- Ja... - zająknęła się. Była zła. Chyba. Ale nie wiedziała dlaczego. Bo Topola był nierudy? Chciała to powiedzieć, ale uznała że chyba jednak nie o to chodzi.
- Ukradłeś...królika...ja...ten... - próbowała się jeszcze uratować, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.
Tak właściwie to czemu. Po co to wszystko? Czemu żyła z tymi wszystkimi emocjami w sobie, nie mogąc nic z nimi zrobić? Bo nikomu nie można było zaufać? Może... Czemu nie martwiła się śmiercią Aksamitki? Jej rodzonej siostry z jednego miotu? Bo była słabą konkurencją? Porażką? Tak zawsze myślała. Tak. Była konkurencją. Konkurencją o miłość. Miłość której nigdy nie dostała. Nie od Płomyka. Jej ojciec, autorytet, tylko stał tam zawsze. Poniżał ją. Zawsze czekała aż wreszcie będzie godna. Minęło już dużo księżyców, była już prawie dorosła. Widziała szczęśliwe rodziny spędzające ze sobą czas, śmiejące się. Uważała ich za głupców. Dla niej rodzeństwo to zawsze była tylko konkurencja. Żeby dostać to czego tak bardzo pragnęła. Nie zorientowała się kiedy czarno-biały położył ogon na jej barku, a z jej płomienistych oczu zaczęły wypływać łzy.
- Spokojnie...
Nagle spojrzała na niego z wściekłością. Nic nie rozumiał! Był tylko głupim, nierudym plebsem! Nie rozumiał co ona musiała przeżywać. Miał swoją własną szczęśliwą rodzinę, tam w Owocowym Lesie. Pokręciła głową, po czym spojrzała na niego.
- Czemu ty w ogóle się mną przejmujesz? Czego ty chcesz? - mówiła to, śmiejąc się przy tym z bólem.
I odwróciła się by wrócić do obozu. Zapomniała już o króliku. Niech sobie go ma.
- Pomóc ci?
Zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, rozpędziła się, wybiegła po ścianie i przygwoździła go do ziemi, jedną łapę kładąc mu na piersi, a drugą trzymając w powietrzu, w gotowości do zadania ciosu.
- Uciekaj. Jak będziesz ciągle próbował mnie ratować to w końcu stanie ci się coś przykrego. Poza tym ja nie potrzebuję ratunku.
- Spokojnie...
Nagle spojrzała na niego z wściekłością. Nic nie rozumiał! Był tylko głupim, nierudym plebsem! Nie rozumiał co ona musiała przeżywać. Miał swoją własną szczęśliwą rodzinę, tam w Owocowym Lesie. Pokręciła głową, po czym spojrzała na niego.
- Czemu ty w ogóle się mną przejmujesz? Czego ty chcesz? - mówiła to, śmiejąc się przy tym z bólem.
I odwróciła się by wrócić do obozu. Zapomniała już o króliku. Niech sobie go ma.
***
Była już dorosła. Szept nie interesował się jej treningiem. Nie żeby cokolwiek się zmieniło. Natomiast ona nie interesowała się nim. Coraz częściej wychodziła na treningi sama lub po prostu nie wracała z mentorem do obozu. Musiała się szybko mianować, żeby nie być porażką tak jak Szafirkowa Łapa czy... Aksamitka. Na myśl o siostrze zakuło ją w sercu przez co warknęła cicho. Była właśnie przy wyjściu z tunelu na terenie Klanu Burzy. Nauczyła się już gdzie są niektóre wejścia i od biedy dałaby radę się z nich wydostać. Chyba. Dlatego nie zapuszczała się głęboko. Tylko przy wejściu. Ćwiczyła właśnie walkę w tunelach. Próbowała wyrobić sobie technikę, co było trudne w pojedynkę. Jednak jak była przekonana wszystko trzeba było robić samemu. Manewrowała. Skok, unik w lewo, cios i przewrócenie przeciwnika. Stanęła. Zmęczyła się. Będzie musiała znaleźć sobie jakiegoś partnera do treningów. Tylko gdzie tu szukać? Wyszła z tunelu. Znalazła się w dziurze, z której kiedyś musiał ją wyciągać Owocniak. Dyszała ciężko, zmęczona treningiem. Dziwnym trafem zobaczyła znowu głowę Topoli nad dziurą.- Pomóc ci?
Zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, rozpędziła się, wybiegła po ścianie i przygwoździła go do ziemi, jedną łapę kładąc mu na piersi, a drugą trzymając w powietrzu, w gotowości do zadania ciosu.
- Uciekaj. Jak będziesz ciągle próbował mnie ratować to w końcu stanie ci się coś przykrego. Poza tym ja nie potrzebuję ratunku.
<Topola?>
[485 słów + walka w tunelach]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz