Barwinkowy Podmuch nie wiedział jak zareagować. To było naprawdę...niespodziewane! Gdyby liliowy mu powiedział, że boli go brzuch nie zaczepiałby go! A teraz stał przy nim jak skończony kretyn, w dodatku mając obrzygane futro. Pomijając smród wymiocin, Barwinek krzywiąc się, rzucił z pretensją:
- Mogłeś powiedzieć, że się źle czujesz!
Ugh, musiał iść to zmyć, najlepiej jeszcze wytarzać się w jakiś stokrotkach, by zamaskować smród żółci z żołądka młodszego.
- Oh, już mi lepiej. - wredny uśmiech pojawił się na pysku liliowego. - Ale ty powinieneś się umyć, wyglądasz okropnie.
Zmarszczył brwi na jego słowa, posyłając mu wkurzone spojrzenie. No ciekawe czyja to wina!
Barwinek prychnął cicho, mimo wszystko nie potrafił mu odpyskować. Bo co mu mógł powiedzieć? Jedynie przyznać rację, czego oczywiście nie zrobi.
Szczawiowy Liść wyminął starszego, wychodząc z obozu. Po chwili odwrócił się przez ramię.
- Idziesz, królowo? - Zapytał.
Pytanie zwróciło uwagę wojownika, na którego wydźwięk aż przebiegł mu dreszcz po plecach. Liliowy chciał, by z nim poszedł gdzieś? Tak po prostu?
Uniósł brew, jednak po sekundzie uznał, że nie ma czym się przejmować, więc kiwnął głową. Ruszył za synem Żywicznej Mordki, bacznie go obserwując. Wydawał mu się taki...nieswój. Może coś go bolało? Dlatego zwymiotował?
Cisnęło mu się na język "dobrze się czujesz?", jednak nie zadał tego pytania. Niby zwyczajne, a jednak postanowił zachować je dla siebie.
Widział jak liliowy słabo stawia kroki. Głowę trzymał niżej niż zazwyczaj, czarnemu wydawało się, iż widział grymas bólu na jego pyszczku. Podjął decyzję szybko, bez żadnego zawahania.
- Wracamy. - Oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Coś ci się pomyliło. - Burknął.
Czarny zacisnął szczęki. Nie będzie mu tu protestował! Idą do medyka i już!
- Idziemy do medyka, ale już. - Powiedział dosadnie.
Liliowy nie ruszył się jednak, więc wojownik podszedł, złapał go za kark, korzystając z jego chwilowej niedyspozycji. Szczawik jednak ani myślał od tak pozwolić większemu na zaciągnięcie go z powrotem do klanu.
- PUSZCZAJ! - Krzyknął jakby mu się krzywda działa. Wyrwał się starszemu, jeżąc futro.
- NIGDY! - Odwarknął, ponownie łapiąc go za luźną skórę.
Po długich chwilach szarpaniny w końcu udało mu się zaciągnąć młodszego do medyka. Posadził go przed zdziwionym Sokolim Skrzydłem. Liliowy posyłał mu raz po raz mordercze spojrzenie, a niebieski medyk patrzy to na brudnego czarnego, to na nadąsanego syna zastępczyni.
- Coś się stało? - Zapytał w końcu.
- Tak, on się stał! Zbadaj go, bo jest chory! - Barwinek zaczął mówić, nim zrobił to Szczawik. - Zwymiotował, więc daj mu coś na brzuch, a ja lecę się umyć.
Posłał medykowi wdzięczne spojrzenie, gdy tamten kiwnął głową. Zostawiając przegranego wojownika we właściwym miejscu, ruszył skocznym wręcz krokiem ku rzece.
Słońce górowało na niebie, gdy czarny wracał znad rzeki. Różnokolorowe liście spadały pod jego łapy, a on je łapał jak gdy był kociakiem. Bawił się tak, aż nie dotarł do wejścia obozu. Był ciekawy, czy Szczawik grzecznie siedzi u medyka, czy może nawiał. Aj, co mu tam! Tylko zajrzy! Nikt go nawet nie zobaczy.
Ruszył ostrożnym krokiem ku legowisku medyków. Zajrzał tam cicho i uważnie. Rozejrzał się, a na dźwięk znajomego głosu poczuł ścisk w żołądku.
- Przyszedłeś mnie podziwiać? - Szczawiowy Liść posłał mu spojrzenie pomarańczowych oczu.
Aaa, no nie! Dostrzegł go, jak to możliwe?! Przecież zachowywał się tak cichutko!
Jednak skoro już się stało, wypadałoby się wybronić.
- Co? Ciebie? Nie ma czego podziwiać! - Miauknął udając, iż go nie ruszają słowa młodszego. - Lepiej leż tam dalej i zdrowiej.
Gdy chciał się taktycznie wycofać, liliowy odezwał się znowu, tym razem głośniej.
- Sokole Skrzydło, powinieneś go zbadać, ślepnie mu się na starość, skoro nie dostrzega mojego piękna. - mruknął wojownik. - Po co zatem przyszedłeś?
Poczuł jak łapy mu drętwieją. Nie był wcale stary! Po prostu dojrzały!
Posłał wojownikowi spojrzenie mówiące "chyba nigdy nie przestaniesz nabijać się z mojego wieku, huh?". Szczerze mówiąc...coraz mniej mu to przeszkadzało.
- Po nic - odwrócił wzrok. Bezwiednie zrobił parę kroków ku liliowemu. - Ale...lepiej się czujesz? Jesteś głodny albo coś?
Posłał mu zmartwione spojrzenie, które nieudolnie starał się ukryć za maską obojętności. Barwinek nie był dobry w ukrywaniu uczuć. Był jak otwarta księga, z której, jeśli chciałeś, mogłeś naprawdę wiele wyczytać.
- Po coś przyjść musiałeś. - mruknął liliowy kocur, mrużąc oczy. - Lepiej się czuje, już nie chce mi się wymiotować i nie boli mnie brzuch. Sokole Skrzydło mówi, że na razie nie powinienem przesadzać z jedzeniem. Nie chciałem na ciebie rzygnąć. - westchnął.
Syn Baraniego Łba słuchał go uważnie, relaksując się. Barwinek zaskoczony jednak szczerością młodszego spojrzał na niego z uniesioną brwią. Jakaś część jego serca chciała usłyszeć przeprosiny, jednak inna mówiła, że tak jest dobrze. Szczawik w końcu prowadził z nim normalną rozmowę...na razie.
- Naprawdę mogłeś mi powiedzieć, że się źle czujesz. To nic złego - mruknął, posyłając wojownikowi zadziorny uśmiech. - Ha, aż tak boisz się Sokolego Skrzydła? Przecież bym Cię obronił, Szczawiczku!
Czuł jak jego humor się poprawia Tak, nie ma to jak trochę żartów pod adresem wojownika!
- Pff, ja się nie boję nikogo ani niczego. Chociaż walkę staruszków bym obejrzał. - uśmiechnął się złośliwie. Po chwili jednak na nowo przybrał poważny wyraz pyska. - Rywalowi się nie mówi o swoim zdrowiu. Jeszcze byś się ze mnie naśmiewał, to ostatnie czego wtedy potrzebowałem.
Uśmiech zniknął z pyszczka czarnego. Dlaczego...dlaczego on myślał w ten sposób? Czy naprawdę nie poznał go wystarczająco?
Barwinek zmarszczył śmiesznie brwi, posyłając mu spojrzenie błękitnych oczu. Uśmiechnął się lekko, siadając obok młodszego, ogonem pozwalając sobie niemalże dotknąć liliowego futra.
- Myślałem, że na tyle mnie już znasz. - zaczął czarny. - nie naśmiewałbym się, tylko bym zaciągnął do medyka. Nie chciałem przecież, żebyś mi padł.
Słowa opuściły jego usta nim zdążył je przemyśleć. Teraz jednak było już za późno na cofnięcie ich, dlatego siedział nieco spięty, czekając na jego reakcję. Tylko...czemu on się tak stresował? Przecież to kot jak każdy inny! Nie ma czym! Ale właściwie czemu powiedział do niego coś tak ckliwego? Jeszcze pomyśli, że mu zależy na ich...właśnie, czym? Przyjaźnią tego by nie nazwał, ale może...relacji? Mimo wszystko dobrze mu było w towarzystwie wojownika, chętnie go zaczepiał i się sprzeczał, nawet jeśli czasem było mu przykro. Ah, i nie zapominając o ich pierwszym spotkaniu, po którym dostał porządny łomot od Berberys. Cóż, może kotka myślała, iż po tym przestanie się kręcić wokół jej syna? Ha, pomyliła się! Czarny czuł dziwną chęć, by ciągle do niego wracać i nie przeszkadzało mu, iż mógłby go tym denerwować.
- Ja... - zaczął, więc czarny zwrócił na niego swoją uwagę. Ich spojrzenia się spotkały, i przez dłuższy mierzyli się nimi.
Pomarańczowe oczy w przyjemny sposób otuliły swoim spojrzeniem Barwinka, ich odcień przywodził mu na myśl zachody słońca, które przecież są piękne i miłe. Nie zastanawiał się nawet, iż czas płynął, a oni dalej wgapiali się w siebie nawzajem. Po chwili jednak Szczawik przerwał miłą ciszę pomiędzy nimi, a Barwinek z malutkim uśmiechem nadstawił uszu.
-...poradziłbym sobie sam. Ale dzięki, czy coś, królowo. - Dopowiedział, a słowem "dzięki" wywołując przyjemne, dotąd nieznane starszemu uczucie. Puścił mimo uszu przezwisko nadane mu przez młodszego. A co mu tam, bycie królową jest spoko, mogłeś leżeć cały dzień, a jeśli twoje dzieci by uciekły poza żłobek, zwalisz na zmęczenie.
Zmrużył oczy w szerokim uśmiechu, którym obdarował Szczawiowego Liścia.
- Nie ma za co - puścił mu oczko, odwracając się, by wyjść na zewnątrz.
Chętnie zostałby z wojownikiem, jednak poczuł w żołądku uczucie głodu. A może przyniósłby liliowemu coś do jedzenia? Ale czy nie wywoła tym kolejnych wymiotów? To może wody? Tak, czarny przyniesie mu nieco mchu z wodą, a potem skoczy na polowanie, świetna myśl!
<Szczawiczku?💜>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Awww <3
OdpowiedzUsuń