiesz o tym prawda? - miauknął niepewnie. Zabłąkana Łapa zmierzył go wzrokiem. - Słuchaj przepraszam, że o to pytam, ale wczoraj… mówiłeś, że Lamętująca Toń uważa cię za niedołężnego i wyraźnie zaprzeczyłeś tym słowom. Może to głupie się wydaje, ale czy ty jesteś ślepy?
Zabłąkana Łapa, wyglądał jakby go piorun uderzył. Wzrokiem błądził po zakamarkach legowiska.
- Jestem! Nie kłamałbym przed swoim bratem, nigdy w życiu - syknął z cichą garstką nienawiści. Sowia Łapa położył uszy po sobie na te słowa. - Spóźnisz się na swoją ceremonię! Idź już - “wyrzucił” go z legowiska wrzaskiem. Nie mając powodu, aby dalej z nim rozmawiać, cofnął się do tyłu.
- Przepraszam, po prostu chciałem się upewnić. Jesteś moim bratem, a brat bratu nigdy nie będzie kłamać. - wymruczał drżącym głosem, prawie łkając, a następnie wyskoczył z legowiska.
Omen otworzył lekko pyszczek patrząc na Sowę z połyskiem w oczach.
- Zaczekaj, Sowo! - krzyknął, widząc jak Sowia Łapa zawraca. - Okej masz rację, kłamałem z tym; nie jestem ślepy! - syknął. Twarz Sowiej Łapy lekko pobladła. - Nie chciałem by ktokolwiek o tym wiedział, więc nie mów o tym nikomu okej?
Sowia Łapa, podszedł do kocurka i otarł się o jego pyszczek, mrucząc cicho. Ich ogony splotły się, a pyszczki styknęły.
- Nie martw się nikomu nie powiem. Pamiętaj, że możesz mówić mi wszystko, jestem twoim bratem, nie losowym kotem. - wymruczał ciepło i polizał Zabłąkaną Łapę za uchem.
- Hej… powodzenia na ceremoni! - wymruczał, z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję! Twoja ceremonia, też będzie świetna! Obiecuję, że będę wtedy z tobą. - zamruczał.
Zabłąkana Łapa skinął głową, a liliowy kocur wyszedł z legowiska uczniów z rozchmurzonym wyrazem pyska.
Ruszył przed siebie docierając na główną polanę, na której czekała już na niego Mroczna Wizja, do której popędził niczym wiatr.
- Wszyscy czekają! - prychnęła - rozmawiałeś z Omenem? - zapytała z ciekawością.
- Tak… - mruknął niepewien swoich słów. Co miał jej powiedzieć, przecież był z nią szczery.
- Co ci mówił? - podniosła jedną brew.
- Chciał… chciał życzyć mi powodzenia - zająkał się. Skłamał pierwszy raz od kilkunastu księżyców. Ale to może i lepiej, albo nie? - a.. ale rozmawialiśmy na te tematy, o które go podejrzewałaś - poddał się - nie powiedział mi nic, oprócz tego, że jest ślepy! - zamruczał. Część się zgadzała. Nie powiedział wszystkiego, ale powiedział to co się wydarzyło.
- Sowia Łapo! Brukselowa Łapo - syknęła Sosnowa Gwiazda - pora zaczynać - parsknęła.
Liliowy kocur podszedł bliżej, stając na przeciwko kotki. Zmierzył ją wzrokiem przed bitwą wysuwając pazury. To co przykuło jego uwagę to grubę futro kotki, co utrudniało wykonywanie pewnych ataków, dlatego musiał celować w brzuch, łapy. Poza tym kotka z samego patrzenia wydawała się dziwna. Jej wyraz pyska sugerował, jakby wcale nie chciała toczyć tego pojedynku. Przynajmniej lepiej dla Sowiej Łapy.
- Pojedynek czas zacząć! - syknęła Sosnowa Gwiazda.
Sowa szybko popatrzył na możliwości wykorzystania otoczenia, prócz pustej polany nie widział niczego innego, musiał więc improwizować. O dziwo to kotka postanowiła go zaatakować. Był w stanie to przewidzieć odskakując na bok, kiedy liliowa kotka wylądowała na ziemi miał prostą podkładkę do tego, aby zaatakować i ją zmęczyć.
“Tak jak uczyła Mroczna Wizja.” pomyślał, i rzucił się w stronę kotki obijając od podłoża susami, wylądował na jej ciele z pazurami przybitymi do futra. Na próżno było mu szukać miejsca z mniejszą ilością futra, dlatego podrapał lekko pyszczek odskakując. Nie chciał również zrobić jej poważnych ran, z których powstały by raniące jej wygląd blizny.
Wydał z siebie syk ostrzegawczy, doskakując do przeciwniczki. W jej oczach zauważył nienawiść do jego oraz niechęć co wybiło go z równowagi i dał się zadrapać w bark. Przez zamotanie popełnił tak banalny i głupi błąd, który postawił go na przegranej pozycji przez utratę siły.
Poczuł jak pot zalewa go od środka, a cieknąca krew po barku spływała co raz niżej, zobaczył również kolejne pazury przed jego pyskiem i ocknął się skacząc w tył w ostatnim momencie. Trzepnął uchem i machnął ogonem.
Musiał ją jakoś osłabić, widząc, że kotka nie jest w stanie chętnym do walki. Wykonał prosty mylący ruch, udając że atakuje od lewej strony, tak naprawdę przeskoczył na prawą i rzucił się na nią powalając. Przytrzymał łapą szyję podduszając. “Teraz, albo nigdy”. Spojrzał na odsłonięty brzuch i jednym szybkim ciosem zakończył bitwę wielką, krwawiącą szramą z brzucha.
W oczach kotki, widział tylko ból i łkanie, oraz odbicie siebie, swoich oczu, spanikowanych i przestraszonych przegraną. Na szczęście wygrał.
- Ja Sosnowa Gwiazda - kotka zaczęła, a Sowia Łapa obrócił się w stronę pieńka. - przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Sowia Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam - wymruczał drżącym głosem. Obrócił się za Brukselkową Łapą, która leżała bezwładnie za nim z opieką Cisowego Tchnienia, która opatrywała jej szramę.
- Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Sowia Łapo, od tej pory będziesz znany jako Sowi Zmierzch. Klan ceni twoją waleczność i lojalność, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Sowi Zmierzch spojrzał z uśmiechem na lidera Klanu Wilka, który zeskoczył z pnia. Jej wzrok unosił się wyżej, niż jego ale zdawało się, że również był dumny z ucznia.
***
Liliowy kocur miał wszystko dokładnie zaplanowane. Znaleźć samotnika, ofiarować jej “lepsze życie”, zwabić w pułapkę i zabić pod pretekstem uwierzytelnienia lojalności. Cieszył się, że Mroczna Wizja, Wielka Kapłanka przygotowała go na to wcześniej i opowiedziała o tradycjach Kultystów, podczas jednego z treningów. Dlatego wiedział jak to zrobić, teraz wystarczyło tego dokonać.
Wieczorem Sowi Zmierzch wymknął się z legowiska wojowników aby znaleźć swoją ofiarę. Tak, jak mówiła to Mroczna Wizja, musiał go przyprowadzić w pewne miejsce i również tam zabić, z czym raczej nie miał problemu. Błąkając się samotnie po dziczy natrafił na trop. Nie zwierzęcia, ale innego kota. Zastanowił się, czy jakiś kociak nie jest dziś mianowany na ucznia i nie odbywa swojego nocnego czuwania, lecz szybko odrzucił sobie ten pomysł z głowy.
Popędził za tropem, a jego oczom ukazała się dość mała sylwetka kotki, całej białej jak śnieg z pojedynczymi czarnymi plamami. Musiał udawać brak zagrożenia w jego strony, więc powolnym krokiem podszedł do zwierzęcia.
- Cześć - przywitał się w miarę łagodnie. Jego zielone oczy były pełne blasku i dumy.
Kot nie okazał się równie przyjazny jak on, ponieważ zaczął na niego ostrzegawczo i głośno syczeć.
- Hej, spokojnie nie chcę cię skrzywidzić… samotniku. Wyglądasz na wychudzoną! - mruknął ciepło podchodząc do niej, bez żadnego strachu czy wątpliwości. Przecież obiecał - pochodzę z Klanu Wilka, ale nikt nie musi wiedzieć, że podzielę się z tobą zwierzyną. Jestem dobroduszny i lubię pomagać innym!
Kotka skinęła i niepewnie szła za kotem poruszając się powoli.
- Miejsce gdzie trzymamy zwierzynę, jest poza obozem… trochę dziwne nie? W każdym razie to niedaleko! - machnął ogonem przyspieszając tempa. - nie tylko zwierzynę mamy! - zachęcił ją - nasz przywódca uwielbia samotników, gdyż sam nim był.. - skłamał, chociaż wiarygodnie - z chęcią zapewni ci lepsze życie. W ogóle jak się nazywasz? - zapytał.
- Jestem Wichura, a ty? - zapytała ze spokojem w głosie, zdawało się, że uwierzyła Sowiemu Zmierzchowi.
- Sowi Zmierzch… - wymruczał - jeszcze chwila. - dodał zbliżając się do granicy ich terytorium, za którym był najzwyklejszy pusty las, niezadomowiony przez żaden z klanów.
Zbliżając się do umówionego punktu oceniał kotkę pod każdym możliwym względem. Miała krótkie i smukłe ciało przez które mógł łatwo ją zadrapać. Słabą mocą kotki na pierwszy rzut oka, była jej rana na barku, która była wielkim strupem co jeszcze bardziej ułatwiło mu to zadanie.
- Już… jesteśmy - wymruczał wprowadzając kotkę w małą polankę otoczoną drzewami.
Doprowadził ją do reszty kultu, która otoczyła go jak i samotniczkę. Zerknął się wzrokiem z Mroczną Wizją, nabierając powietrza w płuca.
- Wybacz, taka tradycja w Klanie Wilka, kto dopuścił się zdrady, musi zabić kota, aby ponownie uzyskać lojalność - wysunął pazury. Jego wzrok był ostry i pewny siebie.
Wichura złożyła uszy po sobie, lecz nie miała jak uciec, gdyż reszta kotów dokładnie pilnowała, by nikomu nie dało się stąd uciec.
Sowi Zmierzch zaś nie próżnował i doskoczył samotniczki, i przelewalając ją na ziemię oddał cios w pysk, zsuwając się w stronę karku. Jeśli miał to zrobić, to szybko. Wymierzając cios w stronę szyi, przypomniał sobie wzrok Brukselkowej Łapy, stając jak oszołomiony. Czy właśnie się wycofywał? Nie. Nigdy.
- Sowi Zmierzchu, walcz! - syknęła Mroczna Wizja do dawnego ucznia, wybijając go z transu.
Liliowy kocur wydał pewny siebie cios w szyje i przejechał aż do brzucha, przecinając wszystkie najważniejsze naczynia, żyły i tętnice. Wichura wydała z siebie, żałosny pisk i uderzyła głową od zaczerwienioną od krwi trawę.
Sowa uniósł głowę dumnie pomachując ogonem dumnie. Zabił samotniczkę, dla kultu. Nie było mu z tym źle, wręcz przeciwnie. W końcu zrobił to dla Mrocznej Wizji.
- Gratuluję Sowi Zmierzchu, mój były uczniu. Okazałeś się wielką odwagą i lojalnością dla kultu, oraz przeszedłeś test lojalności. - kocur mruknął w podziękowaniu, skinając łbem. - Ja, Mroczna Wizja, Wielki Kapłan kultu Mrocznej Puszczy, naznaczam cię w imię naszych przodków. Czy jesteś gotowy przyjąć na siebie nasze znamię jako dowód inicjacji?
- Tak - pokłonił się Mrocznej Wizji z szacunkiem
- Zatem otrzymasz ode mnie znak, który pozostanie z tobą aż do śmierci i zawsze będzie przypominał ci o przynależności do kultu.
Kotka podeszła do Sowiego Zmierzchu i oderwała kawałek ucha. Na szczęście ten nie wydał z siebie żadnego pisku z bólu, gdyż trzymał wszystko w sobie.
- Tej nocy, zgodnie z wolą Mrocznej Puszczy, przyjmujemy cię oficjalnie jako pełnoprawnego członka naszej grupy. Wierzymy, że będziesz wiernie służyć naszym przodkom i działać na rzecz kultu, abyśmy nigdy nie upadli.
Mroczna Wizja podeszła do samotnika, przy której stał Sowi Zmierzch, a następnie odcisnęła krew z samotnika na jego czole. Po tym czynie, rozeszły się wiwaty i okrzyki, w których Sowa po raz drugi mógł usłyszeć wiwat swojego imienia. Nie tylko jako wojownik, ale jako kultysta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz