Ranek powoli wstawał, a więc wstał i Blask, którego syknięcie nagle zagrzmiało w żłobku. Na kocię młode spadły promienie słońca, a choć może i były one rzadkością, to z pewnością zadowolony on nie był tym, że oślepiającą ich jasność ujrzał tuż po otworzeniu swych wciąż zaspanych ocząt. Poza nim, na nogach były też inne koty. Melodyjny Trel, na przykład, czyściła swym szorstkim języczkiem futerko Strzępki, Gąsieniczek za to formował coś w mchu, aby zabić nudę. Łuna również była już na czterech łapach, tego samego nie mógł jednak powiedzieć o Półślepym Świstaku, która wciąż spała spokojnie, cicho pochrapując przy tym w swoim gniazdku. Śpiew ptaków dało się usłyszeć gdzieś z oddali, przysłuchiwać się mu jednak długo nie dało, ponieważ zagłuszył go gwar panujący na polanie. Blask prychnął cicho, a następnie przystąpił to pielęgnowania własnego futerka. Było to zadanie, za którym niezbyt przepadał, nie chciał jednak być uznanym za kota niechlujnego, to też staranie starał się czyścić swą jasną sierść. Po czyszczeniu lekko odstającego futra na łapkach swoich, przeszedł do tułowia, by poprzestać, gdy tylko doszedł do ogona. Nie zawracał sobie głowy czyszczeniem tego długiego kołtuna, jaki ciągnąć musiał za sobą, odkąd pamięcią sięgał. Gdy futro jego było już gładkie oraz piękne, ze żłobka łebek swój wystawił. Wzrok jego dostrzec mógł Judaszowca, który w chwili obecnej rozsyłał patrole wszelkie. Darzył ojca wielkim szacunkiem i uwielbiał obecność jego, nie chciał jednak plątać się mu pod łapami, a przy czym irytować. Ruszył w stronę sterty zwierzyny, by coś dobrego sobie z niej pochwycić. Niestety, każda zdobycz, która leżała na stercie znacznie przerastała kociaka, jakim był Blask. Chudą mysz więc za ogon chwycił i przed żłobkiem z nią usiadł. Z niewielkiego stworzonka wydobywał się zapach przyjemny dla nozdrzy jego, a choć z natury narzekać mu przystało na zdobycz kiepską, to głód jego nie pozwalał mu na jęczenie. Wgryzł się w mysz, której smak pyszny wywołać mógł uśmiech, którego mimo wszystko nie wywołał. Blask konsumował jednak spokojnie stworzonko to, a na bok wypluwał kruche kosteczki i sierść jego. Fakt, iż to, co spożywa, zawiera kości w sobie, było dla niego rzeczą dość obślizgłą oraz apetyt po części odbierającą, o czym często dać dawał niezadowolonym parsknięciem. W końcu zaznaczyć należało, iż karmy wcześniej jadał, a zmiana, jaką wprowadzono w jego jadłospisie, nie pasowała mu w ogóle. Gdy mysz zjadł już — a raczej, gdy wyjadł z niej to, co uważał za niby jadalne — do żłobka wkroczył, by zobaczyć, jak funkcjonują koty w nim zebrane. Oczy jego ujrzały bawiącą się w berka trójkę, składającą się z Łuny, czyli siostry jego i kociąt Melodyjnego Trelu, czyli pełnego energii Gąsieniczka, do którego Blask nie pałał sympatią żadną, a także Strzępki, do której niczego, poza zmieszaniem w zasadzie nie czuł. Berkiem był Gąsieniczek, który skupiał się na łapaniu Łuny, choć siostrze swojej również nie dawał forów. Półślepy Świstak nie spała już dłużej, ponieważ tuż obok bawiących się maluchów konwersacje z matką ich prowadziła. Współlokatorzy jego bawili się wspaniale, można wręcz rzec, że wybornie, Blask więc nie czując potrzeby, by do nich dołączać, podszedł do karmicielek dwóch.
— Pogoda ostatnio nie wygląda na aż tak słoneczną, jak można było się spodziewać — usłyszał miauknięcie szylkretowej królowej.
Obie kotki ucichły i łuby swe zwróciły w jego stronę, spokojnie czekając, aż powie im to, co ma im do powiedzenia. On, nie wiedząc jednak, co dokładnie ma powiedzieć, pysk swój wykrzywiał nerwowo, by w końcu zaprzestać, wyprostować się i podejść o kilka kroków bliżej dwójki karmicielek.
— Dzień dobry — mruknął dość niechętnie, choć nie było to do końca zamierzone. — Czy mógłbym wiedzieć, jak wam mija ten poranek? — Tym razem bardziej uprzejmie starał się zabrzmieć.
— Mija nam w porządku, Blasku. A tobie? — Półślepa miauknęła przyjaźnie w stronę kocurka.
— Jak mi mija...? — zdziwione mruknięcie wydobyło się z jego pyszczka. Przyznać przed sobą musiał, że wcale przygotowanym nie był na to oczywiste pytanie, jakie padło w jego stronę. — No... Mija mi całkiem...— Przerwał nagle, nie chcąc mówić im, że nie najlepiej. — Można powiedzieć, że mysz, którą zjadłem była nieco za mała, ale nic poza tym.
Kotki skinęły głową, a następnie wróciły do własnej rozmowy, pozostawiając rudego kocurka w znudzeniu, bądź raczej niezadowoleniu. Blask, nie widząc sensu w próbie interakcji z innymi kociętami, wrócił przed żłobek, by tam wychrypieć innym wszystko to, co wywołać mogło w nim niezadowolenie. A gdy wszystkie swe pretensje na głos wypowiadał, poczuć mógł się choć trochę lepiej w miejscu tym, w którym przebywać musiał. I wiele skarg wyrzucił z siebie, łaknąc przy tym uczucia radości oraz smaku celebracji. Powiedziałby pewnie nawet więcej, jednak uprzejmość, która wpajana mu była nakazywała mu zaprzestać, a gdy głos jego, skwierczący oraz przepełniony niezadowoleniem w końcu ucichł, Blask podreptać mógł w stronę miejsca, które nazwał swoim ulubionym. Gdy zasiadł przed wodospadem, oczy jego skupione były na opadającej, zimnej wodzie. Ach, jakiż piękny był morski horyzont, który znajdował się za wodospadem! Widoki, o których nigdy nie śnił, których nigdy nie doświadczył. Piękna linia widnokręgu, którą zawsze podczas przychodzenia przed kaskady wodne Blask najbardziej podziwiał. I wody intensywny szum, tak dziwny, głośny oraz wspaniały, za każdym razem wywołujący w nim uczucie spokoju, błogości. A w dodatku dzień dzisiejszy, piękny, pełen promyczków słoneczka, zupełnie inny, niż burze i niebo szare, które często widział. Pewnie na zawsze mógłby tu siedzieć, na zawsze się w to wszystko wpatrywać i na zawsze dumać, nad przyszłością własną, która wciąż oczekuje zmian. Czy to nie dziwne było, że miejsce, które tak uwielbiał, wzbudzało w nim tak wiele emocji? A to przecież był jedynie wodospad, jedynie kaskady wodne, wciąż spływające w dół, wciąż zaskakujące swą wyjątkowością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz