- Nie mam pytań. Chyba. - miauknął kocurek, obserwując rybę, leżącą teraz koło łap Szakłakowego Cienia.
- Świetnie. Możemy wracać do obozu. - usłyszał głos brata swojej mamy, który poczochrał go po czubku głowy. Królicza Łapa zaśmiał się cicho, odpowiadając wujkowi kuksańcem w bok. Zauważył uśmiech swojego mentora, więc przepraszająco spojrzał na własne łapy. Powinien chyba zachować więcej powagi, ale co miał poradzić, kiedy nie upłynęło jeszcze tak dużo czasu, odkąd miał mleko pod nosem? W trójkę wrócili do obozu Klanu Nocy.
***
Pora Opadających Liści była ulubioną w życiu Króliczej Łapy. Kocurek odkąd zobaczył wiele kolorowych listków, walających się po obozie, z radosnym piskiem podekscytowania, obserwował je, co jakiś czas zbierając. Nie mógł jednak trzymać ich w legowisku uczniów, gdyż ci nie byliby zachwyceni. Do żłobka też wrócić nie mógł. Kocięta jeszcze by je zniszczyły! Kocurek zdecydował więc zebrać je w kupkę i trzymać za legowiskiem. Przychodził codziennie, doglądać swojej na wpół zakopanej kolekcji. Uwielbiał listki! Chciał mieć ich jeszcze więcej! Czuł, że nawet z wiekiem ta pasja mu nie przejdzie.
Jeśli zaś szło o kocięta... Królicza Łapa dalej nie odwiedził tych należących do Jesionowego Wichru i mu się do tego nie spieszyło. Czuł się tak, jakby te maluchy miały mu zabrać mentora. Z resztą czekoladowy spędzał z nimi wiele czasu i już nawet Królicza Łapa nie próbował mu zaproponować wspólnego zbierania listków w obawie, że kocur nazwie go dziecinnym i odprawi. W końcu był teraz ojcem, to znaczyło ogromną odpowiedzialność i dorosłość. A Króliczek? Dalej był uczniem. Nie spieszyło mu się ku dorosłemu życiu, mimo mianowania czającego się tuż-tuż.
Kocurek nie miał też powodów, by odwiedzać kociarnię. Murówcza Łapa i Zwinkowa Łapa przeniosły się do legowiska uczniów i teraz wspólnie mogli odpływać w świat marzeń. Tam zawsze Królicza Łapa czuł się wolny i niedościgniony.
- Wtedy musisz wepchnąć mu rybę do gardła. Mocno! O tak! - Króliczek chwycił rybę i starał się ją wepchnąć w pyszczek Zwinki. Koteczka zepchnęła go jednak z siebie i ze śmiechem wystawiła mu język. Niebieski pokręcił z rozbawieniem głową, wypluwając trzymanego łososia.
Zwinkowa Łapa cały czas im się uważnie przyglądała, chociaż myślami mogła być już na treningu ku niezwykłej, pełnej ryb krainie. Królicza Łapa odpuścił więc dalsze edukowanie kotek. Krótka Łapa, Chodząca Łapa i Jaszczurza Łapa wydawali się być bardziej zainteresowani. Zanim jednak Króliczek wrócił do ponownego tłumaczenia, zauważył swoją mamę.
Szałwiowa Chmura wolnym krokiem wróciła do obozu. Kocurek podejrzewał, że była na polowaniu, jednak nie zauważył żadnej złapanej zwierzyny. Kocica z ciężkim westchnięciem, kierowała się do legowiska wojowników. Jej kroki były powolne, jakby zmęczone. Królicza Łapa bardzo się zaniepokoił. Nie minęło uderzenie serca, gdy znalazł się przy niej.
- Mamo? Wszystko gra? - spytał cicho kocurek.
Szałwiowa Chmura posłała mu czuły uśmiech.
Szałwiowa Chmura posłała mu czuły uśmiech.
- Oczywiście, skarbie. - polizała go w czubek głowy. - Nie masz przypadkiem treningu?
Królicza Łapa powoli pokiwał głową. Mama już odchodziła, najwyraźniej nieprzejęta swoim stanem. Kocurkowi wydawało się, że jest jakoś dziwnie zmęczona. Może miała dość synka, opowiadającego jej ciągle o treningu? Albo była przeciążona obowiązkami wojowniczki? Do najmłodszych nie należała, czego był świadomy.
- Królicza Łapo? Idziesz? - zastrzygł uszkami, odwracając pyszczek i w kilku susach znalazł się przy boku Jesionowego Wichru. Mieli dzisiaj wybrać się na kolejny trening. Czekoladowy kocur wspominał coś o wspinaczce i schodzeniu z drzew, to mogła być bardzo przydatna lekcja. Nie miał jednak teraz do tego głowy, nawet nie odpowiedział uśmiechem. Nic więc dziwnego, że wkrótce mentor zauważył jego zmianę nastroju. Uczeń był zawsze wyciszony, ale nie aż tak. - Coś się stało?
- Mama... - zawahał się. Czy powinien dzielić się z Jesionowym Wichrem troskami? On ma pewnie swoje sprawy na głowie. Westchnął. -...mama jest zmęczona. Ledwo dotarła do legowiska wojowników. Martwię się o nią. Mam tylko ją i tatę. Gdy ich zabraknie... ja nie... nie umiem nawet o tym myśleć. - pociągnął noskiem. Czuł jak łezki zbierają się w jego ślepiach. Przetarł je szybko łapą. Jesionowy Wicher na pewno uważa go za dziecinnego! - Prze-przepraszam, ale czy możemy dzisiaj... odwo-odwołać trening? Muszę się nią zająć.
<Jesionowy Wichrze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz