***Gdy Mgiełka była jeszcze kociakiem***
- Moj tiata jest wofownikiem! - Mgiełka poczuła się niejako dziwnie. Większość klanu była wojownikami. Prychnęła. Nie chciała niszczyć kociaka pewności, że jego tata jest wyjątkowy w swojej randze, ale jednak bardziej nie chciało jej się tłumaczyć, na czym polega hierarchia w klanie. Kiedyś ktoś o tym uświadomi kocurka. Mgiełka nie miała zamiaru, zbyt bardzo przejęła się myślą pokazania gwiazd rudemu. Poza tym nie chciała przywiązywać się na samym początku do nowo poznanego kota. Kto wie, czy ten też ją znielubi tak jak Imbir? Chociaż nie, Imbir nie lubił jej od samego początku.
- A twoj jes metykiem? - nie powiem, to pytanie zaskoczyło czarno-białą.
Jak ten osobnik mógł myśleć, że jej tatą jest medyk? Może fakt bywała często u Porannej Zorzy, ale bez przesady. Medyk raczej nie był emocjonalny względem kotki. Zresztą skąd ten kociak mógł wiedzieć, gdzie Mgiełka udaje się codziennie?
- Nie, mój tata też jest wojownikiem - strzepnęła z irytacją ogonem.
Postanowiła, że nie będzie zgłębiać się w szczegóły. Mgiełka właśnie pomyślała, że dość trudna może być relacja z nią. Łatwo się irytuje, a ponadto nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie cień. Zupełnie była rozchwiana emocjonalnie, chyba innym kotom będzie ciężko wychwycić moment, w którym kotka będzie miała ochotę na rozmowę. Odłożyła te myśli na bok, bo z ust kociaka padło kolejne pytanie.
- A ktio jesce jest w klanie? - tak bardzo chciała tego uniknąć.
Uwziął się na nią jak nic. Skuliła uszy. Chciała iść porozmawiać z tatą na temat gwiazd, czy ich zaprowadzi i w ogóle, a ten kociak zadawał jej masę pytań. Zupełnie oczywistych, przynajmniej dla czarno-białej. Zapomniała już, że przecież sama kiedyś musiała się tego wszystkiego dowiedzieć. Jednak mimo to, postanowiła być miła i chociaż troszeczkę nakreślić sytuację kocurkowi.
- Starszyzna, zastępca i przywódca, którym aktualnie jest Pstrągowa Gwiazda - wypowiadając dwa ostatnie słowa, zjeżyła sierść - Ona jest dość... specyficzna, dlatego muszę się z nią w końcu zobaczyć - nie wiedziała, jak powiedzieć to, co uważa o przywódczyni, kociakowi. W sumie nie musiała, ale czuła wewnętrzną potrzebę uświadomienia mu, jak bardzo wredną i bez współczucia ma przywódczynię.
- Cio snacy spelificna? - wyseplenił kociak i spojrzał prosto w oczy Mgiełce.
Serio? Naprawdę chciał usłyszeć z jej pyszczka to wszystko, co miała do liderki? Miała ogromną ochotę powiedzieć mu wszystko o Pstrągowej Gwieździe, tyle że on nie zrozumie. Nie jego mama była porwana. Postanowiła się nie wysilać.
- Po prostu uważaj na nią - nie dała chwili kocurkowi, by zadał kolejne pytanie.
Obróciła się i szybko wybiegła z kociarni, kierując się w stronę legowiska wojowników. Musiała poinformować tatę, że ten zabierze ją i Kaczorka na spotkanie z Klanem Gwiazdy. Nie mogła się doczekać.
***
Mgiełka nie miała pojęcia, jak kocurek przekonał swoją rodzicielkę, żeby ta pozwoliła mu iść razem z Mgiełką i jej tatą na gwiazdy, ale grunt, że mu się udało. Szła teraz obok taty, który niósł jej nowego kolegę. Gdy byli już poza obozem, ten podobnie jak na wyjściu razem ze Szronkiem, powiedział, żeby kociaki spojrzały w górę. Mgiełka nie dała sobie dłużej powtarzać i po prostu spojrzała na srebrną skórkę. Była cała w tych przepięknych białych światełkach. Zamknęła oczka i pomyślała, że mogłaby tutaj pójść spać. Było tak cudnie! Czuła się bliżej Klanu Gwiazdy, w który tak bardzo wierzyła. Nie mogła się wręcz doczekać, kiedy zostanie medykiem i będzie miała możliwość posiadania snów od zmarłych przodków, wtedy będzie ich jeszcze bliżej. Zamknęła oczka. Poczuła lekki wiaterek, a właściwie trochę silniejszy wiaterek. Była pora opadających liści, co za sobą niosło chłodniejsze dni, a kolorowe listki spadały z drzew. Nie czuła jakoś piękna idącego z tej pory roku, ale też ta nie była najgorsza. Zwierzyny nadal nie brakowało, tyle że pomału trzeba było sprężać się ze zbieraniem ziół. Niby po tej porze roku następowała pora, gdzie liści nie było na drzewach, a zwierzyny brakowało. Ponadto było bardzo zimno. Mgiełkę przeszedł dreszcz na samą myśl o tej porze. Nie należała raczej do przyjemnych. Wróciła myślami do obecnej chwili i jeszcze raz spojrzała na niebo. Gdzieś tam była jej babcia, której czarno-biała nawet nie poznała, ale myśl, że ktoś z jej rodziny był razem ze zmarłymi przodkami, dodawała jej otuchy.
- Widzisz jak pięknie! - Spojrzała na rudego.
Miała nadzieję, że i mu się podobało, a jeszcze większą nadzieję miała, że ten nie zaleje jej kolejną falą pytań. Chciała delektować się tak ulotną chwilą z Klanem Gwiazdy.
<Kaczorek? Będziesz jeszcze pytał? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz