Dzień mijał mu zaskakująco dziwnie. Uczucie odrazy czy ogólnego poczucia obrzydzenia, którym darzył Klan Klifu, były trochę rozmyte. Przytłoczone poczuciem znudzenia. Nie czuł tego jakoś strasznie często, bo zwykle zalewało go jedynie poczucie pogardy, niechęci. Nie był w stanie pomyśleć sobie, że kiedykolwiek mógł poczuć się niechcianym, a jednak często spotkać go mogły krzywe spojrzenia ze strony pobratymców. Faktem było, iż za zrzędzeniem przepadał, a zwyczajem jego było narzekanie przed żłobkiem na słaby komfort życia czy brak rozrywek. Niby jasne było, że wszystko to, na czego brak narzekał, miał tuż pod własnym nosem. Zbytnio jednak oślepiony był faktem tego, jak pogorszył się styl jego życia na przestrzeni tak krótkiego czasu. W zasadzie to nie interesował się niczym, co się działo wokół niego, a jednak teraz czuł, że powinien się tym jednak przejąć. Ile to szans na interakcje z rówieśnikiem zmarnował? Ile ciekawych przeżyć miał na wyciągniecie łapy, a jednak w stanie nie był się przełamać i po nie sięgnąć. Głupie to było odczucie, siedzieć tak przed wodospadem, rozmyślając nad tym, ile się przegapiło, a ile się jeszcze zobaczy. Po części był jednak z tego zadowolony, w końcu ciągłe narzekanie mogło doprowadzić do agonii nie tylko tych, co musieli go słuchać. Skupienie się na tym, co jeszcze da mu los zdawało się być dużo przyjemniejsze, niż tracenie swojego cennego głosu na ciągnący się długo trel. Siedział więc cicho, a czas spokojnie leciał. Wtem, za sobą wyczuć mógł czyjś zapach. Był to zapach wyraźnie mu znajomy, a w dodatku z zapachem tym mieszał się pyszny zapach zwierzyny. Jak się po chwili przekonał, zapach ten należał do Półślepego Świstaka. Kotka trzymała w pysku wróbla. Ptaszek był mały, jednak pachniał świeżo, a na dodatek oskubany został już z piórek. Gdy tylko królowa upuściła zdobycz, Blask łapczywie odgryzał z niej małe kawałeczki. W zasadzie to gdy skończył, niewiele z wróbla zostało. Przyznać musiał, że była to zdobycz dobra i że chyba najbardziej w Klanie Klifu smakowały mu właśnie ptaki.
— Przepraszam, a czy będzie pani mi mogła pokazać, jak obskubywać ptaki z piór? — Pytanie to przyszło mu nieco ciężko. Nie lubił prosić innych o pomoc, a za czym idzie przyznawać, że czegoś nie umie. Nie mógł jednak unikać tego smakowitego pożywienia, tylko dlatego, że chce zachować dumę.
— Oczywiście, że mogę ci pokazać, jak obskubywać ptaki, ale czy nie lepiej po prostu wypluwać ich pióra?
— Według mnie lepiej jest je skubać — miauknął szorstko, co zamknęło dyskusje.
— Dobrze, Blasku. Przy następnej okazji pokażę ci, jak należy usuwać pióra z ptaków — powiedziała, a Blask ułożył pyszczek w lekkim, nieśmiałym uśmieszku.
Dobrze było wiedzieć, że ma kogoś, kto zechce pokazać mu kilka ważnych rzeczy. Przyznać musiał, że bałby się prosić o instrukcje Judaszowca. Kochał ojca całym sercem, bał się jednak mu przyznać do tego, że nie potrafi zrobić tego, co mu czy każdemu innemu kotu przyszłoby z łatwością. Domyślał się także, że "następna okazja" nadarzy się jutro, a może nawet jeszcze dziś. W końcu jeść musiał, niekoniecznie ptaki, ale mógł się upomnieć, by mu je dano. Półślepa podreptała w stronę żłobka, w którym musiała bardzo lubić spędzać czas. Blask właśnie z tego powodu się jej dziwił, bo sam nie byłby w stanie spędzić w hałaśliwej kociarni za wiele czasu. Szczytowało teraz Wysokie Słońce i kilka kotów ruszyło w stronę wyjścia. Blask domyślił się, że chodzi o patrole, które wyznaczyć musiał Judasz. Tuż obok niego przeszła chmara wojowników, ich różne kolory futer połyskiwały w promyczkach słońca. Z chęcią ruszyłby za nimi, znał jednak zasadę mówiącą, że kocięta nie mogą wychodzić poza obozowisko. Westchnął więc cicho i obserwował, jak ciała wojowników kurczą się, gdy tamci się oddalali. Zastanawiało go, do jakich patroli przydzielono niektórych wojowników i czy przyniosą jakąś zwierzynę. A jeśli tak, to jak kiepską? Nie chciał pogrążać się jednak w myślach, to też rozglądać się zaczął za jakimś zajęciem. Co ciekawe, na nic, co wydawałoby się interesujące nie wpadł. Wtem, pod opuszkami własnych łap ujrzeć mógł kostkę, należała najpewniej do spożytego przez niego wróbelka. Chwycił jej końcówkę w pyszczek, a następnie wziął zamach i rzucił ją w rwący wodospad. Ta wydała z siebie malutki chlupot, a następnie zaginęła w przeźroczystej wodzie. Chwycił za następną kość, która pozostała po jego małej "uczcie". Postąpił z nią tak samo, jak z poprzednią kostką. Niezbyt mądra była to dla Blasku rozrywka, był jednak znudzony i to już od kilku dobrych dni i ta prosta "zabawa" przynieść mu była w stanie sporo szczęścia.
~`◿※◺`~
Czas mijał, a Blask dawno skończył już swoją "zabawę". Dumny z tego, jak wiele kości wyrzucił do wodospadu, odpoczywał teraz w świetle promyczków słońca. Wtem, zauważył jak wyznaczone na patrol koty wracają do obozu. Nie same, bo ze zwierzyną w pyszczkach. Blask przyglądał się im, krótki rzut okiem na złapaną przez nich zwierzynę wystarczył, by kocię mogło skrzywić się z niezadowoleniem.
"Gdybym ja polował, to złapałbym coś dużo lepszego" — pomyślał, jednak nie zagłębiał się w niezadowoleniu. Ruszył w stronę gniazda na zwierzynę, by dokładniej móc się przyjrzeć temu, co złapali wojownicy. Gdy tylko nachylił się nad gniazdkiem, dojrzał, że na stercie leżało kilka myszek polnych. Nieco szkoda mu było tego, że są one tak masowo łapane, bo uważał je za przyjaźnie wyglądające stworzonka, jednak wiele razy nie wahał się przed spożyciem tych maleństw, więc chyba nigdy nie współczuł im tak tragicznego losu. Znalazły się też ptaki, ich pióra były bardzo ciekawe. Będzie musiał wziąć sobie kilka, gdy tylko nadarzy się taka okazja, bo na pewno wyglądać będą super, gdy wepchnie je sobie w futerko i zrobi z nich ozdoby. Według niego najlepiej wyglądały pióra sikorki, więc to na nie najbardziej się połasi.
— Jesteś głodny, maluszku? — Dreszcz zaskoczenia go przeszedł, gdy za sobą usłyszał nieznany mu głos. Odwrócił się, by za sobą dojrzeć kocicę o wyjątkowym futrze, które od razu rzuciło się w jego oczy. Wyglądała przyjaźnie, a z futra jej unosił się zapach mysiej żółci. Szybko zrozumiał, że to członkini starszyzny. Z początku chciał powiedzieć jej, że nie jest głodny i że jadł, ale w zasadzie, to zbyt bardzo miał chętkę, by wziąć sobie pióra, które wyskubie z tego ptaka pod czujnym okiem Półślepego Świstaka.
— Przydałoby mi się coś zjeść — stwierdził.
Nie miło się czuł, okłamując kocicę, jednak nie dawał po sobie tego poznać. Wystawił łapę po sikorkę, bo to na niej najbardziej mu zależało. Starsza musiała tego jednak nie przyuważyć, ponieważ podała mu gila. Nie śmiał jednak jej tego wytykać, ponieważ równie dobrze mogła mu nie dać niczego. Serdecznym skinięciem głowy podziękował jej za ten podarunek. Kotka uśmiechnęła się serdecznie i może chciała mu coś jeszcze powiedzieć, bo otworzyła pysk, jednak... Blask nie miał chęci ani czasu na słuchanie jej gadki, bo krokiem prędkim ruszył w stronę żłobka, ciągnąc za sobą gila. Gdy tylko wpadł do żłobka, ptaka wypuścił z pyska. Chciał pochwalić się innym swoim gilem. Może nawet spróbowałby im wmówić, że to on go złapał, lecz Melodyjny Trel opowiadała teraz kociętom historyjki, więc oczka i uszka jego niby znajomych skupione teraz były na niej. Półślepy Świstak podeszła za to bliżej Blasku. Na jej pyszczku wymalowane było lekkie zdziwienie.
— To dla mnie? — chrypnęła.
Blask pokręcił energicznie głową.
— Nie, bo to dla mnie! — Triumf zabrzmiał w jego głosie.— Możesz mi pokazać, jak się obskubuje ptaki. Mam nadzieje, że możesz to zrobić... Najlepiej teraz.
— Nie uważasz, że lepiej by było, gdyby ktoś posilił się tym ptakiem? — Królowa wciąż nie była przekonana.
— Ja się nim posilę. Przecież wiem, że kodeks chce, abyśmy jedli zwierzynę, a nie żebyśmy się nią bawili!
Kocica westchnęła głęboko, jednak sprzeczać się nie chciała. Wzięła ptaka, a następnie za pomocą łapek zaczęła pozbawiać go części piórek.
— Pióra można usuwać pojedynczo lub w małych grupkach. Trzeba być ostrożnym, aby nie uszkodzić skóry ptaka, ponieważ może to spowodować kontuzje lub infekcje. — Pouczyła go, a następnie kontynuowała odrywanie strzępków piór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz