Wojownik przełknął, wciąż nie mając pewności, czy to aby na pewno taki dobry pomysł, ale podszedł, niepewnie siadając na mchu. Hm, rzeczywiście było miękkie. Już pewniej, rozłożył się na nim, nieznacznie zbliżając do Aronii. Onieśmielony, wbił wzrok w suszone kwiaty zgrabnie układające się dookoła. Całkiem zacnie wyglądały i przyjemnie pachniały, że też klanowe koty nigdy nie wpadły na takie zastosowanie dla nich. Chociaż… wyłożenie nimi wszystkich legowisk na przykład w takim Klanie Klifu byłoby chyba zbyt pracochłonne i męczące jak na uzyskany owoc pracy. No bo tak na dobrą sprawę nie dawały niczego oprócz ładnego efektu wizualnego.
— Coś... coś się dzieje w Klanie Klifu? — Jego uwagę od kwiatów odwróciło ostrożne pytanie Nocniaka. — C-cały dzień jesteś zamyślony.
Machinalnie drgnął na pytanie zadane przez drugiego kocura. Obrócił się w jego stronę, wahając się przez dłuższą chwilę. Nie był pewny, na zdradzenie ilu informacji może sobie pozwolić. Bo oczywiście, że się działo.
— M-można… mo-można tak p-po-powiedzieć. O-ostatnio z-zniknęła g-grupa n-naszych wo-wojowników i a-atmosfera o-ogólnie ro-robi się n-napięta. — Pominął szczegóły odnośnie tego, gdzie ta grupa rzeczywiście się podziała oraz o ciąży Słodkiego Języka, woląc nie wiedzieć, jak Aronia zareaguje na takowe wieści.
Zastępca powoli pokiwał łbem. Łabędzi Plusk natomiast oparł pysk na łapach, wbijając wzrok w przestrzeń. Było tu przytulniej, niż mógłby się spodziewać. Może spędzenie nocy w borsuczej norze, do której omyłkowo wpadli nie będzie tak niekomfortowe i okropne, jak początkowo mogłoby się wydawać?
— A w K-Klanie No-Nocy? D-dobrze wam się ży-żyje? — Niepewnie skierował wzrok na partnera.
— Tak, jest okej.
Mruknął w odpowiedzi, wzdychając cicho. Ponownie odczuwał cienką barierę między nimi, taką jak jeszcze za czasów uczniowskich. Cóż, po części była to też jego wina i wiedział, że będzie musiał dać sporo od siebie, żeby to naprawić. Delikatnie szturchnął Aroniowy Podmuch.
— P-Pstrągowa G-Gwia-azda n-nie d-daje się w-wam we znaki? — Nieznacznie podniósł pysk z nad łap.
— Nie jest aż tak źle, jak mogłoby się wydawać, ale mogłaby wreszcie wziąć i pójść wąchać kwiatki od spodu. Nie obraziłbym się.
Łabędzi Plusk mimowolnie się uśmiechnął.
— T-to tak j-jak z Li-Lisia Gwia-Gwiazdą. N-na-prawdę mógłby j-już zde-zdechnąć.
— Sam się dziwię, że Gwiezdni jeszcze nie zesłali na niego jakiegoś potężnego pioruna. — Kocur parsknął, przez chwilę machając ogonem na boki.
— T-ta, ja t-też. — Niepewnie przysunął się jeszcze kawałek, delikatnie wtulając się w czarno-białe futro.
Starał się być ostrożny jak tylko mógł, tak bardzo nie chcąc niczego spieprzyć. Nie po raz drugi. Ziewnął cichutko, ukazując rząd już nie takich białych kłów. Miał w końcu swoje lata i wciąż nie rozumiał, jakim cudem wszystko tak szybko przemija. Po niedługiej chwili ziewnął jeszcze raz. Powolutku ogarniało go zmęczenie, lecz nie miał zamiaru teraz zasypiać. Ponownie odwrócił się w stronę Aroniowego Podmuchu, mrużąc ślepia.
— Ej, A-Aronio?
— Hm? — Ich spojrzenia zaraz się spotkały.
— T-też cza-czasem m-masz ta-takie wra-wrażenie, że czas le-leci… t-tak za szy-szybko? Wszy-wszystko p-prze-emija jak sz-sza-szalone, aż wy-wydaje się, że n-nie sta-starcza chwil na a-akceptację z-zmian. Prze-przecież z-zda-zdawałoby się, że w-wczoraj b-byliśmy mło-młodymi u-uczniami sku-upiającymi się w-wy-yłącznie na so-sobie, a te-teraz o-obydwoje je-jesteśmy je-jednymi z n-naj-ajstarszych czło-członków s-swoich k-klanów. No a ty mo-możesz l-lada dzień z-za-acząć prze-ewodzić Klanem No-Nocy. To m-mnie w-wręcz prze-przeraża.
<Aronio?>
Łabądku:(
OdpowiedzUsuń