Noc sennie otworzyła oczy. Obudziły ją hałasy na dworze. Zapach strachu rozlewał obóz, a Owocowej Pogoni nigdzie nie było. Tak samo jak Sennego Świtu, która spodziewała się kociąt. Gdy tylko wychyliła lekko główkę znad jeżyn, stanowiących barierę żłobka, poczuła odrażający zapach krwi i coraz to głośniejsze słowa... Których nie chciała usłyszeć. W samym środku obozu stał czarny kot, którego nigdy nie widziała. To on wykrzykiwał obelgi i oznajmiał, że Klan Wilka nie istnieje. Ale jak to? Obok niego było kilka innych kotów, którzy na pysku mieli wymalowaną taką samą szyderczość. A dalej przerażeni członkowie jej klanu. Coś, czego nie mogła po prostu zrozumieć. Jeszcze bardziej się przestraszyła, gdy zdała sobie sprawę, że nie widzi Świtającej Maski. Kocur przecież ciągle siedział przy żłobku. Wychynęła się delikatnie zza kociarni, stawiając powoli kroki oraz modląc się, by białe plamy na jej futrze nie były widoczne w nocy. Musiała go znaleźć. Gdyby nie on, to ona by umarła bez mamy. On ją tu zaprowadził. Chociaż uważała ten cały klan za jakiś oszołomów, to podobało jej się. Chociaż kierowali do niej krzywe spojrzenia, wyraźnie mówiące "Skąd ty niby jesteś mysi móżdżku". Chociaż Owocowa Pogoń coraz to częściej trąciła cierpliwość nad nią i kociakami Tygrysiej Pręgi oraz Zawilcowego Pnącza. To przynajmniej mogła się z nim bawić. Kaszlnęła cicho, chcąc by nie zostało to usłyszane przez najeźdźców. Przyspieszając trochę tempo, szła w cieniu nie zważając na hałasy na zewnątrz. Nagle chyba ktoś ją zauważył. Dziko pręgowana kotka odłączyła się od grupy i z niesmakiem podeszła do niej. Teraz Noc, mogła tylko poprosić Klan Gwiazd o to, by nie musiała do niego wkrótce dołączyć.
- Co tu robisz lisi bobku? Spadaj do kociarni! - warknęła nieznajomą kotka. Czarno-biała kotka już nie wiedziała co robić. Powoli kroczyła do tyłu, odsuwając się od wroga, ale nagle musiała się zatrzymać, by nie przywalić w skałę. Zerknęła do tyłu. Nie miała jak uciec. Za grotą był tylko las, krzewy, drzewa... I w tym momencie wpadła na pomysł. Niewiele myśląc, wyskoczyła na bok i pędem ruszyła w stronę wyjścia. Przystanęła przy pierwszym lepszym drzewie. Nie wydawało się zbyt wysokie, ale ochronę da. Skoczyła najwyżej jak umiała i skrobią pazurkami wspięła się trochę do góry. Trochę ćwiczyła, bo gdy tylko Świtająca Maska zasypiał, starała się wymknąć by popatrzeć na Srebrną Skórę. Ciekawe było patrzenie na gwiazdy, będące podobno przodkami wszystkich czterech klanów. Jej przemyślenia przerwał głos kotki na dole.
- Złaź tu, nie będę po ciebie wchodzić, bo inaczej pozbawię cię reszty ogona!
Noc z przerażeniem obejrzała się w tył, na swój malutki ogonek. Gdyby ten parszywy psi pysk, pozbawił ją go... To by nie zostało nic. Ale zbyt się bała zejść. Kurczowo przyciskała łapkami chybotliwą gałąź, pokaszlując co chwilę. Nie wiedziała o co chodzi, lecz to, że jest coraz to mógł się każdy domyślić. Ciemna sylwetka na dole zniknęła i teraz zostało jej tylko czekanie, aż ktoś ja stąd zdejmie. Sama nie zejdzie. Była tego pewna.
<Ktoś chce ją uratować?>
Klepie Fasolką
OdpowiedzUsuń