Porą Zielonych Liści
Po raz kolejny zawędrowała w okolice Zrujnowanego Mostu. Podobało się jej to miejsce - nie miała pojęcia, co za tym stało, ale to tam czuła, że może się odprężyć i w końcu być sobą. Emanowało spokojem, jakąś taką otwartością, która nakłaniała do pozostania tam. Nie pomijając też oczywiście faktu, że samo w sobie było piękne. Flora nadwodna nieraz ją zachwycała, było jej niekiedy ciężko oderwać wzrok.Dziś jednak było coś nie tak.
W powietrzu unosiła się ledwo wyczuwalna woń palonej gumy, dymu i jakiegoś podgniłego owocu. Unosiła się na wietrze, z każdym silniejszym podmuchem przybierając na mocy. Zmierzchająca Zatoka z niepokojem wciągała ją w swoje nozdrza, mając nadzieję, że ta nieznana woń nie jest zapowiedzią kłopotów. Pierwszy raz natknęła się na ten nieznany jej zapach, było to dla niej więc dość zadziwiające. Jednak nie powiedziałaby, że ją to przeraziło… Bardziej zaintygowało i wzbudziło zainteresowanie. Tym więc sposobem ten wręcz błahy element otoczenia przyciągnął prawie całą jej uwagę.
Posmakowała powietrza, próbując określić, gdzie znajdował się tak wonny przedmiot, którego poszukiwała. Jednak odpowiedź jej zmysłów nie była jednoznaczna. Wiedziała jedynie, że powinna skierować się w lewo.
Poszła więc w tamtym kierunku, kierując się praktycznie tylko węchem i co jakiś czas w niepewności spoglądając za siebie. Im dalej szła, tym woń robiła się coraz intensywniejsza i wyraźna, aż w końcu całkowicie ją otoczyła. Nie wiedziała jednak, czego się spodziewać.
Nad brzegiem siedział skulony kot. Pod jego skórą wyraźnie rysowały się żebra, sierść była brudna i posklejana. Był straszliwie zaniedbany, wyglądał, jak gdyby nie miał nawet czasu na poranną higienę.
Przezwyciężyła jednak strach i raźnym krokiem zbliżyła się ku niemu.
– Co tu robisz? – zagaiła, stojąc jednak dalej w pewnej odległości od kocura. - Zgubiłeś się?
Gdy jej dźwięczny głos dotarł do jego uszu, przestraszony podskoczył. Nie miała zamiaru go zaskoczyć… Jednak jej wysiłek utrzymania spokojnego i ufnego głosu jej nie wyszedł, ponieważ tamten zaczął cofać się na ślepo w mieliźnie. Woda wokół niego zaczęła unosić pyłki spływające z jego futra.
– Jesteś głodny? – rzuciła jeszcze jedno pytanie, nie poddając się zbyt prędko.
Jednak tym razem jej słowa dały jakikolwiek efekt. Kocur w końcu się zatrzymał, jednak najwyraźniej dalej nie miał ochoty się zbliżać.
Był to kolejny krok w przód, nie zamierzała więc rezygnować. Na chwilę spuściła wzrok z przybysza i zgrabnym ruchem wyrzuciła na brzeg z wody okonia. Nie mogła udawać, że nie widziała, jak zaświeciły mu się oczy - pozostał jednak dalej w swych postanowieniach i nie ruszył się ani o cal.
Ciekawa reakcji kocura rzuciła w jego stronę rybę. Nie spodziewała się niczego wielkiego i także nie otrzymała. Dymny począł uważnie się jej przyglądać i nie spuszczając z niej wzroku ugryzł niewielki kawałek mięsa. Widząc, że nie napotkała go żadna gniewna reakcja, chwycił okonia w pysk i zanim zdążyła za nim wrzasnąć, pędem uciekł w siną dal.
I tyle go widziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz