~pierwszy dzień nauki~
- Co tak dyszysz? - zapytała z uśmiechem. - Nie jesteśmy jeszcze daleko. No chodź!
Śliwka na chwiejących nogach przyspieszyła kroku. Próbowała to z siebie wyprzeć, ale nie mogła okłamywać swojego ciała. Denerwowała się przed tą pierwszą lekcją. Spodziewała się, że są na to na razie małe szanse, ale co, jeśli mentor już będzie chciał uczyć je walki? Przecież to by było straszne! Dodatkowo było jej trochę wstyd, że martwi się na zapas, ale zupełnie nie potrafiła się opanować. No bo co zrobić? Po prostu podchodzić do Wschodu i namolnie pytać, co będziemy robić przed każdą lekcją? Jeszcze pomyśli, że jest irytująca. Człapała więc tuż za ogonem Brzoskwinki, jednak w pewnym momencie do głowy wpadł jej pewien pomysł. Podreptała więc bliżej siostry.
- Ciekawe, co będziemy dzisiaj robić - zagaiła, pozornie bez zainteresowania, ale na tyle cicho, aby kocur idący na przedzie jej nie dosłyszał.
Brzoskwinka nadstawiła uszu.
- A wiesz, że nie wiem? Chodź, spytamy!
Idealnie.
Niebiesko-kremowa potruchtała do medyka, a Śliwka już chwilę później stała u jej boku. Oczywiście to Brzoskwinka zabrała głos.
- Co będziemy dzisiaj robić? - zapytała zaciekawiona koteczka. - Nauczysz nas walki?
Na te słowa Śliwka się skuliła. Zaczęła już planować drogę ucieczki, na wypadek, gdyby miał potwierdzić.
- Nie dzisiaj, Brzoskwinko - odparł spokojnie rudo-biały kocur. - No, poniekąd. Co prawda zaczniemy od nauki polowania, ale zdziwiłabyś się, ile ma wspólnego z walką.
Siostra czekoladowej wyglądała na nieco rozczarowaną. Sama Śliwka odetchnęła natomiast z ulgą. Arlekin wyprowadził je na skraj owocowego lasu. Znajdowali się niedaleko od ogrodzenia. Pomiędzy pniami drzew wyrastały wysokie trawy i rozłożyste krzewy obsypane niewielkimi owocami. Mentor spojrzał w niebo i nakazał im usiąść w niedalekiej odległości od najbliższego krzaka z owocami, ale tak, aby były jak najmniej widoczne. Sam przycupnął kawałek dalej. Wszyscy siedzieli w bezruchu przez kilkadziesiąt uderzeń serca, aż na jednej z gałęzi obficie obrośniętej owocami, nie przysiadł dorodny kos i nie zaczął się pożywiać. Wschód bez trudu doskoczył na odpowiednią wysokość, aby chwycić ptaka w zęby i pozbawić go życia. Chwilę potem stał już przed swoimi uczennicami, trzymając w pysku smakowicie wyglądającą zdobycz.
- Sam chętnie bym to zjadł, ale lepiej będzie oddać to Sarniej Prędze. No dobrze, widziałyście, jak trzeba polować na ptaki? Jak już was zobaczą, to nie tylko od razu uciekną, ale jeszcze ostrzegą swoje towarzystwo. Dlatego trzeba działać szybko i maksymalnie cicho. Musicie też być stanowcze - nawet raniony ptak będzie próbował odlecieć.
- Mogę spróbować? - spytała Brzoskwinka, stawiając krok do przodu.
- Oczywiście!
Śliwka posłusznie podążyła za Wschodem, który usadowił się kilka długości ogona dalej. Nie musieli długo czekać, aby w pobliżu pojawiła się kolejna zdobycz. Tym razem był to duży gołąb, który wylądował na ziemi, aby posilić się opadłymi na ziemię czereśniami. Brzoskwinka całkiem zręcznie zakradła się w jego stronę i spróbowała zatopić zęby w jego szyi, ale chybiła o włos i zahaczyła pazurami o jego skrzydło. Ptak spróbował rozpaczliwie zatrzepotać, gubiąc przy tym kilka piór, jednak moment później do Brzoskwinki dołączyła Śliwka, która przytrzymała gołębia za drugie skrzydło i pozwoliła, aby niebieska szylkretka go uśmierciła. Siostry spojrzały na siebie z radością - razem upolowały swoją pierwszą zdobycz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz