Tego się nie spodziewała. Fasolkowa Łapa, teraz już Krzywica nie chciała złożyć przysięgi! Jak ona mogła? Mgiełka z przerażeniem myślała o przyszłości. Gwiezdni nic nie zrobili nowej medyczce, mimo iż ta nie pała dobrymi emocjami względem nich i okazała to między innymi odmawiając złożenia przysięgi. Na szczęście ostatecznie się ugięła, ale to nie uspokoiło Mglistej Łapy. Najgorsze było to, że gwiezdni przecież nie muszą jej czegoś teraz zrobić, mogą to również zrobić w jej obozie lub chociażby podczas zbierania ziół. Przełknęła gulę w gardle. Teraz sama nie wiedziała czego się po nich spodziewać, mimo wszystko na razie nie zamierzała porzucać wiary we wszechmogący Klan Gwiazdy. Nie wiedziała tylko jak to wszystko poukładać sobie w głowie, ot co. Kim byli ci gwiezdni zsyłający przerażające sny medykom? Chciała się tego dokładnie dowiedzieć, jednak teraz miała niemały mętlik w głowie.
***Gdy nastała zima i ziemię pokrył biały puch***
Nastała Pora Nagich Drzew. Mgiełka po raz pierwszy przeżywała takowe zjawisko, jednak już nie przypadło jej do gustu. Mimo pięknego białego puchu nie polubiła tej pory roku. Było strasznie zimno i szczerze współczuła wszystkim kotom, które posiadały krótką sierść. Lodowaty wiatr mierzwił futra klanowiczom, brakowało zwierzyny, a zioła już nie rosły. Dobrze, że wraz z Poranną Zorzą zdążyli uwinąć się z ich zgromadzeniem. Miała tylko nadzieję, że wystarczy im zapasów do końca tej nieprzyjemnej pory roku. Jednak Pora Nagich Drzew też miała swoje zalety, a jedną z nich był właśnie śnieg. Lubiła patrzeć, jak ów mieni się dzięki wszechobecnym promieniom słońca. Wyglądał wtedy, jakby był ulepiony z tysiąca malutkich kryształków. To był cudowny widok. W nocy zaś odbijał światło gwiazd. Mgiełka była tak zauroczona tym widokiem, że mimo mrozu wieczorami wychodziła poza legowisko, by tylko usiąść i popatrzeć na gwiazdy odbijające się w białym puchu. Miała wtedy poczucie, jakby gwiezdni specjalnie schodzili na ziemię, by tylko pobyć, chociaż chwilkę z kotami, na które wiecznie patrzyły z góry. Może właśnie dzięki temu Mglista Łapa mogła powiedzieć, że nie jest sama? Że nie musi znowu sama radzić sobie z cieniem? To było dobre uczucie. Na razie więc nie chciała psuć sobie tego, myślą, że może i Fasolowa Krzywica miała racje. Jak to imię ją drażniło. Tak bardzo była zła na Potrójny Krok, że obdarzył takowym taką cudowną kotkę, jaką była Fasolka. Prychnęła. Lubiła medyka Klanu Wilka, ale według niej przesadził z tym imieniem. Jej rozmyślania przerwał jakiś kot, informując ją o gorączce Owczego Futerka. Wzdychnęła. Innym razem wróci w odmęty swoich myśli. Teraz musiała zająć się pacjentką. Ruszyła w stronę legowiska starszyzny. Idąc, rozglądała się, szukając jakichś oznak życia obozu, bowiem ten niemal opustoszał. Wojownicy, gdy nie trenowali uczniów ani nie polowali, większość czasu spędzali w cieple. Nie dziwiła im się. Sama je wolała, ale dzięki temu w obozie było mniej kotów. Skutkowało to niejakim poczuciem pustki u uczennicy. Gdy dotarła do pacjentki, przystąpiła do badania. Postanowiła sama zająć się Owczym Futerkiem, nawet nie pytając się o zgodę mentora. W końcu już jakiś czas uczy się na medyka, więc chyba coś umie, nie? Nie chciała też znowu zawracać głowy Porannej Zorzy, widząc, jak ten czasem reaguje na jej słowa, odwidziało jej się. Po prostu. Gdy dowiedziała się, że Owcze Futerko miała kleszcza, od razu wszystko ułożyło jej się w całość. Skuliła do tyłu uszy. Czemu nie przyszła do niej wcześniej, tylko czekała aż dostanie gorączki?
- Czemu nie przyszłaś wcześniej? - wypowiedziała te słowa lekko obojętnym tonem, ale też z nutką złości. Spojrzała na towarzyszkę. Ta tylko uśmiechnęła się do niej i chciała coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła, gdyż Mgiełka rzuciła szybko, by ta poczekała, a sama udała się po potrzebne zioła do legowiska medyka. Potrzebowała lawendy na gorączkę i mysiej żółci na kleszcze, która swoją drogą okropnie śmierdziała. Chwyciła potrzebne medykamenty, krzywiąc się przy tej drugiej, na co spotkał ją niemal morderczy wzrok mentora. Mgiełka wzruszyła ramionami i udała się z powrotem do legowiska starszyzny. Dała Owczemu Futerku lawendę do wdychania i posmarowała miejsce z kleszczem mysią żółcią.
- Niedługo powinno być ci lepiej - lekko się uśmiechnęła i napotkała wdzięczny wzrok starszej kotki. Lubiła to. Lubiła pomagać innym kotom. Jej humor od razu uległ poprawie, przez co już w lepszym nastroju opuszczała to legowisko. Było to miłe, ale też dziwne uczucie. Nie chciała go okazywać, ponieważ uznała je za słabość, nie mniej jednak jej serduszko lekko rozpromieniła krótka fala ciepła, czego nie czuła od tak dawna...
Wyleczona Owcze Futerko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz