Orlikowy Szept spał spokojnie w legowisku wojowników, zwinięty w kłębek. Nadeszła zima, więc przed snem zgarnął łapą śnieg, z dala od swojej kępki mchu. Wtulił się w Cętkowany Kwiat, aby oddać jej część swojego ciepła. W chłodną porę roku doceniał gęstą sierść.
Śnił o przyjemnych rzeczach, chociaż tak wiele tygodni temu widział na własne oczy wojnę oraz od dłuższego czasu pilnował Konwaliowego Serca. Życie trochę się pokomplikowało, a szczęściem okazało się mianowanie trójki dzieci na wojowników. Żadne nie chciało zostać medykiem. Niebo, Tupot i Świerszczyk urośli i nie przypominali za nic w świecie tych małych, słodkich kulek, którymi byli po narodzinach. Zdołał podołać ojcostwu, chociaż na pewno nie był wymarzonym rodzicem. Dzieciaczki pozostały zdrowe, żadne z nich nie straciło jakiejś części ciała. Rodzina żyła, to się w tej chwili liczyło dla białego.
Spokojny sen przerwało oberwanie śnieżką. Okrągła, biała kula trafiła prosto w głowę wojownika. Orlikowy Szept od razu się podniósł, zaspany i nadal myślący o przyjemnym śnie o tańczącym na lodzie Narcyzowym Pyle. Potrząsnął głową. Poczuł przeraźliwe zimno, którego chciał się pozbyć. Rozejrzał się po legowisku, w celu znalezienia tego, kto go obudził.
Usłyszał czyiś znany sobie śmiech. Już rozpoznał winowajcę, a właściwie winowajczynię. Podszedł ostrożnie do źródła dźwięku. Ostrożnie stawiał kroki, dopóki jego niebieskim oczom nie ukazała się czekoladowa kotka, próbująca zdusić śmiech.
- Tuptająca Łapo, widzę cię. Mogłem się spodziewać, że to ty - miauknął spokojnie. O dziwo nie czuł wyrzutów swojej córce, że go wybudziła. Mała tak często robiła to za kocięcych księżyców. Czasami białemu zdarzało się zasypiać w żłobku, leżąc blisko Cętki, a Tupot już o świcie potrafiła przerwać sen rodzeństwu i rodzicom.
Kotka zaśmiała się, pokazując szereg wszystkie swoje zęby.
- Miałeś zabawy wyraz pyska, tato! Żałuj, że tego nie widziałeś! Boki zrywać! - miauczała czekoladowa, nie potrafiąc się uspokoić.
Wibrysy białego delikatnie zadrżały. Nie wiedział do końca, w jaki sposób zareagować. Musiał nadal pracować nad lepszym zmysłem społecznym wobec członków klanu i swojej rodziny, żeby lepiej się wykazać.
Poczuł delikatny wiatr na swoim futrze. Po jego tułowiu przeszedł chłodny dreszcz. Zima rozkręciła się na dobre.
Odsunął się o kilka żabich skoków od córki. Uformował jedną z przednich nóg krzywą kulkę ze śniegu. Póki nie miał iść na patrol albo na polowanie, mógł pozwolić sobie na spędzenie czasu z jednym z dzieci. Nie pójdzie do Drżącej Łapy i Jeżynowej Łapy, ponieważ ci zapewne jeszcze spali. Cętkowany Kwiat również leżała i wyglądała na spokojną. Ktoś musiał zająć uwagę kotki, aby ta nie wybudziła reszty wojowników swoją wieczną chęcią robienia kawałów i psikusów.
Rzucił kulkę w swoją córkę, trafiając ją w brzuch. Tuptająca Łapa spojrzała ze zdziwieniem na rodzica, nie spodziewała się takiego ruchu ze strony białego.
- Zabawmy się! - miauknął Orlikowy Szept, już w pełni rozbudzony. - Co powiesz na bitwę na śnieżki? Oczywiście poza legowiskiem, bo mama się na nas wścieknie za hałasowanie.
Śnił o przyjemnych rzeczach, chociaż tak wiele tygodni temu widział na własne oczy wojnę oraz od dłuższego czasu pilnował Konwaliowego Serca. Życie trochę się pokomplikowało, a szczęściem okazało się mianowanie trójki dzieci na wojowników. Żadne nie chciało zostać medykiem. Niebo, Tupot i Świerszczyk urośli i nie przypominali za nic w świecie tych małych, słodkich kulek, którymi byli po narodzinach. Zdołał podołać ojcostwu, chociaż na pewno nie był wymarzonym rodzicem. Dzieciaczki pozostały zdrowe, żadne z nich nie straciło jakiejś części ciała. Rodzina żyła, to się w tej chwili liczyło dla białego.
Spokojny sen przerwało oberwanie śnieżką. Okrągła, biała kula trafiła prosto w głowę wojownika. Orlikowy Szept od razu się podniósł, zaspany i nadal myślący o przyjemnym śnie o tańczącym na lodzie Narcyzowym Pyle. Potrząsnął głową. Poczuł przeraźliwe zimno, którego chciał się pozbyć. Rozejrzał się po legowisku, w celu znalezienia tego, kto go obudził.
Usłyszał czyiś znany sobie śmiech. Już rozpoznał winowajcę, a właściwie winowajczynię. Podszedł ostrożnie do źródła dźwięku. Ostrożnie stawiał kroki, dopóki jego niebieskim oczom nie ukazała się czekoladowa kotka, próbująca zdusić śmiech.
- Tuptająca Łapo, widzę cię. Mogłem się spodziewać, że to ty - miauknął spokojnie. O dziwo nie czuł wyrzutów swojej córce, że go wybudziła. Mała tak często robiła to za kocięcych księżyców. Czasami białemu zdarzało się zasypiać w żłobku, leżąc blisko Cętki, a Tupot już o świcie potrafiła przerwać sen rodzeństwu i rodzicom.
Kotka zaśmiała się, pokazując szereg wszystkie swoje zęby.
- Miałeś zabawy wyraz pyska, tato! Żałuj, że tego nie widziałeś! Boki zrywać! - miauczała czekoladowa, nie potrafiąc się uspokoić.
Wibrysy białego delikatnie zadrżały. Nie wiedział do końca, w jaki sposób zareagować. Musiał nadal pracować nad lepszym zmysłem społecznym wobec członków klanu i swojej rodziny, żeby lepiej się wykazać.
Poczuł delikatny wiatr na swoim futrze. Po jego tułowiu przeszedł chłodny dreszcz. Zima rozkręciła się na dobre.
Odsunął się o kilka żabich skoków od córki. Uformował jedną z przednich nóg krzywą kulkę ze śniegu. Póki nie miał iść na patrol albo na polowanie, mógł pozwolić sobie na spędzenie czasu z jednym z dzieci. Nie pójdzie do Drżącej Łapy i Jeżynowej Łapy, ponieważ ci zapewne jeszcze spali. Cętkowany Kwiat również leżała i wyglądała na spokojną. Ktoś musiał zająć uwagę kotki, aby ta nie wybudziła reszty wojowników swoją wieczną chęcią robienia kawałów i psikusów.
Rzucił kulkę w swoją córkę, trafiając ją w brzuch. Tuptająca Łapa spojrzała ze zdziwieniem na rodzica, nie spodziewała się takiego ruchu ze strony białego.
- Zabawmy się! - miauknął Orlikowy Szept, już w pełni rozbudzony. - Co powiesz na bitwę na śnieżki? Oczywiście poza legowiskiem, bo mama się na nas wścieknie za hałasowanie.
<Tupot?>
Aww... Urocze :3
OdpowiedzUsuń