Słońce dawno już zniknęło za horyzontem. Gdy noc rozpostarła swój aksamitny płaszcz nad lasem, pojawiły się na nim pierwsze jasne punkciki. Wśród pni i krzewów co jakiś czas coś się poruszało, kiedy wiatr wprawiał w ruch roślinność lub gdy drobne stworzenia ruszały na swoje nocne wędrówki.
W tę spokojną noc odbywał się pierwszy nocny patrol Czereśniowej Łapy! Szła pełna podekscytowania i lekkiego napięcia u boku Biedronkowego Pola oraz Różanej Woni. Główne zadanie ich patrolu było stosunkowo proste: mieli pomóc Różanej Woni, medyczce, w zbieraniu ziół. Jednak doświadczenie uczennicy podpowiadało, że każda taka wyprawa może przerodzić się w coś więcej — polowanie, trening, a może nawet coś nieoczekiwanego.
Przedzierając się przez gęsty las, omijały krzewy i kamienie, które zdawały się czaić w mroku, gotowe złapać nieuważną łapę. Czereśniowa Łapa starała się stawiać kroki pewnie, choć nie mogła powstrzymać lekkiego dreszczyku ekscytacji, który przebiegał jej po grzbiecie. Cisza, jaka panowała wokół, wcale jej nie przerażała — wręcz przeciwnie, podobała jej się. Uwielbiała słuchać nocnego lasu. Pohukiwanie sów, gdzieś daleko w koronach drzew, oraz delikatne cykanie cykad tworzyły niezwykle kojącą symfonię. W powietrzu unosił się chłód nocy, a zapach wilgotnej ziemi wypełniał jej nozdrza.
Choć była to jej pierwsza nocna wyprawa, już teraz wiedziała, że chciałaby przeżyć więcej takich chwil. Czuła, jakby las nocą ożywał w zupełnie inny sposób niż za dnia, jakby otwierał przed nią swoje sekrety, dostępne tylko tym, którzy odważą się ich szukać.
Różana Woń, która prowadziła grupę, miała konkretny cel — planowała zebrać potrzebne zioła w brzozowym zagajniku lub przy Starej Łupinie.
Gdy grupa miała już opuścić las, nagle Różana Woń zatrzymała się gwałtownie. Medyczka bez słowa skręciła w bok, w zupełnie innym kierunku niż dotychczas.
Biedronkowe Pole i Czereśniowa Łapa spojrzały na siebie pytająco, wymieniając krótkie spojrzenia. Po chwili obie pognały za Różaną Wonią, starając się nadążyć za jej szybkim, pewnym krokiem.
Po krótkim biegu dotarły do miejsca, gdzie Różana Woń zatrzymała się przy kępie jasno różowych kwiatów, które lśniły delikatnie w srebrnym blasku księżyca. Czarna kotka z gracją i precyzją zaczęła je zrywać, układając starannie w niewielką stertę.
— To Jasne Oko, przyda się na Porę Nagich Drzew — wyjaśniła spokojnym tonem, spoglądając na delikatne, jasnoróżowe kwiaty, które trzymała w łapach. Po chwili podała zebrane zioła Biedronkowemu Polu, która podeszła bliżej, by je podnieść. Wojowniczka przyjęła je z dziwnym, wyraźnym entuzjazmem, który nie umknął uwadze Czereśniowej Łapy.
Czereśniowa Łapa przyglądała się tej scenie z cichym rozbawieniem. Czyżby starsza wojowniczka starała się w ten sposób przypodobać Różanej Woni? Na to wyglądało. Jednak medyczka, pochłonięta swoimi myślami i zadaniem, zdawała się nie zwracać uwagi na subtelne gesty Biedronkowego Pola.
Po krótkiej chwili cała trójka dotarła nad rzekę, której szum przyjemnie wypełnił cichą noc. Srebrzysty blask księżyca odbijał się w wodzie, sprawiając, że wyglądała jak płynne szkło. Jednak zanim zdążyły się nacieszyć tym widokiem, Różana Woń zatrzymała się gwałtownie. Uniosła głowę, delikatnie poruszając nosem, i zmarszczyła brwi. Czereśniowa Łapa wiedziała, co to oznacza — medyczka wyczuła zapach kolejnych ziół.
— Tutaj muszą być! — powiedziała bardziej do siebie niż do innych, po czym bez wahania skręciła w nowym kierunku, omijając wyboisty brzeg rzeki. Biedronkowe Pole, najwyraźniej zafascynowana Różaną Wonią, nie zwlekała ani chwili. Ruszyła za nią niemal biegiem, jakby nie chciała, by dzielił je choćby moment dystansu.
Czereśniowa Łapa westchnęła cicho, obserwując ich oddalające się sylwetki. Nie rozumiała tej dziwnej potrzeby Biedronkowego Pola, by stale podążać za medyczką, ale postanowiła nie zawracać sobie tym głowy. Sama miała inny plan.
Obróciła się i skierowała swoje kroki w stronę Starej Łupiny. Dotarła do miejsca, gdzie w ziemię wrosła stara, spróchniała łódka. Jej postrzępione krawędzie wyglądały, jakby czas rzeźbił je przez dziesiątki pór roku. Czereśniowa Łapa ostrożnie podeszła bliżej, unosząc nos w poszukiwaniu jakichkolwiek zapachów, które mogłyby wskazywać na obecność zwierzyny.
Nagle coś zwróciło jej uwagę. Wyraźnie poczuła dziwny, obcy zapach. Natychmiast uniosła głowę, a jej uszy poruszyły się gwałtownie, wyłapując najdrobniejsze dźwięki wokół. Serce przyspieszyło jej odrobinę, ale starała się zachować spokój. Delikatnie cofnęła się o krok, wycofując się z miejsca, które mogło kryć coś nieoczekiwanego. Jej ciałem wstrząsnął lekki dreszcz, gdy wiatr poruszył trawy, sprawiając, że przez chwilę miała wrażenie, jakby coś przemykało wśród cieni. Cisza, która dotąd była kojąca, teraz zdawała się bardziej niepokojąca.
— Coś się stało, Czereśniowa Łapo? — zawołała Biedronkowe Pole, a wraz z jej słowami dziwna aura, która jeszcze przed chwilą unosiła się w powietrzu, zniknęła, ulatniając się bez śladu. Szylkretowa uczennica wzdrygnęła się na dźwięk głosu mentorki, lecz szybko odwróciła się w jej stronę.
— Nic, ja tylko... niepewnie czuję się w ciemności — mruknęła cicho, spuszczając wzrok na swoje łapy, a potem znów zerkając na starą, zniszczoną łódkę stojącą w oddali.
— To się nie oddalaj od nas! — burknęła Biedronkowe Pole, machając ogonem, by dać znak uczennicy, że pora ruszać dalej. Czereśniowa Łapa posłusznie podążyła za mentorką.
Gdy obie dotarły do medyczki, uczennica zauważyła, że ta znalazła kolejne zioła, które ostrożnie ułożyła na liściach.
Jeszcze przez jakiś czas kotki pozostawały poza obozem, zbierając zioła i polując na drobną zwierzynę. W końcu jednak, po wyczerpującym patrolu, wróciły do obozu.
[821 słów]
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz