Szło sobie wesoło przez polankę. Słonko świeciło, chmurki po niebie sobie pływały. A kwiatki ślicznie śpiewały! Bagietka było takie zadowolone. Mamusia również. Uśmiechała się do nich pogodnie, a jej brązowe oczka w końcu zostały wyczyszczone i lśniły jasnym żółtym kolorem niczym słoneczko na niebie.
— Mewia Łapo!
Pysiu trochę się zmarszczył. Wystawiło język.
— Nie lubię tego imienia. — jęknęło obrażone.
— Mewia Łapo! — matka się darła na nich.
Nieco przestraszone i trochę podkulone schowało ogonek pod brzusio.
— Mewia Łapo!
Otworzyło oczka oszołomione. Pysk Kijanki znajdował się nad nimi. Zdawał się być zmęczony. Zamrugało zdezorientowane tym wszystkim. Braciak odsunął się i usiadł obok nich, chyba zadowolony z efektów z swojego wysiłku.
— W końcu... — wydyszał.
Bagietka niechętnie zwlekło się z posłania.
— Mama już na ciebie czeka. — poinformował ich drugi brat co już wychodził. — Pospiesz się.
Młode uczniowskie kocie ziewnęło, wciąż będąc mentalnie w swoim śnie. Przetarło łapką zaspane ślepka. Chłód uderzył ich zaraz gdy przekroczyli próg schronienia. Jejku jak zimno. Nieprzyjemnie. Białe coś lepiło się do łapek. To chyba był śnieg. Łapka z białym puchem powędrowała w stronę pysia.
— Mewo, nie jedz śniegu. — głos mamy dotarł do ich uszu.
Rozejrzało się wokół. Kotka stała i czekała na nich.
— Mamo! — pobiegło radośnie w stronę wojowniczki.
Mrucząc, schowało się pod niebieską, i wtuliło w mięciutki brzuch kotki.
— Idealnie. — miauknęło sennie.
Czuło się jakby mogło znów pójść spać. Jednak spanie z mamą było najlepsze.
— Mewo, wstawaj. Musimy iść na trening, to nie czas na to. — kotka wstała, sprawiając, że puchate ciałko znów narażone było na mróz.
Jak ono nie lubiło tych całych treningów.
[ilość słów 255słów]
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz