Jednak nagle, gdy sięgnął wyżej, jego tylna łapa ześlizgnęła się, a on przez chwilę trzymał się na przednich, ale brak stabilnego podparcia i niekontrolowane ruchy doprowadziły do braku równowagi. W panice, zaczął machać łapami, przeraźliwie próbując jeszcze chwycić się czegoś, co się da. Kot runął w dół, odchylając głowę i skręcając ciało. Wylądował na brzuchu z pyskiem na podłodze, pełen kurzu. Spojrzał z żalem i rozczarowaniem na Mroczną Wizję. “Dlaczego mnie nie uratowałaś, Mroczna Wizjo?”. Przymknął lekko oczy, podnosząc się z bólem.
- Musisz nauczyć się jeszcze wiele więcej. - syknęła kotka z potępieniem. Najwyraźniej nie spodobało jej się to, że jej własny uczeń nie potrafił poradzić sobie z tak prostym zadaniem. Położyła uszy po sobie, podchodząc do drzewa. - Aby mieć równowagę, używaj ogona, nie tylko łap. - mruknęła.
Sowa nie słuchał, patrzył się z przymrużonymi oczami i chwiejącym się ciałem na mentorkę. Poczuł, jak jego pole widzenia zwęziło się, a obraz przed oczami przypominał gęstą, mroczną mgłę. Czarne plamki wyłoniły się z ciemności, aby wchłonąć Sowią Łapę w nią. Źrenice rozszerzyły się, gdy ten upadł na ziemię, leżąc na boku. Oddech czarnej kotki spoczął na jego ciele, a ten drgnął, łapą próbując podnieść głowę; nie zostawił po sobie nic oprócz płytkiego oddechu. Cisza.
***
Coś drgnęło. Być może liść poruszony wiatrem. Potem kolejny dźwięk - delikatny, znajomy. Odgłos jego własnego oddechu, cichy i płytki. Poruszył uchem. Otworzył oczy na chwilę, lecz świat dookoła niego był zamazany, jak przedtem - odległy i zamglony. Z łagodnym podmuchem wiatru, kropla wilgoci musnęła jego nos. Oblizał pyszczek. To było pierwsze co udało mu się zrobić. Potem poruszył łapą - najpierw delikatnie. Potem szarpiącym ruchem.
Przewrócił się na brzuch, leżąc płasko. Do jego uszu dochodził ten sam głos co zawsze, chłodny i stonowany, a jednak trochę matczyny, przynajmniej w jego obrazie. Głowa przesunęła się lekko po trawie, a ten machnął ogonem. Poczuł przypływ ciepła na jego futrze, aż w końcu zauważył promienie słońca, które przebijały się przez konary drzew. Sowia Łapa leżał na ściółce leśnej, mrucząc pod nosem przyjemnie.
Podniósł się ostrożnie, choć jego łapy były jak z waty, drżące pod wpływem masy ciała. Wreszcie wołanie kotki dobiegł do jego wrażliwych uszu.
- Sowia Łapo! - usłyszał ponure słowa od czarnej kotki. Przymrużył oczy, badając ją lśniącymi, zielonymi oczami. Mroczna Wizja podeszła do liliowego kocurka, drgając uchem niepewnie. Zbadała go wzrokiem. - Co się stało? - zamruczała. Do jego umysłu dobijała się myśl o tym, że ta mogła pomyśleć, iż zemdlał on z braku siły. Zerwał się szybko, by temu zaprzeczyć.
- To nie tak, Mroczna Wizjo - wymruczał kociak. - Mam pełno energii, nie zemdlałem, przez to drzewo! - sięgnął wzrokiem obok ciała kotki, sięgając buk, wysoki, z nisko ułożonymi gałęziami. Jego ogon drgnął energicznie, chcąc dalej ćwiczyć swoje umiejętności.
Kotka przytaknęła głową. Nie wiedziała w jakim stanie był Sowa, lecz widząc jego zapał pozwoliła mu dokończyć powierzone mu zadanie wspinania się na drzewo. Błysk determinacji przeszedł przez jego zielonkawe oczy, gdy ten tym razem odważnie podszedł do buku; czuł się jednak osłabiony, z dalej niepewną siłą w łapach. Omdlenie było dla niego wyczerpujące i wysysające z sił. Nie przejął się tym, wskoczył ponownie na drzewo i spokojnymi, kontrolującymi ruchami, zaczął wdrapywać się na drzewo. Pazury zaczepiały się idealnie w zagłębienia, a smukłe, osłabione ciało traciło na sile z każdym kolejnym krokiem. W końcu i ten nie wytrzymał, zeskakując niżej. Wciąż nie zdołał wdrapać się na najniższą gałąź.
- Przepraszam! Nie wiem co się ze mną dzieje! Czuje się słaby i chce mi się pić, ale tak strasznie! Zaraz chyba znowu zemdleje - jego łapy znów zadrżały. Mroczna Wizja wyglądała na niespokojną i spanikowaną. Podparła go i razem ruszyli w kierunku obozu.
***
Dotarli do obozu tuż w południe, gdy słońce było w zenicie. Liliowy kocur opadał z sił i ledwo co stawiał kroki. Na szczęście była z nim jego mentorka. Czarna kotka przez całą drogę była przy Sowiej Łapie i wspomagała go z dojściem do legowiska medyka. Sowe ogarnęła lekka rozpacz, nie wiedział, jak zareaguje jego mentorka na wieści. Być może jest chory? Co, jeśli przerwą trening?
- Przepraszam, Mroczna Wizjo, to moja wina… jutro będzie lepiej, obiecuję! Postaram się - mruknął bezsilnie, jakby on sam tracił nadzieję w siebie. Widział, jak Mroczna Wizja chce coś powiedzieć, ale szybko stłamsił jej tą możliwość głos medyczki.
- Co się stało? - zapytała rozdrażniona. Machnęła końcówką ogona i zerknęła na osłabionego Sowią Łapę.
- Mój uczeń zemdlał dziś na treningu, jest osłabiony, nie wiem, co mu jest. - syknęła. Kocurek mógł jednak usłyszeć pewne rozdrażnienie w głosie kotki, które mówił, że być może czarna mentorka martwiła się o liliowego kocura.
Medyczka obejrzała go oceniającym wzrokiem i coś pomruczała pod nosem. Zmrużyła oczy i obejrzała na Sowę jeszcze raz. Zadała mu kilka pytań i od razu wiedziała, co mu jest.
- Jest odwodniony i potrzebuje odpoczynku. - wymruczała z lekkim sarkastycznym akcentem i podała kocurkowi mokry mech. - Niech odpoczywa cały dzisiejszy dzień, jutro może wrócić do treningu - powiedziała.
Sowa nie mógł przeoczyć rozczarowania w oczach swojej mentorki, opuścił posłusznie głowę i sam, bez pomocy kotki, udał się do legowiska uczniów, by przespać się i być gotowym na następny dzień. Na następny trening, który będzie męczący, ale będzie przeprowadzony wraz z Mroczną Wizją.
Wyleczony: Sowia Łapa
<Mroczna Wizjo?>
[1009 słów + wspinaczka na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz