Wzdrygnęła się na odgłos tłuczonego szkła, odskakując do tyłu i kładąc po sobie uszy. Czarna ziemia rozsypała się po wypolerowanym, jasnym parkiecie. Dopiero po chwili podniosła wzrok na postać brata, która zawisła w objęciach okna. Zamrugała parę razy. W środku został tylko zadek wraz z szamoczącymi się, srebrnymi łapkami. Po drugiej stronie szyby widziała jego równie zaskoczony pyszczek, na który powoli zaczęła wstępować panika.
— Leto? — pisnęła, decydując się na podejście bliżej. Uważnie wyminęła kawałki szkła — Wszystko dobrze?
Gdzieś z tyłu domostwa zaczęły dobiegać głosy i szybkie kroki. Po chwili namysłu wskoczyła na parapet bliżej Leta, przyciskając mordkę do szkła.
— Nic nie jest dobrze! Oh, jaka tragedia — miauknął — co ja teraz pocznę? Okiennica mnie więzi!
Szarpnął się gorączkowo, zawzięcie próbując zaprzeć tylne łapy o cokolwiek. Żadne z rodzeństwa nie zauważyło, że wcześniej nie poruszająca się sylwetka Peoni nagle nabrała życia. Obudzona trzaskiem doniczki kocica przeciągnęła się, po chwili wbijając wzrok w komiczny widok - Leto, zwisającego spomiędzy okna a framugi, oraz Wisterii, z przerażeniem w oczach próbującej złapać brata, stojąc na tylnych łapach.
Zza dwójki rodzeństwa rozległ się donośny, zawiedziony głos. Futro na karku stanęło im dęba, a ruda nerwowo odwróciła głowę. Młodszy dwunożny z nieodgadnioną miną na łysej mordce stał przed miejscem katastrofy. Już moment później jego długie łapy złapały jej brata w pasie, uważnie wyrywając go z okiennych objęć. Z jego pyska wypływały niezrozumiałe dla nich lamenty, podczas gdy kremowy kocur w jego rękach szarpał się na wszystkie strony.
— Mamoo! — miauczał — Nie pozwalają mi ratować mamy!
Bengalka wyjrzała za okno, wymykając się próbom złapania przez drugą dwunożną, która dołączyła do całej akcji.
— Mama wstała! — zawołała — Wskrzesiliśmy ją! Oh Leto, jesteś geniuszem!
Jej brat zastygł w ramionach dwunoga, a na jego pysk wstąpił szeroki uśmiech.
— Naprawdę? Mówisz najszczerszą prawdę?
— Tak!
Teraz to ona została poderwana nad ziemię; pisnęła zaskoczona na łapy dwunożnej, które owinęły się wokół jej pasa.
— Toż to cud!
— Siostrzyczko? — zatroskane spojrzenie brata napotkało jej chabrowe oczęta — Co się stało, panienko?
Jej bródka zadrżała.
— Zabrali mnie do białofutrego rycerza — miauknęła, prędko wymyślając nazwę dla strasznego osobnika — Wyobrażasz to sobie? Wyrwali mnie z objęć ojca, tacy idealni wcześniej, zdradzili nasze zaufanie... Pozostawili na wysokim stole, pod bladym światłem; w istocie, nadal czuję jego brudne łapy na sobie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz