Mamusia mówiła, że nastała Pora Opadających Liści. Nie pozwoliła im wychodzić, byli według niej zbyt mali. Żałował. Naprawdę chciałby zobaczyć co kryje się po drugiej stronie! Fuknął pod noskiem, wtulając się bardziej w ciepłe futro królowej. Brzoskwiniowa Bryza liznęła go w czubek głowy. Zamruczał, dziękując jej tym gestem.
Mały mieszkaniec Klanu Nocy, nie mógł jednak zbyt długo leżakować. To było zbyt nudne. Zwłaszcza, że był najedzony i wyspany! Kaczorek powoli wstał na łapki, wywalając się przy okazji. Były zbyt miękkie, by utrzymać jego kocięce ciałko. Musiał się lepiej nauczyć z nich korzystać. Maluch powoli, łapka za łapką, ruszył w stronę szyszki. Zabawka zdobiła ich mchowe posłanie. Zaczął się nią z zadowoleniem bawić, popychając z jednej strony na drugą.
Nagły szelest zwrócił jego uwagę. Odwrócił pośpiesznie główkę w stronę świetlistego tunelu, zostawiając swoją zabawkę. Coś się tam ruszyło! Może kolejni goście? Albo starsze kociaki wróciły do żłobka? Ciekawość rudego kocurka, nakazała mu od razu to sprawdzić. Potykając się ruszył przez kociarnię bliżej wyjścia. Zatrzymał się jednak równie szybko, co wyruszył na swoją misję. Do wnętrza jego ciepłego, pachnącego mlekiem i bezpiecznego domku, wszedł jakiś kocur. W pysku trzymał ogromną rybą! Ciekawe skąd taką wziął? Kocurek zmrużył ślepka w zastanowieniu. Widząc, jak kocur próbuje odłożyć rybę, zapewne chcąc się do niego odezwać, szybko czmychnął w stronę mamy. Schował się za Brzoskwiniową Bryzą. Nie znał tego pana. Znaczy zapach był mocny i znajomy. Na pewno już go kiedyś czuł. Czyli musiał nie raz odwiedził jego rodzinę.
Przebiegł wzrokiem po sylwetce kocura. Był duży! O wiele większy niż mama! Czekoladowa pręgowana sierść z bielą, nie przypominała jednak sierści Brzoskwiniowej Bryzy. Niebieskie, pogodne oczy zatrzymały się na nim. Kocur uśmiechnął się w jego kierunku, zanim odłożył przed mamą przyniesiony prezent. Wow, Kaczorek też miał niebieskie oczy! Znaczy tak mówiła mama, a ona nie kłamała. Kocurek powoli opuścił swoją kryjówkę, nie chcąc budzić rodzeństwa. Spojrzał na chwilę na kocura, zanim wziął głęboki wdech.
- Ić stond! To muj slobek! - pisnął.
O tak, był bardzo groźny! Widząc zaskoczenie w ślepiach wojownika, tylko bardziej się nakręcił. Machnął ogonkiem, zjeżył sierść i tupnął łapką. Czuł się jak prawdziwy wojownik!
- Kaczorku, to twój tata. - miauknęła Brzoskwiniowa Bryza, z uśmiechem na pysku. Przyciągnęła kocurka do siebie, wygładzając jego napuszone futerko.
Rudy otworzył pyszczek z zaskoczenia. Tata? Tatuś? Mama mówiła, że ich wkrótce odwiedzi. Teraz było to wkrótce? A czemu wkrótce nie było wczoraj? A może przespał wizytę taty? O nie. Było tyle pytań! Jeszcze tylu rzeczy nie rozumiał. Kociak przeniósł wzrok na tatę, lustrując go uważnym wzrokiem. Chyba nazywał się Jesionowy Wicher.
Powoli potuptał w jego kierunku, nabierając tak znanej mu pewności siebie. Brzoskwiniowa Bryza obserwowała go na wszelki wypadek, żeby nie wpadł mu jakiś psotny pomysł do głowy. Musiał unieść pyszczek, od czego zakręciło mu się w głowie, żeby spojrzeć na tatę. Znowu wziął głęboki wdech.
- Tatuś! - pisnął, wtulając się w jego futro. Badał tym samym, czy jest równie przyjemne w dotyku, co to mamusi. Nie było może tak gęste, ale dało się przytulić. Otarł się o jego łapę, bo to było jedyne do czego dosięgnął, zanim usiadł wygodnie na zadku przed kocurem. Energicznie pomachał ogonkiem, szeroko się uśmiechając. Nagle jednak malucha olśniła jedna myśl.
- Ale nie moses byc moim tatą. Nie mias ludego futelka! - obruszył się kocurek. - Cemu nie mas?
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz