— ATAK!
Kotka otworzyła pośpiesznie ślepia. Rudy kształt przemknął po jej grzbiecie, wpadając niemal od razu na śpiącą jeszcze siostrę. Czekoladowa szylkretka obudziła się natychmiast, zaskoczona nagłym ciężarem na swoim ciałku. Zaczęła na oślep atakować łapkami, z wysuniętymi małymi pazurkami. Kocurek przyszpilił ją do ziemi, chwytając mocno jej ogon w swoje szczęki. Kotka pisnęła nie zadowolona. Ugryzła go w ucho, chcąc dać mu nauczkę. Brzoskwiniowa Bryza zareagowała od razu, psując świetny plan swojego syna na obudzenie siostry. Chwyciła kocurka za luźną skórę na karku, przenosząc bliżej siebie. Malinka poderwała się na równe łapki, wystawiając język rudemu. Spiorunował ją spojrzeniem, zanim podobne przeniósł na mamę. Karmicielce nie mogli podskakiwać. Była większa, kochająca i miała do tego pełno pysznego mleka. Wiedział jednak, że jeśli zrobi słodkie oczka, może ubłagać wszystko u mamusi, którą bardzo kochał z wzajemnością.
— Kaczorku, co ci mówiłam o atakowaniu siostry?
Kociak zmrużył ślepka. Próbował sobie przypomnieć jeden z wykładów o dobrym wychowaniu, których udzieliła ich całej trójce mama.
— Oj mamo, psujes sabawe. — miauknął kocurek, tupiąc łapką. Przecież oczywistym było, że nic nie zrobi swojej ukochanej siostrzyczce. Lubił się z nią bawić, nawet jeśli czasami nieoczekiwanie.
Brzoskwiniowa Bryza westchnęła. Kaczorek pewny, że już wygrał, dumnie uniósł do góry ogonek. Niestety mama przystąpiła do największych tortur! Zaczęła go wylizywać. Nie lubił kąpieli, czuł się dziwnie, gdy to brzydkie futerko się do niego jeszcze bardziej kleiło mokre. Kocica zajęła się najpierw nim, a potem rodzeństwem. Kaczorek otoczył łapki ogonkiem, czekając aż Malinka będzie zwolniona z obowiązku czystego futerka. Kotka najwyraźniej również nie mogła doczekać się kolejnych psot. Mówiły to radosne iskierki w jej ślepiach. Kaczorek przebierał łapkami w miejscu, zastanawiając się nad jakimś super mega epickim pomysłem na zabawę. Zerknął w stronę wyjścia z kociarni. Chciałby już zobaczyć, gdzie znikają inne kocięta, a także skąd odwiedzają ich dorosłe koty. Zawsze wojownicy się nimi zachwycali, nie szczędząc komplementów, czasami nawet dawali jakieś zabawki, czy martwą zwierzynę dla mamy. Życie kociaka było super. Uwaga tylko na tobie, do tego można było robić co się chciało (przynajmniej jego zdaniem) i nie dostać żadnej kary. Zamierzał cieszyć się dzieciństwem póki mógł.
Ucieczka ze żłobka graniczyła z cudem. Mama nie spuszczała ze swoich pociech wzroku ani na moment. Jak mieli się wymknąć? Uderzył ogonkiem o ziemię. Siostra zajęła się jakimś piórkiem, znalazł się przy niej błyskawicznie. Czas rozpocząć zabawę!
— Co lobis na telenach Klanu Nocy, Lisia Gwiasdo?!
Wskoczył na szylkretkę, przewracając ją na bok. Wgryzł się w jej łapkę, ciesząc się piskiem oburzenia ze strony Malinki. Koteczka zrzuciła go prędko.
— Nie chce byc glupim klifiakiem! — obruszyła się Malinka. Kaczorek westchnął. Na pyszczku brązowookiej szybko pojawił się jednak figlarny uśmiech. — Bede Malinowa Gwiasda, psywodcyni wielkiego Klanu Nocy!
Rudy kocurek ożywił się od razu. Ustawił się w dumnej pozycji, ogonkiem przejeżdżając po swoim boku.
— Boj sie, Malinowa Gwiasdo, ja Kaca Gwiasda, psywodca Klanu eee Bsoskwini cie pokonam!
— Pokas co umies!
Kocięta z piskami podekscytowania, rzuciły się na siebie. Tarzając się, próbowali przycisnąć przeciwnika do ziemi. Malinka atakowała brzuszek brata, natomiast Kaczorek próbował ją ugryźć w ucho. Uderzył łapką pyszczek koteczki, która odwdzięczyła mu się ugryzieniem w ogon. Kociak pisnął z podekscytowaniem, łapiąc kotkę teraz za przednią łapkę, gdy Malinka na chwilę się odsunęła, żeby wymierzyć mu mocny cios w łebek. Zachwiał się, upadając na grzbiet, przyciśnięty przez siostrę.
— Wyglalam!
— Nie. — popchnął mocno koteczkę, teraz znajdując się nad nią. — Ja wyglalem, Malinowa Gwiasdo!
Patrzyli na siebie dłuższy czas, mierząc się spojrzeniami. Żadne z nich nie chciało ustąpić i uparcie uważało, że wygrało całą walkę. Jak to jednak bywało w ich duecie, wybuchnęli śmiechem. Rudy zszedł z szylkretki, która od razu wstała na cztery łapki i zapominając o rywalizacji, zaczęli się znowu bawić.
— Pss, Malinka!
— Tak, Kacolek?
— Slobmy sawody! Saklat, ze umiem dluzej ksycec?
— Dajes!
Kocięta stanęły naprzeciwko siebie, mierząc się jeszcze jakiś czas, zanim otworzyły pyszczki. Już zaledwie kilka uderzeń serca później, Brzoskwiniowa Bryza i trzecie kocię w miocie, byli świadkami krzyku na cały żłobek. Aż dziwne, że z dwójki takich spokojnych wojowników, urodziły się małe łobuzy.
— AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— Dzieci! — Brzoskwinka posłała swojemu potomstwu ostrzegawcze spojrzenie. Koniuszek jej ogona drgnął nerwowo.
Kaczorek i Malinka zaprzestali swojej wojny na wrzaski, odchodząc kawałek dalej od karmicielki. Rudy nie rozumiał, czemu mama nie lubiła, gdy byli za głośno. Przecież im głośniej tym lepiej. Malinka się z nim zgadzała, wiedział to, odkąd pamiętał miał więź z siostrzyczką.
— To glupie Malinka. — ulokował zadek na jakimś mchu. Malinka usiadła obok niego, wpatrzona w wyjście z kociarni.
Kaczorek pchnął jakiś kamyczek, który się potoczył. Mogliby się znowu pobawić w klany, berka albo chowanego. Cokolwiek, byle czas zleciał, do pory snu i jedzenia. Oczywistym było, że kocięta Brzoskwiniowej Bryzy i Jesionowego Wichru, nie lubiły się nudzić.
Kaczorek łapką trącił bok siostry, zwracając na siebie uwagę brązowych bystrych ślepi. Niby się bardzo różnili, a jednak świetnie dogadywali.
— Slubmy cos supelowego. — miauknął kocurek, z błyskiem w niebieskich oczkach.
<Malinko? To opko to chaos, zupełnie jak nasz duet. Pora na psoty!>
hehe_ćma
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń