- Przepiórko, jesteś gotowa? - Sówka z całą resztą czekali już na mnie przed wyjściem z obozu.
- Tak, już idę - mruknęłam, wyłaniając głowę z legowiska wojowników. - Przepraszam, jeżeli długo czekaliście.
- Nie, nie, chodź. Dziś wybieramy się na tereny niczyje.
- Dobrze, Sówko... Jak myślisz, co stało się z Porankiem i jego rodzeństwem, no i oczywiście z Murmur.
- Uhm, no, wiesz. Myślę, że na pewno mieli jakiś powód, żeby odejść, i...
- Przepiórko, Sówko, macie zamiar tak gadać cały dzień, czy możemy iść? - Czereśnia spojrzał na mnie wzrokiem, który dał mi do zrozumienia, że lepiej było się pospieszyć.
- Taak, powinniśmy już iść.
Kiedy już wysunęłyśmy się na przód z czekoladową, szepnęłam w jej stronę.
- Czereśnia zachowuje się tak, jakby prowadził ten patrol.
- Racja. Przepraszam Przepiórko, potem porozmawiamy.
Nasz patrol jak zwykle składał się z Czereśni, Sówki, Jeżyny, no i oczywiście mnie. Dziś nie chciałam pokazać innym, jak bardzo stresuje mnie ten patrol, ponieważ wybieramy się za tereny Owocowego Lasu. Rozmowa z Sówką mnie uspokajała. W zasadzie zaczęłam ją lubić. Tak à propos lubienia. Stwierdziłam, że dziś porozmawiam z Jeżyną, i przeproszę ją za moje ostatnie zachowanie podczas spotkania. Kiedy zapytała się mnie, czy wszystko w porządku, stałam sparaliżowana przez kilka uderzeń serca, po czym bez słowa wybiegłam z legowiska medyka. Powoli przysunęłam się do kotki, i nie odważając się spojrzeć jej w oczy, po prostu wybełkotałam to, co cisnęło mi się na pyszczek.
- Jeżyno bardzo cię przepraszam za ostatnią sytuację, po prostu nie umiem nawiązywać kontaktów i nie wiedziałam, co powiedzieć, w ogóle nie wiem, co się wtedy ze mną stało, przepraszam...
Odważyłam się spojrzeć na kotkę, a ona otuliła mnie ciepłym wzrokiem.
- Nic się nie stało... Rozumiem, nie musisz przepraszać! Jeżeli chcesz, to mogłybyśmy porozmawiać! Chętnie bym się z tobą zaprzyjaźniła.
- N-naprawdę? No... Bo wiesz, tak średnio mi to idzie... - mruknęłam w stronę zwiadowczyni.
- Tak! Wydajesz się miła, więc wiesz- Nie widzę problemu - zaczęła, przesuwając się kawałek bliżej mnie. - Hmm, może... Jaki jest twój ulubiony kolor? Albo pora roku?
- O-okej, no to mój ulubiony kolor to pomarańczowy, a pora roku to Opadających Liści, a twoje? - mruknęłam już luźniej.
Podobało mi się jej towarzystwo, w zasadzie spodziewałam się czegoś gorszego. Kotka już otworzyła pyszczek, żeby mi odpowiedzieć, ale przerwała jej przywódczyni patrolu.
- Moje ulubione kolory to fiolet i pomarańcz, a pora to Nowych Liści.
- Tak w zasadzie, to ja lubię każdą porę roku, nie do końca umiem wybrać, ale chyba jednak przeważa Opadających Liści, bo wtedy jest tak pięknie i kolorowo, no, i jeszcze czasem jest ciepło, ale nie za ciepło. A, powiedz, co myślisz o tym, co stało się Gęgawie? Teraz, to trochę się boję chodzić sama...
- Dobra, słuchajcie. Wychodzimy z terenu Owocowego Lasu, teraz trzeba się skupić, ponieważ to nie nasz teren, i mogą tu być jacyś samotnicy.
- Dobrze Sówko - mruknęłam, po czym przeprosiłam zwiadowczynię, i zaczęłam szukać ciała swojego taty.
Idąc w ciszy obok Jeżyny, poczułam smród, ale jeszcze nie mogłam wyczuć, od czego może to być.
- Fuj, też to czujecie? Trochę jak...
Moja nowa przyjaciółka cofnęła się na widok mazi o dwa kroki i skrzywiła pyszczek w grymasie.
- Ohyda. Ktoś zostawił tu niezjedzoną zwierzynę czy co?
Przywódczyni patrolu po chwili zabrała głos.
- Może, w końcu to tereny niczyje, może ktoś tu po prostu przenocował i nie zabrał posiłku?
Figa podeszła bliżej i jęknęła.
- Fuuu, ale smród. - Jednak uśmiechała się, więc nie za bardzo wiedziałam, co o tym sądzić.
Czereśnia, który wcześniej tylko obserwował, teraz podszedł bliżej, zauważył.
- Jest to dosyć spore. - Po czym odwrócił wzrok.
- Czy tylko ja uważam, że ma to związek z Przebiśniegiem? Zresztą można tu wyczuć jego bardzo słaby zapach. Pewnie wcześniej go nie wyczuliśmy przez to coś. Mruknęłam, wskazując na wymiociny.
Moja kompania zabrała głos zaraz po mnie.
- Nie mam pojęcia, przez ten ostry zapach nic nie czuję. Może? W końcu coś znaleźliśmy, nie zaszkodzi rozejrzeć się dalej...
- Myślę, że to najlepszy pomysł. Może znajdziemy coś w okolicy.
Kiedy ruszyliśmy dalej w ciszy, Figa ją przerwała i patrząc na Czereśnie, spytała.
- Kogo obstawiasz? Myślisz, że to byłoby związane z Przebiśniegiem? Wątpię, żeby wymiociny wytrzymały tyle czasu...
- Uważam, że najprawdopodobniej każde znalezisko ma z nim związek. W końcu, zanim nie zniknęło jego ciało, nic nadzwyczajnego nie pojawiało się na naszych terenach. - Przerwał, wyprostował się i przeleciał wzrokiem po wszystkich uczestnikach patrolu. - Jednak nie sądzę, żeby tamte konkretne wymiociny były złożone... Z niego. Tak jak mówisz, minęło już dużo czasu, a ta papka pachnęła bardzo intensywnie.
Posmutniałam, ponieważ bardzo chciałam pożegnać się z tatą w przyzwoity sposób, zobaczyć jego ciało chociaż jeszcze raz... Nie miałam już ani trochę ochoty kontynuować tego „spacerku”.
- Myślę... myślę, że możemy już wracać... Dziś nie znajdziemy już nic specjalnego... Przynajmniej w tej okolicy - mruknęłam trochę do Sówki, a trochę do siebie. - Co wy na to?
Jeżyna kiwnęła głową na zgodę, i dodała, posyłając mi uśmiech, co trochę poprawiło mi nastrój.
- Może następnym razem bardziej nam się poszczęści... Może znajdziemy coś lepszego, niż śmierdzące wymioty.
- Miejmy taką nadzieję... - mruknęłam Sówka, po czym wszyscy skierowaliśmy się z powrotem w stronę obozu.
<Moja nowa przyjaciółko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz