— Hmmm, nie wiem tak szczerze! Co powiesz na... — i tu przerwałem na chwile, by się zastanowić, nie chciałem palnąć czegoś głupiego — Na pogorzelisko sobie pójść to nie jest dobry pomysł, więc co powiesz na to, by sobie pójść na plaże? Tak wiesz, moglibyśmy pootwierać kraby!
— Tak jestem za! To dobry pomysł! — miauknęła krótko, po czym ruszyła kłusem w stronę plaży.
— Dobrze! — Po tym zdaniu zacząłem za nią iść szybszym krokiem.
Powoli szliśmy wokoło traw. Zimno delikatnie dokuczało nam obojgu. Czekoladowa szła równym tempem. Nie oglądała się, nie rozmawialiśmy. Nie przeszkadzało mi to. Fakt, byłem gadułą. Taka moja natura. Ale lubiłem podziwiać krajobraz. Także oglądałem się na boki, a to w lewo, a to prawo. Szkoda mi było, że nie zobaczę wszystkiego. Chciałbym zobaczyć każdy skrawek trawy, każdy liść przywiany przez chłodny wiatr. Ale brak oka i to, że nie mam paru łbów, nie pomagało. Oddychałem spokojnie oraz głęboko. Zimne powietrze było jak zioła na ranny. Lubiłem je, przyjemnie było być poza obozem w taką pogodę. Przynajmniej do czasu, gdy nie zaczyna robić ci się zimno. Niedługo mogliśmy zobaczyć plaże. Spowijała ją delikatna mgiełka. Sprawiała, że widok był nieco bielszy, niż powinien być. Szum fal był znakomicie słyszalny. Cieszyłem się, że znów trafiłem na plaże. Czekoladowa dotarła na plażę jako pierwsza. Szybko wbiegła w piasek i zaczęła się w nim tarzać. Śmiała się pod nosem. Było to dosyć miłe tak widzieć, że ktoś lubi tarzać się w piachu. Ewidentnie skoro tak to lubiła, musiałem tego spróbować. Piasek przecież tak fajnie łaskocze poduszki łap. Gdy dogoniła mnie, wstała i otrzepała się, piasek chyba wylądował trochę na mnie. Cóż, potem się tym zmartwię, jak będę się mył. Kotka w końcu rzekła, przyznając mi się do czegoś:
— To czas na polowanie! Powiem ci, że nie przepadam za krabami. Nigdy nie próbowałam, ale sam ich wygląd mnie odstrasza. — powiedziała kotka. Zdziwiło mnie to nieco, w końcu one wyglądają jak jakieś bardzo nieudane pająki!
— Ej, a przypadkiem w Porze Opadających Liści nie ma krabów? — przypominałem sobie nagle. Poczułem wstyd, okropny. To było dosyć żałosne, że się tak pomyliłem. Jako uczeń, niedługo wojownik, powinienem wiedzieć to wszystko. Nie zapominać o tym.
— Wiesz, nie jestem pewna. Moja mentorka nic o tym nie wspominała. — rzekła. Byłem zszokowany, jak jej mentorka nie powiedziała jej nic o krabach? Chociaż mówiła, że nie polowała na nie. Więc może po prostu nie było jeszcze okazji?
— Na Klan Gwiazdy, przepraszam! — powiedziałem i zacząłem się zastanawiać, może zabiorę ją gdzieś indziej? — To umm.. gdzie idziemy?
— Spokojnie, to nie twoja wina! Uważam, że możemy pójść do lasu. Jest tutaj wyżej. Zapolujemy na myszy lub coś. Albo... możemy... się pobawić! — miauknęła, po czym wskoczyła do wody. Zamoczyła łapy i zaczęła w niej skakać, rozchlapywać na boki. Byłem zdziwiony, że nie bolą jej z zimna łapy.
— Pietruszkowa Łapo? A ty się nie przeziębisz jak będziesz w wodzie skakać? Pewnie jest zimna — Zmartwiłem się. Czy ona nie była niedawno chora?
— Może i jest zimna! Ale w towarzystwie aż chce się bawić! A lubię wodę, jest ciekawa! — oznajmiłam mi kotka. Wyskoczyła na plaże i otrzepała futro. — A ty kiedyś wchodziłeś do wody? — zapytała
— Tak, moczenie łap jest nawet fajne, ale... Dobra ,wchodzę! — chciałem już ją prosić, by wyszła, ale nie chciałem być niemiły. Dlatego postanowiłem wejść. Rozpędziłem się i skoczyłem do wody. Nie jakoś głęboko, ale rozchlapało się na kotkę
Czekoladowa wróciła do wody. Miałem nadzieję, że się nie przeziębi. Było mi szkoda widzieć jak takie ładne futro staje się mokre pod wpływem cieczy. Śmiejąc się zaczęła rozchlapywać wodę na mnie. Zatrząsłem się na kontakt z zimnem.
— Ja ci jeszcze pokaże! — stwierdziłem wojowniczym tonem, po czym zacząłem łapą rozchlapywać wodę na koleżankę.
— Zobaczymy! — miauknęła wyzywająco i skoczyła na mnie. Przewróciliśmy się do wody.
Na szczęście nie naleciała mi do pyska, ale miałem jej trochę w uszach. Od razu podniosła się i śmiała w głos. Wydawało mi się, że jest teraz bardzo dobrym humorze. Miło mi było z tego powodu.
— Hej! Co ty robisz? — powiedziałem wstając i chichocząc. Woda na szczęście szybko wyleciała mi z uszu. Otrzepałem się prędko i wróciłem do ochlapywania kotki.
— Myślę, że staram się utopić mojego kolegę! — zaśmiała się podskakując w wodzie. Przypominała mi wyrzuconą na brzeg rybę. Tylko nie duszącą się, a śmiejącą!
— Aha? To ja utopię ciebie! I zamiast Pietruszkowej Łapy będzie Zatopiona Pietruszka! — odpowiedziałem ze śmiechem. Śmiech był trochę jak zaraźliwa choroba. Na szczęście z tego powodu nie dało się umrzeć lub źle poczuć! Wręcz przeciwnie, czułem się świetnie.
— Nie dasz rady! — miauknęła.
— Że ja nie dam rady? Chyba ty! — Powiedziałem rozchlapując wodę łapami.
Podniosła przednie łapy i uderzyła nimi o taflę wody. Powstała aż mała fala, jednak ona sama wywróciła się. I zmoczyła całe futro. Od razu wyskoczyła na piach i otrzepała się z wody. Po chwili miauknęła:
— Myślę, że można uznać moją wygraną! Możemy iść zapolować. — duma w jej głosie była dobrze słyszalna. Aż nie chciało się jej przygaszać! Miałem wrażenie, że to ja powinienem uznać to za moją wygraną, ale chyba powinienem zostawić to tylko dla siebie.
— No myślę, że też tak można uznać! A teraz to może wracajmy, bo jesteś cała mokra, weź się wyliż czy coś, bo jeszcze mi tu zamarzniesz!— powiedziałem, przypominając sobie o zimnie. O mój Klanie Gwiazdy, byłem mokry jak ryba!
Przewróciła oczami
— Hej! Co ty robisz? — powiedziałem wstając i chichocząc. Woda na szczęście szybko wyleciała mi z uszu. Otrzepałem się prędko i wróciłem do ochlapywania kotki.
— Myślę, że staram się utopić mojego kolegę! — zaśmiała się podskakując w wodzie. Przypominała mi wyrzuconą na brzeg rybę. Tylko nie duszącą się, a śmiejącą!
— Aha? To ja utopię ciebie! I zamiast Pietruszkowej Łapy będzie Zatopiona Pietruszka! — odpowiedziałem ze śmiechem. Śmiech był trochę jak zaraźliwa choroba. Na szczęście z tego powodu nie dało się umrzeć lub źle poczuć! Wręcz przeciwnie, czułem się świetnie.
— Nie dasz rady! — miauknęła.
— Że ja nie dam rady? Chyba ty! — Powiedziałem rozchlapując wodę łapami.
Podniosła przednie łapy i uderzyła nimi o taflę wody. Powstała aż mała fala, jednak ona sama wywróciła się. I zmoczyła całe futro. Od razu wyskoczyła na piach i otrzepała się z wody. Po chwili miauknęła:
— Myślę, że można uznać moją wygraną! Możemy iść zapolować. — duma w jej głosie była dobrze słyszalna. Aż nie chciało się jej przygaszać! Miałem wrażenie, że to ja powinienem uznać to za moją wygraną, ale chyba powinienem zostawić to tylko dla siebie.
— No myślę, że też tak można uznać! A teraz to może wracajmy, bo jesteś cała mokra, weź się wyliż czy coś, bo jeszcze mi tu zamarzniesz!— powiedziałem, przypominając sobie o zimnie. O mój Klanie Gwiazdy, byłem mokry jak ryba!
Przewróciła oczami
— No dobrze! — powiedziała i wycofała się na trawę. Zaczęła dosyć energicznie się wylizywać. — Ale to męczące! — burknęła nagle i zaczęła się otrzepywać energicznie.
— Pomóc ci? — powiedziałem chichocząc i wychodząc na brzeg. Podszedłem do niej, na trawę i zacząłem się myć.
— Nie! Dam sobie radę i tak to futro nigdy się nie wygładzi, więc może zostać takie szpiczaste. — zaczęła mi wyjaśniać z rozbawieniem w głosie, po czym wróciła do mycia
— No, dobrze, że sobie radzisz. Może już wracajmy do obozu? Bo jest mi trochę zimno... — zaproponowałem między liźnięciami. Byłem nieco zmartwiony temperaturą.
— Jasne! Słońce już pomału zachodzi, a obawiam się, że Melodyjny Trel będzie chciała mnie jeszcze zabrać na nocny trening.... — miauknęła z przerażeniem, po czym skierowała się ku obozowi.
— Raczej w nocy cię nie zabierze, ale w każdym razie, wracajmy! — powiedziałem i zacząłem iść.
Szliśmy krok w krok, bez słowa. Szliśmy dosyć szybkim krokiem z powodu zimna. Nie chciałem zamarznąć. Nie zwracałem już uwagi na otoczenie. Wkrótce dotarliśmy do obozu. Gdy weszliśmy do jaskini, brązowa spojrzała na mnie:
— No to chyba się rozdzielamy, chce odwiedzić tatę i odpocząć. — wyjaśniła mi kotka..
— Dobrze, do widzenia. Miłego dnia i tak dalej! — powiedziałem, chcąc życzyć jej jak najlepiej, po czym oddaliłem się ku legowisku uczniów, mając nadzieję na więcej rozmów z Pietruszkową Łapą.
— Pomóc ci? — powiedziałem chichocząc i wychodząc na brzeg. Podszedłem do niej, na trawę i zacząłem się myć.
— Nie! Dam sobie radę i tak to futro nigdy się nie wygładzi, więc może zostać takie szpiczaste. — zaczęła mi wyjaśniać z rozbawieniem w głosie, po czym wróciła do mycia
— No, dobrze, że sobie radzisz. Może już wracajmy do obozu? Bo jest mi trochę zimno... — zaproponowałem między liźnięciami. Byłem nieco zmartwiony temperaturą.
— Jasne! Słońce już pomału zachodzi, a obawiam się, że Melodyjny Trel będzie chciała mnie jeszcze zabrać na nocny trening.... — miauknęła z przerażeniem, po czym skierowała się ku obozowi.
— Raczej w nocy cię nie zabierze, ale w każdym razie, wracajmy! — powiedziałem i zacząłem iść.
Szliśmy krok w krok, bez słowa. Szliśmy dosyć szybkim krokiem z powodu zimna. Nie chciałem zamarznąć. Nie zwracałem już uwagi na otoczenie. Wkrótce dotarliśmy do obozu. Gdy weszliśmy do jaskini, brązowa spojrzała na mnie:
— No to chyba się rozdzielamy, chce odwiedzić tatę i odpocząć. — wyjaśniła mi kotka..
— Dobrze, do widzenia. Miłego dnia i tak dalej! — powiedziałem, chcąc życzyć jej jak najlepiej, po czym oddaliłem się ku legowisku uczniów, mając nadzieję na więcej rozmów z Pietruszkową Łapą.
<Pietruszkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz