Kotka siedziała na ziemi, intensywnie próbując rozrysować coś na ciepłym, sypkim piasku. Widok ten, zaskakująco, gdyż w najlepsze trwała Pora Zielonych Liści, nie był częsty. Niebo przez większość doby pokrywały ciemne, kłębiące się obłoki, zwiastujące zbliżającą się burzę i obfite opady. Towarzyszyły temu też donośne grzmoty, jak gdyby sama Wszechmatka ciskała w ziemię swymi pazurami (O co oczywiście Murmur jej nie oskarżała, uznając, że ich bogini jest zbyt dobroduszna, by dopuścić się tak barbarzyńskich czynów i rzucane we wszystkie strony błyskawice z pewnością muszą być sprawką Klanu Gwiazdy, który, według opowieści, już nie jeden raz podejmował tak radykalne środki).
Na szczęście dla kocicy, dzisiejszy dzień zapowiadał się spokojnie. Słońce ogrzewało umęczoną częstymi opadami ziemię i dawało chwilę wytchnienia dla roślin. Ku zmartwieniu Murmur, niektóre z ziół zaczęły gnić z przelania, przez co medyczka zmuszona została do poszukiwania nowych miejsc na zbieranie. Niestety, wbrew założeniom większości kotów z klanów, rośliny wcale nie tak bardzo kochały wodę. Rzecz jasna, nie miała tutaj na myśli bagiennych kaczeńców czy wodnych lilii, ale rośliny sucholubne, polne chabry, maki i osty, które czasem wplątywały jej się w futro. Szynszylowa wolała, gdy pogoda była umiarkowana, a deszcze, jeśli już przychodziły, spokojne, nie chcące wyrządzić żadnemu z istnień krzywdy. Kotka wstała gwałtownie, gdy przypomniała sobie o niedawnej, nieprzyjemnej sytuacji jakiej doświadczyła. Podczas szukania mniszków, napotkała rozpadającą się norkę, przed którą leżało parę martwych, nabrzmiałych, podtopionych myszek. Pokręciła nerwowo głową. Nie chciała się tym teraz smucić. Słysząc swoje imię w oddali, pognała przed siebie, próbując zostawić negatywne myśli za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz